Amerykańskie służby inwigilowały Donalda Trumpa i członków jego administracji przed przejęciem prezydentury z rąk Baracka Obamy – pisze piątkowa „Gazeta Polska Codziennie”. Po tygodniach spekulacji i medialnej awantury sprawę potwierdził przewodniczący komisji Kongresu ds. wywiadu Devin Nunes.

Sprawa inwigilacji Trumpa i jego otoczenia pierwszy raz pojawiła się za sprawą medialnego przecieku, który dotyczył kontaktów z Rosjanami niedoszłego doradcy prezydenta ds. bezpieczeństwa gen. Mike’a Flynna. 29 grudnia 2016, przed przejęciem władzy przez gabinet Trumpa i tego samego dnia, gdy administracja Obamy ogłosiła sankcje w stosunku do Rosji, generał Flynn rozmawiał telefonicznie z ambasadorem Rosji.

Zaistniało podejrzenie, że generał negocjował z Rosjanami ws. rzeczonych sankcji, co ze względu na fakt, że jeszcze nie był oficjalnym członkiem gabinetu, byłoby złamaniem przepisów tzw. Aktu Logana. W wyniku medialnej burzy Flynn stracił stanowisko, choć jak później ujawniło FBI, rozmowa nie łamała żadnych przepisów. Źródło przecieku tej rozmowy nie zostało ujawnione, jednak pokazało, jak pisze „GPC”, że służby mają ludzi z otoczenia Trumpa na oku i gotowe są wypuścić kompromitujące informacje do mediów.

Dziennik przypomina, że w marcu prezydent Trump za pomocą Twittera wysunął w stosunku do Baracka Obamy zarzut, że ten kazał założyć podsłuchy w Trump Tower, nowojorskim wieżowcu, który należy do Donalda Trumpa. Ta wypowiedz wzburzyła zwolenników demokratów i sympatyzujące z nimi media. Ludzie z otoczenia prezydenta Trumpa bronili go twierdząc, że chodziło mu o ogólną atmosferę inwigilacji. Czas pokazał, że to jednak prezydent miał rację.

Devin Nunes oświadczył, że faktycznie członkowie administracji Trumpa byli podsłuchiwani, choć nie ujawnił, które służby specjalne są za to odpowiedzialne. Nie podał również konkretnych nazwisk podsłuchiwanych polityków. „GPC” przypomina, że zaledwie dzień wcześniej szef FBI James Comey, w trakcie zeznań przed komisją, twierdził, że nie ma informacji o inwigilowaniu Trumpa, przynajmniej przez jego biuro.

Gazeta podkreśla, że sam fakt podsłuchiwania Trumpa i jego ludzi nie jest nielegalny, choć bardzo wątpliwy z moralnego punktu widzenia. Prawo amerykańskie stanowi, że służby mogą pozyskiwać informacje o dowolnym obywatelu USA bez nakazu sądowego, pod warunkiem, że wejdą w posiadanie tych informacji w skutek rutynowych działań operacyjnych.

Nunes ujawnił z kolei, że inwigilacja ludzi Trumpa nie była związana z działaniami operacyjnymi dotyczącymi Rosji i potencjalnej współpracy otoczenia prezydenta z Władimirem Putinem. Jaką operację prowadziły służby, że „wpadły” z podsłuchami aż to Trump Tower, skoro nie chodzi o osłonę kontrwywiadowczą?

W sprawie inwigilacji dużo jest niewiadomych, jedno wiadomo jednak na pewno. Cała ta sprawa, twierdzi „GPC”, nie wpłynie pozytywnie na notowania Demokratów i na obraz służb specjalnych w społeczeństwie amerykańskim.

emde/tvp.info