Niewiele brakowało, a obchody 1050. rocznicy chrztu Polski przyćmiłby skandal sprzed lat związany z osobą abp. Juliusza Paetza. Niemal w ostatniej chwili zareagowała Stolica Apostolska. Jednak takich nie do końca załatwionych spraw jest w polskim Kościele więcej. I tylko czekać aż wypłyną.

Zacznijmy jednak od początku. Sprawa arcybiskupa Juliusza Paetza zaczęła się na początku lat dwutysięcznych. Ówczesny metropolita poznański miał molestować seksualnie kleryków seminarium duchownego. Na poufne skargi słane do innych polskich hierarchów, nuncjatury apostolskiej oraz Watykanu nikt nie reagował. Potrzeba było dopiero pośrednictwa Wandy Półtawskiej, by sprawa dotarła do Jana Pawła II. Do Poznania wysłano specjalną komisję dla zbadania sprawy. W międzyczasie o skandalu dowiedziała się prasa. Wybuchł gigantyczny skandal. W obronie dobrego imienia arcybiskupa pisano listy, itp. On sam zapewniał o swojej niewinności, ale ostatecznie w 2002 roku zrezygnował z funkcji i przeszedł na emeryturę. Z Poznania się nie wyprowadził. Watykan nie wszczął wobec niego żadnej procedury karnej. 

Arcybiskup nie usunął się jednak w cień. Demonstracyjnie pojawiał się na uroczystościach kościelnych wysyłając komunikat, że skoro Watykan go nie ukarał, to nie ma sprawy. Dopiero po pewnym czasie na hierarchę nałożono zakaz sprawowania posługi biskupiej na terenie archidiecezji poznańskiej. Arcybiskup jednak pojawiał się publicznie, był na obchodach 50. rocznicy Poznańskiego Czerwca,  demonstracyjnie żegnał się z Benedyktem XVI, gdy ten w 2006 roku opuszczał Polskę. W odróżnieniu od innych biskupów-seniorów bywał na posiedzeniach episkopatu Polski, pojawiał się na ingresach innych biskupów, spotykał się z dziennikarzami, itp. W międzyczasie starał się też w Watykanie o cofnięcie zakazu sprawowania posługi biskupiej. Bezskutecznie. Ale to tak naprawdę jedyna kara jaka spotkała go za skandal z 2002 roku. Nikomu nie przyszło do głowy, że publiczne występy arcybiskupa w istocie Kościołowi szkodzą. Kiedy rozmawiałem na ten temat z kilkoma biskupami odpychali problem od siebie twierdząc, że to sprawa Watykanu. Dopiero w przededniu 1050. rocznicy chrztu Polski, gdy arcybiskup oświadczył, że weźmie udział w uroczystościach, pod naciskiem prasy zareagowała Stolica Apostolska. Wydano komunikat, z którego wynikało, że Watykan nie życzy sobie jego obecności i nakazuje mu prowadzić życie w ukryciu.

Cała ta sprawa mogła wyglądać inaczej gdyby w 2002 roku postąpiono z hierarchą bardziej stanowczo – nakazując mu np. wyprowadzkę z Poznania z poleceniem zamieszkania w zamkniętym klasztorze za klauzurą. Tymczasem – w imię źle pojmowanej solidarności(?) czy współczucia(?) z biskupem - narażono na traumę nie tylko jego dawne ofiary, ale wystawiono na szwank cały autorytet Kościoła.

Podobnie rzecz ma się z księżmi skazanymi za pedofilię. Problem przez lata zamiatano pod dywan. Dopiero w ubiegłym roku episkopat przyjął specjalne wytyczne postępowania z takimi przypadkami, powołano specjalnego pełnomocnika ds. ochrony nieletnich. Zapomniano jednak o starych sprawach traktując je jako załatwione. Część księży dopuszczających się niewłaściwych zachowań wobec dzieci zniknęła biskupom z oczu. Stracili nad nimi kontrolę.  

Przykład choćby ks. Ryszarda Piekuta z diecezji płockiej pokazuje, że problem jest poważny. Duchowny w 2007 roku był jednym z bohaterów tekstu „Rzeczpospolitej”. Dziennik informował, że od kilku lat w diecezji działa grupa pedofilów w sutannach. Płocka kuria co najmniej od 2001 roku wiedziała o przypadkach molestowania seksualnego nieletnich, którego dopuszczało się czterech księży. Mimo to nic z tym nie robiła, a księży przenoszono z parafii do parafii. Dopiero po publikacjach prasowych bp Roman Marcinkowski, ówczesny administrator diecezji płockiej wszczął postępowania wyjaśniające w stosunku do trzech duchownych. Na dwóch z nich nałożono karę suspensy (zawieszenia w sprawowaniu sakramentów), w stosunku do trzeciego z uwagi na zły stan zdrowia karę wstrzymano. 

Jesienią 2007 roku nowy biskup płocki – Piotr Libera – powołał specjalny zespół do zbadania sprawy. Zakończył on prace w kwietniu 2008 roku, a materiały skierowano do watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary, która nakazała władzom diecezji wszcząć proces kościelny przeciw duchownym. Jednego z nich wydalono ze stanu duchownego, dwaj inni otrzymali dożywotnie zakazy pracy z dziećmi i młodzieżą. Właśnie dlatego w 2010 r. bp Piotr Libera po uzgodnieniach z kard. Kazimierzem Nyczem skierował ks. Ryszarda Piekuta do zamkniętego klasztoru sióstr klarysek kapucynek w Brwinowie koło Warszawy. Duchowny pełnił tam funkcję kapelana. Dopiero w 2014 roku okazało się, że będąc kapelanem sióstr prowadził też aktywną pracę duszpasterską poza klasztorem i prowadził rekolekcje dla dzieci i młodzieży. A w jednej z podwarszawskich parafii pełnił posługę księdza wspomagającego. Powierzano mu w tej placówce sprawowanie mszy dla dzieci! O tym, że kapłan łamie zakaz na szczęście poinformowano biskupa, a ten błyskawicznie nałożył na niego karę suspensy i powiadomił Watykan. 

Kolejny przykład. Bohater jednego z pierwszych w Polsce skandali pedofilskich z końca lat 90. został skazany przez sąd za molestowanie. Biskup usunął go z funkcji proboszcza i odesłał na emeryturę z dożywotnim zakazem pojawiania się w parafii, w której dochodziło do molestowania. Zaproponował duchownemu zamieszkanie w domu księży emerytów. Ten nie skorzystał. Wyprowadził się do własnego domu na terenie innej diecezji. Biskup stracił go z oczu. Tymczasem ksiądz jeździ po całej Polsce i prowadzi rekolekcje. Jest także nieformalnym duszpasterzem pewnego katolickiego stowarzyszenia. Na tym jednak nie koniec. Jego przyjaciele od dłuższego czasu szukają kogoś kto podjąłby się napisania biografii owego duchownego! Jeśli do tego dojdzie wątek molestowania zostanie zapewne pominięty, ale nie ujdzie uwagi mediów. Kolejny skandal gotowy. A o ilu takich sprawach nie wiemy?

Inna sprawa o nieco mniejszym ciężarze gatunkowym, to kwestia lustracji. Wybuchła dekadę temu. W prasie co chwila pojawiały się informacje o tym, że znany, uznawany za autorytet duchowny w czasach PRL współpracował z komunistyczną bezpieką. Informacje te dotyczyły także kilku biskupów. Jedynie abp Wiktor Skworc poprosił historyków o zbadanie swojej teczki w IPN i wyniki ich prac upublicznił. Z kwerendy wynikło, że hierarcha jako młody ksiądz faktycznie uwikłał się we współpracę z SB, ale nikomu specjalnie nie zaszkodził. Arcybiskup potrafił jednak zmierzyć się ze swoją przeszłością. Odwagi tej zabrakło na przełomie 2006 i 2007 roku abp. Stanisławowi Wielgusowi, który w styczniu 2007 w atmosferze skandalu ustąpił z urzędu arcybiskupa metropolity warszawskiego. Miesiąc później arcybiskup Józef Michalik dowiedział się w Rzymie, że i na niego są jakieś kwity w IPN. Nie wahając się zlecił ich przebadanie i wyniki prac historyków udostępniono publicznie.

Inni hierarchowie zabierali się jednak do tematu jak pies do jeża. Powołano specjalną komisję, która sprawdziła cały episkopat. Ustalono, że kilku biskupów było zarejestrowanych jako kandydaci na tajnych współpracowników, inni byli tajnymi współpracownikami, jeszcze inni figurowali jako kontakty operacyjne. Wyniki prac przesłano do Watykanu. Tam uznano, że żadnemu z hierarchów nie można nic złego zarzucić. Episkopat zdecydował, że wynik prac komisji historycznej nie zostanie ujawniony. Decyzję pozostawiono poszczególnym biskupom. Żaden nie zdecydował się na upublicznienie kwerendy. Sprawę uznano za zamkniętą.

Ale zamknięta nie jest. Dziś, gdy coraz głośniej mówi się, że historykom oraz dziennikarzom udostępniony zostanie wkrótce tzw. zbiór zastrzeżony sprawa wydaje się być poważna. Publikacje na temat biskupów współpracujących z SB są kwestią czasu. Zresztą tu i ówdzie pojawiają się już plotki na temat niektórych hierarchów. Zarówno tych żyjących, jak i niedawno zmarłych. Ci ostatni nie będą mieli żadnych szans na obronę.

Nie można liczyć na zapomnienie, że jakoś to będzie. Prędzej czy później ukrywane problemy i tak wyjdą na wierzch. W obecnej sytuacji społeczno-politycznej będzie to wyłącznie ze szkodą dla Kościoła. A odbudować zaufanie wśród wiernych jest trudno. 

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”

<<< OTO 12 TAJEMNIC CHRZEŚCIJAŃSTWA KTÓRE RZUCIŁY NA WYZWANIE WSPÓŁCZESNEJ NAUCE!!! >>>