Specjalnie dla Fronda.pl mówi dr Tomasz Korczyński, socjolog, niezależny ekspert przy Parlamentarnym Zespole Obrony Chrześcijan na Świecie.

Zgodził się Pan poprzeć nasz apel w sprawie chrześcijan z Bliskiego Wschodu, w którym zaproponowaliśmy otwarcie granic tym, którzy są prześladowani.

Tak, akcja ta jest świetna dlatego, że odpowiada na bardzo poważne wyzwanie. Zagadnienie prześladowania chrześcijan na Bliskim Wschodzie i Afryce Północnej, szczególnie po tzw. arabskiej wiośnie, która okazała się surową zimą islamu spowodowała, że sytuacja mniejszości chrześcijańskiej na tych obszarach jest tragiczna. Jeżeli uwzględnimy Egipt i ostatnie wydarzenia, gdzie w wyniku demonstracji zostało zdewastowanych ponad 80 kościołów, gdzie dochodziło do pobić, czy bluźnierczych wręcz sytuacji niszczenia tych świątyń chrześcijańskich, to Wasza akcja jest wspaniałym sygnałem dla chrześcijan uciskanych: „Nie jesteście sami!”. Wyniszczanie chrześcijaństwa w jego kolebce, u jego źródła, jest tak naprawdę kontynuacją pewnej strategii, którą od dawna oglądamy w Afryce Północnej czy na Bliskim Wschodzie, która polega na fizycznej eksterminacji chrześcijan, którzy nie pasują tam ani do strategii sunnickiej, realizowanej tam przez Arabię Saudyjską szponami Al-Kaidy, ani ekstremistom szyickim, za którymi stoi oczywiście potężny Iran.

Jaka jest społeczna i polityczna sytuacja chrześcijan?

W tej rozgrywce o wpływy, chrześcijanie są oczywiście najsłabsi, są bezbronni. To mniejszość, która nie utworzyła swojej milicji, w odróżnieniu od sunnitów, czy szyitów i opierała się wyłącznie na łasce, bądź niełasce państwa, które niezbyt ich chroniło. Wydarzenia, które dokonują się aktualnie w Egipcie nie są jakimś novum. Chrześcijanie byli prześladowani przed Mubarakiem, za epoki Mubaraka, za rządów tymczasowych gen. Tantawiego, po nim, czyli w czasie reżimu Mursiego, wreszcie po nim, gdy władze po przewrocie oficjalnie dzierży junta, a ulicą rządzi Bractwo Muzułmańskie.

Stąd ta dramatyczna sytuacja się wzięła?

Egipt, Syria, to jest także konsekwencja w jakiejś mierze okupacji Iraku przez Stany Zjednoczone. Przypomnę tylko, że w marcu 2003 roku doszło do drugiej inwazji USA w Zatoce Perskiej, przed którą to operacją przestrzegał wielki prorok naszych czasów, czyli bł. Jan Paweł II. Jako jeden z niewielu przewidział to, co się wydarzy. Są różne dane na temat populacji chrześcijan w Iraku, najwyższa szacowana liczba irakijskich chrześcijan to około 1,4 mln, inne dane mówią o 800 tys., w każdym razie, po wojnie spadła ona na pewno do mniej niż 300 tys. Ta tendencja jest dramatyczna. Mamy XXI wiek i oto widzimy największy exodus XXI wieku, który świat mediów zachodnich bezwzględnie przemilczał. Dlaczego? Bo ten ucisk dotykał chrześcijan. To była zmowa milczenia przed fizyczną eksterminacją wyznawców Chrystusa w Babilonii. Na oczach mężczyzn gwałcono, a potem zabijano ich żony, dokonywano egzekucji całych rodzin, wraz z dziećmi i ich dziadkami, działo się to za sprawą milicji islamskiej, zarówno sunnickiej, jak i szyickiej, oraz pospolitych bandytów. A siły koalicji z Zachodu, przypomnę, że Polska także brała w tym udział, nie mrugnęły okiem. Każdej niedzieli powtarzały się ataki bombowe na kościoły, do świątyń wkraczali mordercy i strzelali do wiernych w czasie Mszy św., przypomnę tylko „spektakularny” zamach w Bagdadzie w katedrze NMP. Nikt o tym nie mówił. Były naprawdę nieliczne środowiska chrześcijańskie, które się tym zajmowały.

Gdzie ci ludzie trafili?

Ta potężna fala ludzi uderzyła przede wszystkim do Syrii, do Turcji, do Jordanii i do Libanu, do USA i Europy. Proszę sobie teraz wyobrazić sytuację tych chrześcijan, którzy uciekli z Iraku, znaleźli schronienie w Syrii, która pomimo tego, że mamy tam do czynienia z reżimem, przyjęła irakijskich chrześcijan. Syria, wcześniej Irak za czasów Saddama, Kościół posiadał tam wolność religijną, chrześcijanie mogli uczęszczać na Eucharystię, czy nabożeństwa protestanckie, ale nagle to wszystko zostało wywrócone, ponieważ po Iraku przyszła wspomniana arabska wiosna, która spowodowała, że sytuacja chrześcijan w każdym kraju rewolucji islamskiej pogorszyła się diametralnie – poczynając od Tunezji, przez Algierię, Libię, Egipt, Syrię, Jemen, itp.

Czy chrześcijanie występowali przeciwko muzułmanom?

Chrześcijanie tak naprawdę bardzo stracili, pomimo tego, że tak jak w Egipcie szli ramię w ramię z muzułmanami, gromadzili się w imię szlachetnych haseł wolność, równość, braterstwo na Placu Tahrir. Mieli nadzieję, że po czasach Mubaraka nadejdzie nareszcie wolność. Okazało się, że jest jeszcze gorzej niż za czasów dyktatora. Jeżeli przypomnimy sobie masakrę w Maspero, której nie przeprowadzili wcale fanatycy islamscy tylko zorganizowane oddziały żołnierzy rządowych, którzy wjeżdżali czołgami w zgromadzonych na pokojowej demonstracji Koptów, gdzie zginęło 26 młodych i bezbronnych osób, a w tym czasie telewizja państwowa, już nie Mubaraka, ale gen. Tantawiego, zachęcała dobrych obywateli muzułmańskich, aby rozprawić się wreszcie z Koptami, którzy oto chcą przeprowadzić kolejną rewolucję, to nie wolno się łudzić, że armia jest obrońcą chrześcijan. Można to obejrzeć w Internecie i są to strasznie dramatyczne obrazy.

Czyli nie tylko islamiści grożą chrześcijanom?

Nie upraszczajmy tego scenariusza do prostego przełożenia, że oto muzułmanie chcą zniszczyć chrześcijan. Na pewno taka strategia istnieje w kręgach fanatyków czy fundamentalistów, natomiast również wojsko, aktualnie rządząca junta w Egipcie z radością przyjmuje meldunki o kolejnym spalonym kościele. To Panu gwarantuje, ponieważ nie rękami żołnierzy dokonuje się tego plądrowania tylko hordami np. czerech tysięcy rozwścieczonych analfabetów lub pół analfabetów, którzy dokonują spustoszeń w dzielnicach chrześcijańskich. A prawo jest prawem, spalony i zdewastowany kościół nie zostanie potem odbudowany.

Co możemy zrobić?

Wymóg i konieczność pomocy tym ludziom jest bezwarunkowa. Propozycja Frondy jest tym bardziej godna zainteresowania dlatego, że idzie krok dalej. Do tej pory zatrzymywaliśmy się na etapie pewnej pomocy doraźnej, poprzez takie instytucje jak „Pomoc Kościołowi w Potrzebie”, „Open Doors”, czy „Głos Prześladowanych Chrześcijan”. Tutaj mamy świetny pomysł, który jest realny, choć wymaga trochę większego wysiłku i przemyślenia sprawy, choćby pod względem finansowym i logistycznym. Sądzę jednak, że skoro polskie MSZ zaprosiło na dywanik ambasadora Egiptu w ostatnim czasie, jeśli widzimy dobrą wolę naszej strony rządowej do tego, żeby rzeczywiście pracować na polepszeniem warunków politycznych i egzystencjalnych chrześcijan, to niewątpliwie istnieje taka potrzeba, żeby tych ludzi tutaj w sprowadzić, szczególnie tych, którzy są naprawdę w dramatycznej sytuacji. I powtórzę, jest to w jakimś sensie moralny obowiązek Polski, która uczestniczyła w okupacji Iraku, zmianie władzy, i w sposób militarny zaburzyła harmonię religijną tego państwa. Poza tym, popatrzmy na tę inicjatywę w sposób pragmatyczny, dla naszej Ojczyzny. Przyjęcie pod dach uciskanych Irakijczyków, Egipcjan, Syryjczyków, którzy wierzą w tego samego Boga, daje nam wiele możliwości, ponieważ jest to długodystansowa inwestycja. Byłaby to także odpowiedź, nawet symboliczna w stosunku do tego już nieopanowanego napływu muzułmanów do Europy, dla których drzwi są stale otwarte. Jeśli uświadomimy sobie, że w Londynie i w Brukseli najpopularniejszym imieniem nadawanym nowo narodzonym synom jest Muhammad (w różnych odmianach tego imienia), to mogę tylko powiedzieć, że chciałbym, żeby w Polsce dominowały imiona bliższe, jeśli chodzi o krąg cywilizacyjny.

Dochodzi do tego także kwestia dalszego losu całej Europy. Byłaby to, może nie przeciwwaga, bo mniejszość chrześcijańska jest rzeczywiście mniejszością jak sama nazwa wskazuje, jednak ciągle stanowi wyraźna reprezentację Chrystusa w tym zakątku świata.

Co dobrego mogą wnieść chrześcijańscy emigranci do Polski?

Na Bliskim Wschodzie rodziny chrześcijańskie, podobnie jak muzułmańskie, są rodzinami wielodzietnymi, więc inwestycja dla kraju, który wymiera, który nie jest w stanie zapewnić nawet zastępowalności pokoleń, byłaby też praktyczną wizją. Tylko pytanie, czy w tej wizji nasz rząd chce uczestniczyć dla dobra tego kraju.

Niemniej trzeba myśleć nie tyle pragmatycznie, lecz humanitarnie, po chrześcijańsku, pamiętać o tych wszystkich ludziach, których najbardziej dotknęła katastrofa wojny domowej, zarówno w Iraku, która stała się wojną religijną, w której celem byli chrześcijanie.

Dziś nie ma już tej wspólnoty chrześcijan, tej wspaniałej mozaiki starożytnych i historycznych Kościołów, na obszarze, na którym wedle tradycji ewangelizował św. Paweł, św. Tomasz Apostoł, czy św. Marek, pierwszy patriarcha Aleksandrii.

Jest stopniowo i bezwzględnie unicestwiana.

Sytuacja dla chrześcijan jest dramatyczna – Ci ludzie, którzy znaleźli schronienie w Syrii stają się teraz znowu uchodźcami i w wyniku wojny domowej muszą uciekać. Po pierwszej traumie, która dotknęła przede wszystkim dzieci, są narażeni na kolejną.

Zwykle ucieka się tam, gdzie jest bezpiecznie. Teraz takim względnie bezpiecznym miejscem jest Liban. Tylko, że chrześcijanie, z którymi rozmawiam, pytają, gdzie oni mają uciekać, dalej jest już tylko morze.

Inicjatywa Frondy pokazuje, że jest możliwość stworzenia pomostu przez to „morze”, ogrom zobojętnienia, które zamyka drogę ucieczki przed złem. Możemy być takim pomostem.

Zachęcam ludzi wierzących, niezależnie od denominacji, żeby włączyli się w tę akcję, ponieważ jest ona godna polecenia.

Rozmawiał Tomasz Rowiński