Jak informuje Bloomberg, w centralnej prowincji Henan w Chinach tylko w zeszłym miesiącu zginęło w powodziach ponad 300 osób. Gwałtowne ulewy nadal nawiedzają Chiny i zalewają nawet całe miasta.

W Chinach powodzie z doku na rok – jak donoszą media – stają się coraz bardziej niebezpieczne, a wielomilionowe miasta nie są tam przygotowane na walkę w klęskami żywiołowymi.

W zeszłym miesiącu miały miejsce rekordowe opady deszczu w centralnej prowincji Henan, w wyniku czego zginęło ponad 300 osób.

Jak wynika z badań Greenpeace, główne chińskie metropolie są zagrożone w nadchodzących dziesięcioleciach wydłużeniem okresu upałów i wzrostem temperatury, a także kataklizmami.

Chiny budują odpowiednią infrastrukturę, w tym tamy, wały i podpowierzchniowe systemy odwadniające. Skala powodzi jest jednak duża, a inwestycje niewystarczające. Prowincja Henan, o której mowa, podobnie jak większość prowincji w Chinach, nie ma skutecznego systemu reagowania kryzysowego.

- Chiny uruchomiły w 2015 roku projekt „miast-gąbek”. Inicjatywa ma na celu wykorzystywanie ogrodów, malowniczych podmokłych parków, przepuszczających wodę chodników i podziemnych magazynujących zbiorników, które mają pochłaniać obfite opady i powoli przenosić wodę do rzek i zbiorników. Jej skuteczność jest jednak mocno ograniczona – czytamy na portalu forsal.pl.

Jak oceniają eksperci, rząd w Pekinie nie zrobił jednak wystarczająco dużo, aby miasta przygotować na klęski żywiołowe. Jak się okazuje bowiem, do tej pory został uruchomiony tylko jedyny rządowy projekt adaptacji do zmian klimatu. Prace rozpoczęły się cztery lata temu i obejmował 28 miast spośród 100, w których występuje milionowa populacja ludności.

mp/bloomberg/forsal.pl