Choć Bruksela lubi powoływać się na „naukowy konsensus”, coraz więcej ekspertów z dziedziny fizyki atmosfery, inżynierii energetycznej i ekonomii ostrzega, że tak gwałtowna redukcja emisji nie ma uzasadnienia technologicznego. Nie istnieją dziś narzędzia pozwalające osiągnąć ten cel bez gigantycznych kosztów dla przemysłu, transportu i rolnictwa. A jednak Parlament Europejski z uporem maniaka przyjmuje kolejne regulacje, które uderzą przede wszystkim w zwykłych obywateli – w postaci droższego prądu, ogrzewania i żywności.

W imię „zielonej transformacji” Unia Europejska dokonuje faktycznej deindustrializacji Europy. Setki fabryk przenoszą produkcję do Azji i Ameryki, gdzie normy środowiskowe są znacznie łagodniejsze. W efekcie emisje globalne wcale nie maleją – przenoszą się jedynie poza granice kontynentu. Pod płaszczykiem ochrony klimatu, Bruksela podcina gałąź, na której siedzi: własną gospodarkę, rolnictwo krajów europejskich oraz miliony miejsc pracy.
Decyzje oparte na politycznych i ideologicznych dogmatach, a nie realnych danych naukowych, po raz kolejny prowadzą do absurdów. Unia – zamiast inwestować w czyste technologie oparte na węglu, atomie i nowych metodach sekwestracji CO₂ – forsuje kosztowne i nierealne rozwiązania, które destabilizują rynki energii i finanse publiczne państw członkowskich.

Zielony Ład miał być wizją nowoczesnej Europy. Dziś coraz bardziej przypomina ideologiczną religię, której wyznawcy nie słuchają naukowców, lecz aktywistów. Państwa członkowskie, które ośmielają się krytykować szaleńcze tempo transformacji, są piętnowane i karane przez unijne instytucje.

To już nie jest polityka klimatyczna – to klimatyczny fanatyzm. A jego skutkiem może być rozpad wspólnoty, której fundamentem miała być solidarność gospodarcza, a nie centralne dyktaty z Brukseli.