Niestety, ks. Jacek Międlar wybrał poklask narodowców, zamiast posłuszeństwa swojemu zgromadzeniu i Kościołowi. Nie jest to dobra prognoza na jego przyszłość.

Potwierdziły się moje obawy, które wyrażałem w poprzednich tekstach dotyczących młodego kapłana. Wygląda, że ksiądz Jacek lubi jak jest o nim głośno i wolał przybrać pozę męczennika. Nie jest to jednak męczeństwo za wiarę, tylko za ideologię, którą wyznaje i która aktualnie jest dla niego ważniejsza niż Chrystus.

Trudno się odnosić do kolejnych, bardzo emocjonalnych oświadczeń młodego kapłana. Widać w nich niedojrzałość, szczególnie w kwestiach światopoglądowych. Jak inaczej skomentować to, iż w przełożonych widzi wyłącznie swoich wrogów i samozwańczo deklaruje uwolnienie Kościoła spod ucisku lobby żydo-gejowskiego?

Niesmaczny jest ten ostentacyjny bunt w miejsce pokory i bezwzględnego posłuszeństwa. Zapowiadane jest też łamanie zakazu wystąpień w środkach masowego przekazu. Walka o swoje racje, pieniactwo, konfliktowość sprawdzają się może w polityce ale nie w Kościele.

Medialna rozpoznawalność wyraźnie zaszkodziła ks. Międlarowi. To źle wróży na przyszłość. Radykalizacja jego poglądu i dalszy rozbrat z Kościołem stają się niestety coraz bardziej prawdopodobne.

Z pewnością kapłan potrzebuje teraz gorącej modlitwy. Inaczej zacznie konkurować z księdzem Natankiem, albo przejdzie na bardziej radykalne pozycje np. sedewakantystyczne.

Tomasz Teluk