Heteroseksualna większość powoli jest kneblowana przez homoseksualną mniejszość. W imię tolerancji zawłaszcza ona sobie coraz to większe obszary i domaga się takiej zmiany rzeczywistości, która respektować ma coraz bardziej absurdalne pomysły inżynierów społecznych. Zaczęło się od formularzy. Niby sprawa banalna. Ot, świstek papieru. Tyle że zamiast słowa „mama”, „tata” pojawiły się na nich wyrażenia „rodzic A” i „rodzic B”. Tak, by nikt nie czuł się urażony. Choć taki zapis też idealny nie jest, bo może sugerować pewną nierówność. „A” jest w alfabecie przed „B”, czy więc przypadkiem nie jest ważniejsze? Jego częstotliwość występowania w rozmaitych wyrazach też jest znacznie większa, więc może nawet nieświadomie ktoś uzna, że skro ktoś jest rodzicem A to jest ważniejszy niż rodzic B? Mnie już doprawdy chyba nic nie zdziwi.

Po eksperymentach z rodzicami, przyszedł czas na wypowiedzenie wojny tak dyskryminującym świętom jak Dzień Matki czy Dzień Ojca. Trudno się nawet dziwić, bo jak świętować Dzień Ojca, kiedy dziecko ma dwie mamy, albo Dzień Mamy, kiedy wychowywane jest przez dwóch mężczyzn. Co prawda każdy z nas jakąś mamę i jakiegoś tatę ma, inaczej nie byłoby nas na świecie, niemniej przestaje to mieć znaczenie. A jeśli uświadomimy sobie, że biologicznym ojcem dziecka dwóch lesbijek jest anonimowy dawca nasienia, zaś biologiczną matką dziecka homoseksualistów jest surogatka z odległego kraju, wówczas faktycznie trudno cokolwiek świętować, bo i dla kogo przygotować laurkę. Do tego dochodzą jeszcze emocje. Co tu zrobić, żeby nikt nie czuł się urażony? Proste, odwołać to święto, udać, że ono nie istnieje, w ostateczności można wymyślić coś genderowego tudzież neutralnie płciowego. Jak na przykład we francuskim departamencie Gironde. Tam zamiast „Dnia Matki” dzieci świętowały „Dzień ludzi, których kochamy”. Powód? „Dzień Matki” dyskryminuje uczniów, którzy nie mają matki (bo odeszła lub zmarła), albo mają dwie, albo zamiast mamy jest dwóch tatusiów. Laurki i prezenty przygotowywane przez dzieci dedykowane więc były „dwóm osobom, które kochają najbardziej”. „Chodzi o to, by świętować miłość. A jest ona przecież uniwersalna” – przekonywana jedna z matek cytowanych przez „Le Figaro”.  Cóż, miłość można świętować każdego dnia. Czy doprawdy jeden dzień w roku szczególnie poświęcony mamom czy tatusiom to tak dużo? Może w imię tolerancji mniejszości seksualne poświętowałyby razem z większością?

Bardzo podobną argumentację przytoczyła dyrekcja jednego z mediolańskich przedszkoli w kontekście Dnia Ojca. Dzieci nie będą więc z tej okazji szykować laurek, piosenek, czy innych prezentów, by swoim świętowaniem nie urazić „tęczowych rodzin”, a w tym konkretnym przypadku jednej – związku dwóch lesbijek. Rodzice mediolańskich przedszkolaków jakoś tej innowacyjności nie docenili i poszli ze skargą do kuratorium. Ku ich zdziwieniu przyznało ono rację… dyrekcji placówki. Pracownicy kuratorium argumentowali, że „wybór sposobu świętowania Dnia Ojca i Dnia Matki pozostawiony jest rozwadze wychowawców, którzy organizują proces dydaktyczno-wychowawczy na podstawie wrażliwości swojej i dzieci”. A przede wszystkim homoseksualnych rodziców.

Tak więc to, co oczywiste, powoli w imię politycznej poprawności znika lub zostaje zastąpione jakimiś genderowymi koszmarkami całkowicie wypaczającymi sens ugruntowanej w tradycji uroczystości. Aż dziw, że jeszcze nikt w Europie nie majstruje przy Święcie Babci i Dziadka. Może dlatego, że nie ma już co świętować, bo babcia i dziadek dostali w prezencie „one way ticket” w postaci eutanazji.

 

Małgorzata Terlikowska