W przededniu świąt Bożego Narodzenia zastanowiliśmy się, jak na naszą typową przedświąteczną krzątaninę, szał zakupów i sposób przeżywania tego ważnego czasu zareagowałby Święty Mikołaj, ale ten prawdziwy, nie jego komercyjna wersja przypominająca krasnoluda. Oto nasz wyjątkowy wywiad.

 

Często mówi się o "wszechobecnej magii świąt". Czy to słuszne określenie?

Magia świąt? A co to takiego? Czy tu się wyprawiają jakieś czary-mary? Myślę, że kluczowe w tym względzie jest to, co się kryje za naszymi słowami, kiedy myślimy o rzeczonej "magii świąt". Jeżeli mamy na myśli atmosferę ciepła, radości i rodzinnej wspólnoty, wszystko jest w porządku, ale jeżeli ta atmosfera jest przesycona konsumpcjonizmem, jeżeli koncentrujemy się za bardzo na sferze materialnej, a zapominamy o prawdziwej naturze świąt, o tym że świętujemy przede wszystkim przyjście Boga na ziemię i początek najwspanialszego rozdziału w historii zbawienia, to nie jest w porządku. Musimy pamiętać, że "magia świąt" to nie prezenty i choinka, tylko Jezus Chrystus.

Niestety wielu z nas nieraz o tym zapomina i skupia swoje myśli na kupowaniu upominków, przygotowywaniu jedzenia itp. Czy w przeddzień świąt powinniśmy się wyrwać z kręgu tych przyziemnych czynności?

Zdecydowanie tak. Myśli wszystkich ludzi powinny być skierowane ku Niebu, ku temu, który przyszedł, by zbawić nas wszystkich. Bo w końcu to nie pierogi z kapustą i z grzybami zadecydują o tym, czy zasiądziemy w Królestwie Bożym, tylko ofiara Chrystusa i nieskończona mądrość i miłosierdzie Boga, który sprowadził go na świat. O tym należy w te dni pamiętać. Co nie oznacza, że pyszne jedzenie, prezenty i spędzanie czasu z rodziną to coś złego. Absolutnie nie! Cóż może być wspanialszego i bardziej radosnego, niż rodzinna miłość? Ale powinna ona wypływać z zanurzenia w Jezusie Chrystusie, a nie w wigilijnym barszczu.

Najbardziej jaskrawym przykładem komercjalizacji i infantylizacji świąt, jaki dotyka nasz świat jest chyba fałszywy obraz Świętego Mikołaja i przedstawienie go jako dziwnej fantastycznej postaci. Czy nie jest to irytujące?

Bezsprzecznie. Od zawsze dziwię się, czemu wielu ludzi uważa mnie za jakiegoś grubego elfa mieszkającego na północy i hodującego renifery. Ta dziwna legenda nie ma nic wspólnego z prawdą o moim życiu i mojej osobie. Trochę dziwne zawsze było dla mnie również to, że jedni dają sobie prezenty na Mikołajki, inni na Boże Narodzenie, a jeszcze inni i wtedy, i wtedy. Ale cóż, to już kwestia wyboru. Jednak wolałbym, aby media i współczesna kultura nie pokazywały mojego fałszywego obrazu.

Który moment świąt Bożego Narodzenia moglibyśmy uznać za najbardziej szczególny i wymowny?

Wieczerza wigilijna, o ile jest dobrze i szczerze przeżywana, może być naprawdę wspaniałym czasem. Jeżeli rodzina spotyka się i spędza ze sobą ten czas w miłości i jedności, a przy tym wigilię Bożego Narodzenia rozpoczyna od przypomnienia słów Ewangelii mówiących o przyjściu na świat Chrystusa, to ten czas może mieć naprawdę szczególny wymiar i wymowną symbolikę. Jednak dla mnie zawsze najbardziej wymownym momentem świąt, który ma w sobie wiele piękna i jest niezwykle podniosły, jest odczytywanie podczas świątecznej liturgii słowa prologu Ewangelii Wg Św. Jana. Zawiera ono w sobie w kilku wersach jedną z najgłębszych prawd naszej wiary, prawdę o tym, że to od Słowa wszystko się zaczęło, że Słowo przyszło na świat, by go zbawić, a jednocześnie, co zawsze odbieram jako rzecz niezwykle dramatyczną, swoi go nie przyjęli, choć świat stał się przez nie, to Słowa nie poznał.

Czy tym samym w nadchodzące święta powinniśmy sobie nawzajem życzyć przede wszystkim tego, by zobaczyć żywe Słowo i żyć nim?

Dokładnie! Nie ma chyba piękniejszych życzeń, niż życzenie tego, by odkryć w swoim życiu Chrystusa, by podążać za Ewangelią i dostąpić zbawienia. Cóż większego, niż to? Oczywiście inne przyziemne sprawy jak pieniądze, zdrowie, czy doczesne szczęście są dla nas istotne i ważne, ale najcudowniejsze życzenia, jakie możemy sobie wyobrazić, to życzyć komuś rzeczy najpiękniejszych i najważniejszych. A tymi rzeczami są przecież rzeczy ostateczne.

W naszych rodzinach często zdarza się jednak, że poprzestajemy na powierzchownych gestach. Z czego to wynika?

Myślę, że jeżeli jesteśmy za bardzo skoncentrowani na sobie, za bardzo pogrążeni w naszych problemach i nie dbamy o naszą codzienną relację z Bogiem, bardzo łatwo jest nam upadać, tracić nadzieję, ale też tracić relację z najbliższymi. Jeżeli na co dzień jesteśmy daleko od Boga i Kościoła, a także nie poświęcamy czasu naszym bliskim, trudno byśmy potem w święta włączyli magiczny przycisk i automatycznie zaczęli je dobrze przeżywać. Jak mawiał Święty Augustyn „Niespokojna jest dusza dopóki nie spocznie w Bogu”. Jeżeli nasza dusza jest niespokojna, ciężko jest przeżyć dobrze święta. Podobnie rodzinne ciepło łatwo może się przerodzić w chłód i konwenanse. Ale nie traćmy nadziei! Bo w końcu czy można sobie wyobrazić lepszy moment na nawiązanie kontaktu z Bogiem niż Boże Narodzenie? Czy istnieje lepsza chwila, by autentycznie skontaktować się z bliskimi?

Tego Święty Mikołaj życzyłby właśnie ludziom na nadchodzące święta?

Życzyłbym wszystkim, aby powtarzane często słowa „Dobrych, spokojnych, radosnych świąt pełnych rodzinnego ciepła” nie były tylko pustosłowiem. By dobro faktycznie zamieszkało w naszych rodzinach, by w naszych domach zagościł spokój. A przynieść go może tylko jedna osoba, którą powinniśmy zaprosić do wigilijnego stołu – Jezus Chrystus. Skoncentrujmy się w te święta na nim, a te życzenia się spełnią i przeżyjemy święta wspaniale, nie tylko duchowo, ale też czerpiąc radość z prezentów, jedzenia, śpiewania kolęd i innych świątecznych tradycji.

Bardzo dziękujemy za rozmowę