Były premier Donald Tusk spotkał się dziś w Brukseli z Magorzatą Kidawą-Błońską, nominatką Grzegorza Schetyna na premiera po wyborach parlamentarnych 2019 roku. Jak zapowiadał sztab Platformy, Kidawa pojechała do Tuska na rozmowę o obecnej sytuacji w kraju.

Po spotkaniu Tusk odpowiadał przed dziennikarzami. Stwierdził, że w jego oczach Kidawa-Błońska jest "nową nadzieją na coś lepszego w polskiej polityce". Zapewniał, że sam nie znalazłby nikogo bardziej właściwego od niej.

Zdaniem szefa Rady Europejskiej Kidawa jest "znakiem innym niż te nascyone agresją czy niechęcią do siebie" - i takich właśnie znaków ma teraz potrzebować zarówno Polska, jak i Europa w ogóle. Przy tym Tusk przekonywał, że on osobiście "nie jest od tego, by prognozować wyniki wyborów czy prowadzić kampanię wyborczą".

"Kiedy jeżdżę po stolicach europejskich, widzę, jak wielu ludzi naprawdę chciałoby, aby w ich krajach - dotyczy to także Polski - coraz więcej mieli do powiedzenia ludzie, którzy są pozytywni, którzy mają w sobie autentyczną siłę dawania ludziom nadziei, że może być lepiej, inaczej, przede wszystkim nie z nastawieniem człowiek przeciwko człowiekowi" - przekonywał Tusk.

Zdaniem polityka widać już dziś, że "agresywny populizm jest w odwrocie", a tacy ludzie jak Kidawa-Błońska to osoby "absolutnie unikatowe w dzisiejszych czasach" i "warto je wesprzeć", co on robi "z pełnym przekonaniem".

Następnie Tusk przekonywał, że "stawką jest to, czy nasze życie będzie ponure, ciemne, pełne złości, a czasem nienawiści, czy będzie takie jak pani marszałek Kidawa-Błońska - normalna, uśmiechnięta, mądra i dobra".

"Jeśli doszłoby do zwycięstwa, a pani marszałek została premierem, to nie byłaby +premierem malowanym+ i nie potrzebowała za plecami żadnego prowadzącego" - dodał.

A jeszcze trzy zdania wcześniej mówił, że nie prowadzi kampanii wyborczej...

bsw/pap, fronda