Ludzko-zwierzęce hybrydy hodować będą japońscy naukowcy. Decyzję o zaaprobowaniu takich badań podjęły japońskie władze. Nie, nie oznacza to, że powstaną pół świnie pół ludzie, ale że zwierzęce embriony zawierać będą ludzkie komórki, które służyć mają hodowaniu ludzkich narządów koniecznych do przeszczepów. I dopóki nie jest to związane z niszczeniem ludzkich zarodków nie ma fundamentalnych powodów, by się temu sprzeciwiać.

Nowa technika nie jest przebadana, a uczeni sami przyznają, że komórki ludzkie mogą przemieścić się także do zwierzęcego mózgu zmieniając jego sposób poznania czy zmieniając jego świadomość. A to jest już zwyczajnie niebezpieczne. Oczywiście można powiedzieć, że za potencjalne niebezpieczeństwo uczeni nie odpowiadają, ale etyka odpowiedzialności (pięknie opracował ją Hans Jonas) uświadamia, że naukowiec ponosi odpowiedzialność moralną również za nieprzewidziane, a nawet niechciane skutki swoich badań, jeśli tylko można je było przewidzieć. A te akurat można.

Ciekawe też, że choć badania nad hybrydami rozpoczęły się w Wielkiej Brytanii to zgodę na ich hodowanie do poziomu żywych istot wydała dopiero Japonia. Dlaczego tak się stało? Otóż głównym bezpiecznikiem dla takich badań na Zachodzie jest koncepcja niezbywalnej godności osoby ludzkiej. Ta zaś wyrasta z chrześcijaństwa, jest zlaicyzowanym przekonaniem o tym, że człowiek stworzony jest na obraz i podobieństwo Boże. Tam, gdzie owego przekonania nie ma, gdzie nie ma chrześcijańskiej teologii stworzenia i chrześcijańskiej antropologii (nawet jeśli jest ona już zlaicyzowana i pozbawiona odniesień do Absolotu) nie widać powodu, by szczególnie cenić ludzką jednostkę czy ludzką tożsamość. Dlatego najszybszy rozwój (ale też całkowicie pozbawiony zabezpieczeń etycznych) bioinżynierii możliwy jest w krajach Dalekiego Wschodu.

Tomasz Terlikowski/Facebook