Zacznijmy od tego, że urzędnik Kongregacji Nauki Wiary ma mniej więcej taki sam oficjalny autorytet, jak cieć (do dobra lokaj) z sekretariatu stanu. Może się wypowiadać w swoim, i tylko swoim imieniu. I identycznie taki sam autorytet ma drugi sekretarz – którym ks. Krzysztof Charamsa też jest – Międzynarodowej Komisji Teologicznej. Już zatem sama próba wykorzystania przez „Tygodnik Powszechny” autorytetu Kongregacji do krytyki ks. Oko jest zwyczajną, dość grubą manipulacją. A jest to szczególnie ważne w przypadku tygodnika, który wielokrotnie podważał nauczanie papieskie w kwestii choćby antykoncepcji.

Ale mniejsza o manipulacje. O wiele istotniejsze są zarzuty, które ks. Charamsa przedstawia. A dokładnie fakt, że w istocie są one oparte na plotkach, niedopowiedzeniach i wreszcie na zwyczajnych kłamstwach. I tak w tekście możemy przeczytać, że ksiądz Oko wzywa do ignorancji, bo odnosząc się do publikacji z dziedziny gender zapewnia, że nie trzeba czytać całego „Mein Kampf”, żeby wiedzieć, co tam jest. – Nie można wzywać chrześcijan do niepoznania i zarazem podjudzać do wydawania ostrych sądów aksjologicznych – oznajmia ks. Charamsa. A ja się pytam, czy w takim razie urzędnik Kongregacji Nauki Wiary zacznie wzywać do uwolnienia „Mein Kampf” i do jego masowego drukowania? Jak na razie bowiem dzieło to jest zakazane, a wydawanie go nielegalne, a mimo to wciąż czytamy mocne aksjologiczne potępienia nazizmu. Jeśli zaś nie zacznie, to – warto zadać pytanie – dlaczego ks. Charamsa tak odmiennie traktuje dwie, antychrześcijańskie lewackie ideologie?

Idąc dalej dowiadujemy się, że podawanie statystyk, z których wynika, że na tysiąc pedofilów czterystu jest gejami, a jeden księdzem, to „przemoc intelektualna”. – Nie można używać danych w celu zohydzenia innych ludzi w oczach katolickich odbiorców – oznajmia ksiądz, który zarzuca ks. Oko manipulację danymi, nie wyjaśnia jednak na czym ma ona polegać. Albo bowiem jest tak, że przytoczone dane są prawdziwe, i wówczas nie ma powodów, by ich nie podać, albo nie. A akurat z doświadczenia Kościoła ze skandalami seksualnymi wynika, że raczej są, bowiem zdecydowana większość skandali to te dotyczące aktów homoseksualnych wobec dorastających chłopców.

A już absolutnym hitem tego tekstu jest porównanie rozważań ks. Oko do „dżihadu i krucjat”, a dokładnie zestawienie tych dwóch wydarzeń. To niestety dowodzi tylko całkowitej ignorancji historycznej ks. Charamsy. Tak się bowiem składa, że do krucjat wzywali papieże, a nie urzędnicy Kongregacji, dokonywały się one w imię obrony mordowanych przez muzułmanów chrześcijan, w tym katolickich pielgrzymów, a także chrześcijan wschodnich, i wreszcie przyniosły one całkiem realne skutki w postaci stworzenia państwa, które zapewniło bezpieczeństwo na tych terenach na niemal dwieście lat i doprowadziło do powstania wspaniałych katolickich zakonów (w tym karmelitów). Takie drobiazgi jednak ks. Charamsie nie przeszkadzają, bo przecież nie chodzi o fakty, a o zohydzenie ks. Oko i zrobienie dobrze liberałom z „Tygodnika Powszechnego”. A że przy okazji dyskredytuje się jednego z duchownych, którzy mają odwagę bronić nauczania Kościoła i z pasją głosić jego doktrynę, to już przecież urzędnikowi nie przeszkadza… Lenin takich ludzi określał krótko, ale jako że nie chcę być oskarżany o „język przemocy”, to tego określenia nie użyję.

Tomasz P. Terlikowski