Nie jest to moja wojna, nie ja ją wywołałam. Pewien pan doktor, mający inne poglądy w kwestii aborcji niż ja (wcale nie ginekolog ani położnik), postanowił sobie mnie poprowokować.  Jako że zaproszenie było dość chamskie, nie reagowałam na zaczepki, ale widzę, że rzeczony pan doktor ma jakąś perwersyjną przyjemność w atakowaniu inaczej myślących.

Tak się składa, że z wyksztalcenia jestem etykiem. Jako etyk mam prawo oceniać pod względem moralnym zachodzące zjawiska czy procedury.  W tym także te medyczne. To nie lekarze są od tego, by oceniać moralnie jakieś działanie, ale właśnie etycy. Lekarze niech zajmują się leczeniem, a to, czy podejmują działania moralne, niech badają etycy. Aborcja, której skutkiem jest przerwanie rozwijającego się ludzkiego życia, działaniem moralnym nie jest, i to w żadnym wypadku, i jako etyk mam prawo o tym głośno mówić. Nie straszny mi autorytet specjalisty medycyny estetycznej. I połajanki pana doktora z TVN-u naprawdę mnie nie przestraszą i nie spowodują, że zmienię swoje poglądy. Historia pokazała, że w wielu dziedzinach lekarze się mylili. To właśnie osoby z dyplomem lekarskim popierały akcję T4 czy choćby lobotomię, za którą komitet noblowski przyznał w 1949 roku Nagrodę Nobla (dwadzieścia lat później twórcy tej metody odebrano prawo wykonywania zawodu).

Od kilku dni specjalista od medycyny estetycznej, dr Krzysztof Gójdż, wziął na celownik obrońców życia. Zarzuca im (w tym mi osobiście), że walczymy z kobietami, depczemy ich godność, bo sprzeciwiamy się zabijaniu dzieci. Czy w takim razie działanie moralne to takie, które powoduje przerwanie życia? Czy takie, które życie chroni? Nie trzeba studiować medycyny, żeby odpowiedzieć właściwie na to pytanie. Spieszę więc poinformować pana doktora, że obrońcy życia właśnie o godność kobiet walczą. Obrońcy życia nie pozbawiają kobiet godności, tylko ją jej  przywracają. My kobiet nie okłamujemy, że aborcja nie pozostawia żadnego śladu. Bliznę na skórze można usunąć (specjaliści medycyny estetycznej świetnie sobie z tym radzą, i bardzo dobrze), blizny na psychice już nie. Aborcję można zagłuszyć, można zakrzyczeć, można ją wyrzucić w najciemniejsze zakamarki psychiki, ale nie można jej wymazać z życiorysu. Nie da się zapomnieć, że było dziecko, a teraz go nie ma. Dowodem kobiety (i mężczyźni), którzy doświadczają syndromu poaborcyjnego. Tak, on istnieje.  Cała ta dyskusja nad kwestią aborcji to dla mnie dowód na to, że zwolennicy aborcji chcieliby, żeby on nie istniał. Ale on nie da o sobie zapomnieć. Wraca. Ten jazgot i krzyk to koronny dowód na istnienie syndromu poaborcyjnego. Nie bez powodu najgłośniej walczą o aborcję ci, którzy mają ją na sumieniu. I najgłośniej też krzyczą. I z jakiegoś powodu strasznie się denerwują. Może to wyrzuty sumienia w ten sposób się odzywają?

Jest jeszcze jedna rzecz, na jaką warto zwrócić uwagę. To kwestia kultury osobistej, której zwolennikom aborcji niestety brakuje. Nie znam osobiście pana doktora Gójdzia, nigdy się z nim nie spotkałam, nie przechodziłam z panem doktorem na „ty”. Dlatego dziwi mnie, skąd takie skracanie dystansu. Dla pana doktora nie jestem koleżanką, nie jestem Gochą ani Gośką, nie życzę sobie więc takich osobistych wycieczek. Jestem dla pana obcą kobietą. Dla takiej relacji funkcjonują w polszczyźnie odpowiednie zwroty grzecznościowe. Szacunek dla rozmówcy wymaga także taktownego zwracania się do niego. Proponuję wrócić do zasad grzeczności językowej i sobie je przyswoić. To cenna wiedza, nie tylko w relacji z inaczej myślącymi, ale także pacjentami. To zresztą dość ciekawe zjawisko socjologiczne. Im większy zwolennik aborcji, tym większe chamstwo. Mogłam o tym przekonać się osobiście podczas jednej z rozmów w studiu telewizyjnym. W tamtym przypadku nie pomogła nawet profesura z medycyny. Tak jak panu specjaliście od medycyny estetycznej nie pomaga doktorat. Jaka kultura i wychowanie, taka moralność. Czyli żadna.

 

 Małgorzata Terlikowska