1. Pogawarjat, pogawarjat i ustanut – zauważył jeden z deputowanych do Dumy i zalecał, żeby ruszać na Ukrainę i olewać to, co wygaduje tak zwana Unia Europejska.

Ma chłop rację – Europa najchętniej na „pogaworach” by przestała. Co tam obchodzi Hiszpanów czy Włochów jakaś Ukraina, gdzie Madryt, gdzie Rzym, a gdzie Krym?

Francuzi od czasów klęski Napoleona nad Berezyną Rosji się boją, tym bardziej, że jest akurat równe dwieście lat od czasów, gdy Rosjanie okupowali Paryż i poganiali kelnerów w barach – bystro, bystro, od czego wzięła się nazwa bistro. Od tej pory nad Sekwana z Rosją wola nie zadzierać.

A Niemcy, jak sięgniemy w przeszłość, zawsze lubili mieć Rosję blisko, tuż za miedzą i chętnie te miedzę wspólnie z Rosją ustalali, raz na Prośnie, drugi raz na Bugu.

A jak już nie mogą mieć na razie wspólnej między, to chociaż gazociąg zbudowali sobie wspólny.

Więc teraz rzeczywiście tak może być – Rosja przyłączy sobie najpierw Krym, potem Ukrainę, a w Europie rzeczywiście - pogawarjat, pogawarjat... i ustanut.

2. Naszym polskim, piekielnie trudnym zadaniem jest sprawić, by na gadaniu się nie skończyło. Naszym polskim zadaniem jest wbić w zakute europejskie umysły, żeby nie bagatelizowali rosyjskiego zagrożenia, bo z tego może wyjść trzecie nieszczęście światowe. Zwłaszcza Niemcom należy uświadomić, stanowczo, choć subtelniej niż Protasiewicz, żeby i oni byli zainteresowani tym, by Rosja nie była zbyt blisko, bo licho nie śpi, a diabeł czuwa.

Jak nam się to uda, to zrobimy bardzo dużo dla Polski, dla Ukrainy, dla Europy i dla świata.

3. Jest z tym zadaniem pewien mentalny problem, bo dla obozu obecnej władzy to nie Rosja wydawała się największym zagrożeniem, tylko Prawo i Sprawiedliwość. Ale może już przejrzeli na oczy i klepki im się przestawiły, mam nadzieję...

Janusz Wojciechowski