Jednym z ulubionych ostatnio argumentów opozycji, mających potwierdzać fakt, że żyjemy obecnie w kraju gorszym niż PRL jest obecność w szeregach partii rządzącej byłych członków PZPR czy LWP.

Logika takiego rozumowania jest oczywistym szczytem głupoty. IV RP z PRL ma tyle wspólnego, co Rysiu Petru z Aleksandrem Wielkim. Tak samo błyskotliwe jest rozumowanie, że człowiek żyjący w PRL jest już na zawsze umoczony.

Tego typu sądy są najzwyczajniej fałszywe, bowiem negują fakt zmiany poglądów, życia i postaw konkretnego człowieka. Według rozumowania opozycji człowiek, który popełniał błędy - popełnia je cały czas. Kto raz był zły - pozostaje nim raz na zawsze.

Sądzą po sobie. Rzeczywiście Jerzy Urban czy Adam Michnik poglądów nie zmienili. Tak jak pluli na Polskę i Polaków - robią to nadal. Podobnie wojskowy - Mazguła. Uważał, że stano wojenny to nic takiego, uważa tak nadal i zbiera za to oklaski.

No dobrze, a co z tymi, którzy dostrzegli swoje błędy, zmienili poglądy i postępowanie? Ci ludzie, w odróżnieniu od tych, którzy dalej błądzą, zasługują na uznanie i szacunek.

 Gdy ktoś kłamał, oszukiwał, bił, mordował i jest z tego dumny - pogubił się. Ale jeśli dziś mówi prawdę, zadośćuczynił i żyje dobrze - dlaczego go szykanować za przeszłość?

Dla opozycji nie ma jasnych granic moralnych. Liczy się cel - dorwanie się ponownie do władzy. Narzędziem była sukcesja - płynne przejście z PRL do III RP. Stąd desperacja, negowanie rzeczywistości, ciągłe prowokacje, obrzucanie błotem.

Wyznając makiaweliczną zasadę, że cel uświęca środki, zaciera się granica między dobrem a złem, białym a czarnym, prawdą a fałszem. Liczy się za to efekt, pozory, „przyzwoitość”. Pojęcia dezaktualizują się, zmieniają znaczenie.

Żyjemy w świecie postprawdy. Prawdy, którą się kreuje, zamiast poznawać.

Tomasz Teluk