Mariusz Paszko, portal Fronda.pl: Jak Pan ocenia sytuację na Białorusi?

Adam Borowski,polski działacz opozycji demokratycznej i niepodległościowej w PRL, wydawca i działacz społeczny: Sytuacja jest tam bardzo dynamiczna. Początkowo wątpiłem, że ten ruch sprzeciwu będzie miał tak szeroki odzew. Widać, że w tym społeczeństwie się coś przełamało. Jeśli są tam milicjanci i żołnierze, którzy zdejmują oficjalnie mundury i wyrzucają je do śmieci, do paleniska. Jeśli kobiety wychodzą na ulice w takich specjalnych protestach to znaczy, że w tym społeczeństwie się coś przełamało. W tej chwili Łukaszenka po prostu jest w potrzasku. Nie ma wyjścia, bo ani nie ma jak wyjechać i porzucić kraj ani zostać i rządzić. Bo ile ludzi można zamknąć? Ile jeszcze pomieszczą więzienia? Można jeszcze drugie 6 tysięcy, trzecie 6 tysięcy. Natomiast widać tam dużą determinację, a zakłady zaczęły strajkować. Białorusini się obudzili. To jest pozytywne i to jest jedna rzecz. Druga rzecz jest taka, że oni się obudzili pod swoimi narodowymi flagami. Tymi, z którymi weszli w niepodległość w 1991 r. Pod tymi właśnie flagami. Mimo, że Łukaszenka zmienił barwy Białorusi, prześladował tych, którzy używają dawnych barw. A teraz ludzie te barwy wynoszą na ulice, chodzą z tymi barwami. I do tego jeszcze pojawiły się ofiary śmiertelne. To są ich męczennicy. Męczennicy zawsze ożywiają ruch, dają napęd ludziom młodym. Stają się wzorcem. To są bohaterowie, którzy pociągają za sobą następne pokolenia. W związku z tym ja naprawdę widzę dobrą przyszłość dla Białorusi, aczkolwiek sytuacja jest bardzo trudna, jeśli chodzi o Europę. Z jednej strony gdy nałożymy bezwzględne sankcje, to Białoruś może łatwo wpaść w łapy Rosji. Putin tylko ręce zaciera, bo już sobie chciał tę Białoruś podporządkować. Myślał, że pójdzie mu to bardzo łatwo, a okazało się, że stary satrapa Łukaszenka powiedział niedźwiedziowi „Niet”. Sprzeciwił się i mało tego, bardzo silnie atakował Moskwę za ich takie imperialne ciągoty. To jest oczywiście satrapa i to jest oczywiście dyktator, ale on chce być dyktatorem samodzierżawcą i nie chce być tym drugim. On się broni przed Rosją. Trzeba tą niezależność Białorusi wspierać. Z drugiej strony mamy tą skalę brutalności, jaka spadła na Białorusinów…

Ja myślę, że Łukaszenka chciał bardzo silnym mocnym uderzeniem przestraszyć ludność, po to, żeby błyskawicznie po jednym, dwóch dniach ten protest zakończyć. Ale to okazało się nieskuteczne. Wręcz przeciwnie, spowodowało to mobilizację społeczeństwa białoruskiego i rozszerzenie zakresu protestu. Więc my nie możemy pozostawić Białorusinów w takiej niepewności. Musimy ich wesprzeć. Oni muszą czuć wsparcie Europy, wsparcie Polski. Jesteśmy ich sąsiadem i możemy tutaj naprawdę być dla nich mocnym wsparciem również przeciwko próbie hegemonii moskiewskiej. To jest polityka bardzo delikatna, aczkolwiek brutalna jednocześnie, bo to co robi Łukaszenka to jest straszne. Tam są trzy ofiary śmiertelne. To jest coś niebywałego po prostu. Skala pobić i znęcania się nad Białorusinami jest niebywała.

Ci wyszkoleni ludzie chcieli po prostu społeczeństwo przestraszyć. Stłuc i powiedzieć „i tak nic nie zrobicie, po prostu idźcie do domu”.

Czy dostrzega Pan jakieś podobieństwa tego ruchu, który się rodzi na Białorusi z tym co się rodziło w Polsce, z Solidarnością?

Z pewnością pewne podobieństwa są. Nie można powiedzieć, że opozycji na Białorusi w ogóle nie było. Ona była oczywiście, ona była rozbita, skłócona, ale ta opozycja była. I to, że ona była, że jest taka świadomość, że Łukaszenka nie jest jedyną alternatywą świadczy o tym, że ci ludzie wyszli na ule z tymi tradycyjnymi starymi flagami. Oni te flagi mieli w domach, mieli świadomość pod jakimi barwami jest ich niepodległość. Natomiast tę spontaniczność ja bym też porównał z Ukrainą. Na Ukrainie też się zaczęło od sfałszowanych wyborów. To był ten moment, kiedy ludzie po prostu powiedzieli: „Nie!” „Dosyć!” Białorusini mieli tę odwagę, że się przeciwstawili.

Na początku tych protestów, przy podaniu skali wygranej Łukaszenki, bo przecież podał 80%. W jednym z zakładów pracy jeden z robotników mówi „kto głosował na kontrkandydatkę Łukaszenki” i wstała ledwie garstka ludzi. To gdzie jest te 9% opozycji? Oni przesadzili ze skalą oszustwa. Byli tacy bezczelni. Widzieliśmy jak dużo ludzi gromadzi kontrkandydatka. Na wiece Ciechanouskiej, co było do tej pory niesłychane, przychodziła taka ogromna rzesza ludzi. Nie tylko w wielkich miastach, ale i w małych miejscowościach. Widać było, że społeczeństwo białoruskie jest zmęczone. Nie wiem na co liczył Łukaszenka. Liczył może, że przez te 20 parę lat rządów po prostu wystarczająco silnie przestraszył społeczeństwo, tzn. przekonał je, że na Białorusi poza nim nie ma alternatywy. Miał taką nadzieję, a tu się okazuje, że jest. Tylko jedno niepokoi, ten wyjazd p. Ciechanouskiej. Ona wyjechała na Litwę. Kapitan nie wyjeżdża. Powinna była dać się zamknąć, byłaby męczennicą i następne wybory miałaby w cuglach i byłaby partnerem w grze. A teraz jak jest na Litwie to trudno jest tam o okrągły stół, bo do okrągłego stołu potrzebni są zorganizowani partnerzy. To nie jest tak, że weźmiemy po 20 demonstrantów z każdego miasta.

Wielu komentatorów wskazuje na to, że to drugie nagranie było zrobione pod przymusem i ona je nagrała w siedzibie białoruskiej Centralnej Komisji Wyborczej. Wygląda na przestraszoną. Niektórzy sugerowali, że była szantażowana. Kolejne nagranie z kolei, to ostatnie jest zupełnie inne. Jest rozluźniona i uśmiechnięta. Wzywa do ponownego przeliczenia głosów.

Nie mam zdania na ten temat. Uważam, że jak ktoś chce wziąć udział w takiej wielkiej grze, to musi się liczyć z konsekwencjami. Przecież ona musiała spodziewać się fałszerstw.

Podobno grożono jej mężowi.

Jest to oczywiście prawdopodobne. Jeśli jednak bała się o życie, to po co startowała w wyborach? Jeżeli człowiek chce być w historii i odegrać własną rolę z jakąś misją, to musi się liczyć z konsekwencjami. Może mu się udać, ale może też życie położyć. Tak to jest. Jeśli nie stać rewolucjonisty na położenie życia, to niech się za to nie bierze. Niech działa w takiej przestrzeni, na jaką go stać. Zobaczymy, jak będzie.

A jak Pan ocenia działania UE w sprawie sytuacji na Białorusi?

Wybór Biedronia na reprezentanta UE do kontaktów z Białorusią to jest nieporozumienie. Jakie ten człowiek ma do tego kompetencje? To tylko świadczy o jakości europejskich kadr. To jest tylko zniechęcający argument na rzecz UE. Kogo oni biorą na tych urzędników? Najpierw widzieliśmy pijaka Junckera i ileś tam korupcyjnych historii było. Na Białorusi się krew leje, tam są zabici, w dziesiątkach miast są protesty i demonstracje, a Biedroń mówi, że on się uda w piątek na Białoruś, żeby się zorientować w sytuacji. To jest jakiś żart. Biedroń kompromituje siebie i kompromituje UE. To jest człowiek bez wyobraźni.

Na zapleczu UE słyszało się głosy, on jest lewicowcem, a tam też jest lewica.

To jest właśnie byle jakie pojęcie o polityce międzynarodowej. To jest człowiek bez wyobraźni. On ma na inną sferę nakierowaną wyobraźnię. Wszyscy są na urlopach, mogą się zebrać może we wrześniu. Było takie powiedzenie, że jak Rosjanie mają coś zrobić to powinni to zrobić w sierpniu, tak jak wojnę z Gruzją. Bo w sierpniu urzędnicy europejscy są na urlopach i nikomu nie przyjdzie do głowy z tego urlopu zrezygnować. Tak jakby mówili: „Nie zmusi nas Putin do tego, żebyśmy przerwali olimpiadę albo żeby raz na cztery lata wydarzenie sportowe zostało zakłócone”. I w związku z tym Putin ich nie zmusi, więc robią co chcą.

Kiedy Pana zdaniem te ruchy na Białorusi się zaczęły? Co było tym momentem przełomowym?

Ja obserwuję Białoruś, ale na takim poziomie jak Ukrainę. Trudno powiedzieć. W momencie kiedy Łukaszenka doszedł do władzy, to bardzo mocno spacyfikował te niepodległościowe ruchy, zmienił flagę, wszystko zmienił. Uczynił z siebie męża opatrznościowego. Sytuacja dojrzewa. Ona jest w tym sensie podobna do Polski, że w Polsce w 1980 r. w lutym były wybory, w których oczywiście 90% wzięli komuniści. Ogólne zadowolenie, jedna lista, 1. maja tradycyjnie jak co roku świętowany, a przywódcy na trybunach machają ręką. Zaraz potem stał się sierpień, podwyżki. Jest taki w społeczeństwie rodzaj marazmu. Ja w 1980 r. czułem się bardzo podle po wyborach parlamentarnych. Myślałem sobie, ile lat będzie jeszcze tego bałaganu, tej szarości, beznadziei? Nagle przyszedł sierpień i wszystko się odmieniło, to jest jak kropla, która przepełniła czarę goryczy. Coś takiego się wydarzyło, to były podwyżki. Podnieśli ceny mięsa, nawet nie tak dużo. I się przelało. Myślę, że na Białorusi też była taka stagnacja, taka szarość. Słyszało się, tak jak u nas w tej propagandzie sukcesu, że jest wszystko dobrze, jesteśmy szóstą potęgą świata, a tu zwiększamy produkcję samochodów, chociaż niewiele osób na ten samochód stać i to w dodatku za jakieś talony. I był taki moment, że się przelało, znalazło się kilku odważnych ludzi. To zebranie w tej fabryce mogło się skończyć tym, że ten prelegent skończyłby swoje wystąpienie, że Łukaszenka wygrał. Ludzie by się rozeszli, a po cichu mogliby szeptać „bzdury gada, przysłany przez partyjny aktyw”. A jednak ktoś wstał, odważył się i powiedział „kto głosował na Ciechanouską niech się podniesienie” i większość wstała. I nagle coś się przełamało. Zaczęli krzyczeć, podnosić pięści do góry. Zdali sobie sprawę, jak są oszukiwani. I to się przełamało. Trudno mi powiedzieć, bo nie znam tego życia opozycyjnego na Białorusi.

Mnóstwo Białorusinów jest tutaj, te wszystkie ruchy nie mają tam wstępu, a przecież wiemy jakie kłopoty ma Związek Polaków na Białorusi, Angelika Borys itd. On został spacyfikowany, rozwiązany i przejęty przez ludzi oddanych reżimowi Łukaszenki. Ale jednak nie zdusili tego i to jest piękne. To daje wiarę w człowieka, że człowiek nie może żyć upodlony. Można tak przez jakiś czas żyć, natomiast musi się w człowieku zrodzić ten bunt. Przecież widzą jak ludzie żyją na świecie. Jest doba inernetu. To jest w takim dysonansie z rzeczywistością która otacza Białorusinów, że oni się zbuntowali. Ja trzymam za nich kciuki i serdecznie wspieram. Cieszę się z inicjatywy premiera, jak tu pomóc Białorusi. Nie jest to takie proste. Ważne jest, żeby jakimiś działaniami nie wepchnąć Białorusi w łapy Putinowi.

A jak Pan ocenia misje katolickie w tym kraju?

Misje katolickie tam bardzo mocno działały i działają. Sam znam księdza, który został stamtąd wyrzucony.

Dziękuję za rozmowę