Zaraz po tragedii smoleńskiej zapowiedziałem, że Kluby „Gazety Polskiej” i całe nasze środowisko będą organizować miesięcznice tego wydarzenia, z marszami włącznie, do czasu, aż ofiary zostaną właściwie uczczone. Rok temu wreszcie, w centralnym miejscu Warszawy, stanął pomnik poległych. Zgodnie ze swoimi zapowiedziami zakończyłem pisanie apeli smoleńskich i przestałem pokazywać się publicznie na miesięcznicach.

Zarzucano nam, że przez lata chcieliśmy budować swoją tożsamość czy wręcz popularność, organizując kolejne wydarzenia upamiętniające tragedię. Myśmy po prostu spełnili swój obowiązek, bez względu na konsekwencje, a te dla niektórych z nas były po prostu dotkliwe. Znam klubowiczów, którzy w czasach rządów PO pozbawiani byli pracy za udział w takich uroczystościach. Im bardziej nam przeszkadzano, tym mocniej należało obstawać przy swoim. Kiedy nasz postulat został spełniony, dotrzymałem słowa i zakończyliśmy marsze. Większość z nas uczestniczy w mszach za poległych i współorganizuje rocznice.

Można powiedzieć, że sprawa pamięci o 96 ofiarach Smoleńska – choć z ogromnym opóźnieniem – została załatwiona. Wprawdzie istnieje ryzyko, że w razie zmiany władzy hunwejbini z PO będą chcieli pomniki usuwać, ale wtedy będziemy potrafili stosownie zareagować.

Drugą obietnicą w sprawie Smoleńska było wyjaśnienie przyczyn tragedii. Rok temu komisja państwowa kierowana przez Antoniego Macierewicza opublikowała raport techniczny. Moim zdaniem już wtedy zawierał on na tyle dużo faktów, by nie mieć wątpliwości co do przebiegu katastrofy. Kolejne dane tylko ten scenariusz potwierdzają. Jednak sprawa zakończona nie jest. Nie ma raportu końcowego, a szansa na ukaranie winnych jest bardzo niewielka.

Upieranie się przy pełnym wyjaśnieniu tragedii wcale żadnych zysków nie przynosi. Nawet w czasach rządów PiS jesteśmy z tego powodu atakowani. My patrzymy jedynie władzy na ręce w sprawie, która musi zostać załatwiona, czy to się komuś opłaca, czy nie. To kwestia honoru, przyzwoitości i naszego narodowego interesu.

Ostatnia rzecz, jakiej bym chciał, to to, by obóz władzy poróżnił się z powodu tragedii smoleńskiej. Ale odpuścić sprawy nie wolno. Ta rzecz ma charakter zasadniczy.

Amerykanie do dzisiaj każdego 11 września czczą ofiary World Trade Center. Winnych tragedii po prostu zlikwidowali. Trwało to całe lata. Nie jest niczym złym, że Polska też potrzebuje czasu, pod warunkiem że robimy wszystko, co w naszej mocy, by sprawiedliwości stało się zadość.

Podejrzewam, że główny odpowiedzialny czuje się bezkarnie. Ale i na niego przyjdzie czas.

10 kwietnia 2010 roku Polska została zaatakowana. Zabito nie tylko naszych przywódców, lecz także przeprowadzono największy w historii atak dezinformacyjny. Jego skutki widać do dzisiaj. Przeciwnikowi wiele się udało, bo miał wsparcie zdrajców. Dzisiaj to oni są główną przeszkodą w wyjaśnianiu tragedii i ich należy wskazać w pierwszej kolejności.

Tomasz Sakiewicz

"Gazeta Polska" nr. 15; data: 10.04.2019.