2. Już w momencie ogłoszenia przez Komisje Europejską w dniu 30 czerwca tego roku, dokładnie w ostatnim dniu polskiej prezydencji w RUE, że umowa UE- Ukraina, została zawarta, jasne się stało, że rząd Donalda Tuska „sprzedał” interesy polskich rolników. Już wtedy było wiadomo, że umowa handlowa UE- Ukraina ma zliberalizować ten handel, w tym także produktami rolnymi, co niestety będzie oznaczało kolejną falę wwozu do Polski, przede wszystkim ukraińskiego zboża, ale także innych wrażliwych dla naszego rynku, produktów rolnych, jeżeli okaże się, zasadnicza część jego eksportu przez Morze Czarne, będzie niemożliwa. Wprawdzie koszty jego transportu drogą lądową, są znacznie wyższe, niż drogą morską, ale jeżeli w dalszym ciągu statki na Morzu Czarnym będą atakowane przez Rosję, to właśnie przede wszystkim nasz kraj, jako najbliżej położony, będzie głównym adresatem ukraińskiego eksportu rolnego. Polski rząd w związku z przewodnictwem w Radzie, powinien był wykorzystywać wszystkie swoje możliwości, żeby ochronić interesy polskich rolników, niestety po ówczesnym komunikacie ówczesnego ministra rolnictwa Czesława Siekierskiego, że jest tą umową zaskoczony, było wyraźnie widać, że w tej sprawie nie zrobiono nic.

3. Już wtedy także było jasne, że nowa umowa handlowa UE- Ukraina będzie dodatkowym instrumentem pomocy Unii dla tego kraju, a ponieważ Ukraina już wtedy miała nadwyżkę w handlu z UE w wysokości około 1,5 mld euro, więc nie ulegało wątpliwości, że będzie przede wszystkim, korzystna dla tego kraju. Niestety szczególnie eksport z Ukrainy do UE produktów rolnych, uderzy w interesy unijnych rolników, ponieważ mimo tego,że ten kraj nie jest członkiem UE, to jednak ma lepsze warunki handlu niż kraje członkowskie. „Ukraińscy rolnicy” ciągle przecież nie muszą już teraz spełniać unijnych norm produkcyjnych, mogą stosować w produkcji rolniczej substancje zakazane w unijnym rolnictwie, jak na przykład środki ochrony roślin. Niestety już w ciągu ostatnich 3 lat od momentu agresji Rosji na Ukrainę ,kiedy przedłużana była tzw. wojenna umowa handlowa, „ukraińscy rolnicy” uzyskali dostęp do unijnego rynku, nie spełniając wielu warunków jakie muszą spełnić unijni rolnicy.

4. W tych dniach dowiedzieliśmy się dowiadujemy się, że w tej umowie handlowej, Ukraina uzyskała znaczące powiększenie kontyngentów wwozowych do UE, w stosunku do tych, które obowiązują obecnie i tak; miodu o 483% do 35 tys ton; cukru o 400% do 100 tys ton; skrobi przetworzonej o 400% do 8 tys. ton; kasze jęczmienne i przetworzone o 335% do 34 tys ton; otręby o 286% do 85 tys ton; mleko w proszku o 208% do 15,4 tys ton; jaja o 200% do 18 tys ton; kukurydza o 53% do 1 miliona ton; pszenica o 30% do 1,3 mln ton; jęczmień o 22% do 450 tys ton; mięso drobiowe o 30% do 120 tys ton i etanol o 25% do125 tys ton. To ogromne dodatkowe ilości produktów rolnych z Ukrainy, które najprawdopodobniej w większości trafią na polski rynek, ze względu jak już wspomniałem na najniższe koszty ich transportu właśnie do naszego kraju, będą wręcz „śmiertelnym” zagrożeniem dla polskiego rolnictwa.

5. A ci wspomniani wyżej „ukraińscy rolnicy” , to przede wszystkim wielkie agroholdingi, których właścicielami jest kapitał pochodzący z krajów Europy Zachodniej, USA, a nawet krajów arabskich, a także ukraińscy oligarchowie. Blisko 100 takich agroholdingów gospodaruje na 1/4 ziemi rolnej (około 6,5 mln ha) całej Ukrainy, a największe z nich dysponują po 500-600 tys ha i w dużej części są to czarnoziemy, więc tak naprawdę konkurencja z nimi jest w zasadzie niemożliwa. To właśnie właściciele tych agroholdingów, jak można się domyślać, wywarli presję na urzędników KE na liberalizację handlu pomiędzy UE i Ukrainą i będą mieć w zasadzie nieograniczony dostęp do unijnego rynku rolnego, liczącego ok. 430 mln konsumentów.

6. Głosowanie przedstawiciela rządu Tuska na posiedzeniu RUE za tą umową dobitnie pokazuje, że interesy polskich rolników nie mają dla tej ekipy żadnego znaczenia, a sam Donald Tusk nie będzie się sprzeciwiał żadnym unijnym decyzjom, wszak szefowa Komisji Europejskiej wspierała go przy użyciu wszelkich sił i środków w kampanii wyborczej w 2023 roku i teraz musi on spłacać „zaciągnięty dług”. A polscy rolnicy po dramatycznie złym dla nich roku 2025, ze względu na bardzo niski poziom cen skupu w zasadzie wszystkich płodów rolnych, zostaną dodatkowo wystawieni w 2026 roku na nierówną konkurencję nie tylko ze zwiększonym eksportem produktów rolnych z Ukrainy, ale także krajów Mercosur, takich jak Brazylia, Argentyna, Urugwaj i Paragwaj.