Siły Zbrojne Rzeczypospolitej są w roku 2019 w gorszym stanie, niż w roku 1995 – wynika z raportu opublikowanego przez niezależną polską fundację „Ad Arma”. Obserwowalne dziś ogromne braki nie są efektem działań żadnego pojedynczego rządu, ale różnego rodzaju strukturalnych patologii. Osiągnięcie realnych, wysokich zdolności polskiej armii będzie w obecnych uwarunkowaniach bardzo trudne, przekonują w dokumencie autorzy.

 

Punkt wyjścia

„Fotoplastykon. Siły Zbrojne RP W liczbach” to tytuł raportu, jaki opublikowała w sierpniu Fundacja Ad Armia mająca siedzibę w podtoruńskiej Krobi. Na 90 stronach autorzy dokumentu przedstawiają stan polskiego wojska w latach 1995, 2010 oraz 2018/2019. Wnioski, jakie wyciągają, są ponure; raport winien stać się obowiązkową lekturą wszystkich zainteresowanych bezpieczeństwem kraju, a przede wszystkim polityków, zarówno rządzących, jak i opozycyjnych.

 

Dokument można nabyć w wersji drukowanej TUTAJ.

 

Według Fundacji Ad Arma w roku 1995 SZ RP były istotnym czynnikiem na mapie Europy. Żołnierzy w czasie pokoju służyło łącznie ponad 220 tysięcy. Posowiecki sprzęt był jeszcze w dobrym stanie; wojska były utrzymywane w stanie gotowości, miały rozbudowaną infrastrukturę. Od 50 do 70 proc. męskiej populacji miało własne doświadczenia związane z wojskiem. Na wojsko państwo polskie wydało wówczas 6,6 mld zł, czyli 2,3 proc. PKB. Olbrzymim problemem był brak zakotwiczenia geopolitycznego po rozwiązaniu Układu Warszawskiego. Jednak poza tym, wskazują autorzy, stan wojska w roku 1995 był dobrym punktem wyjścia do przedsięwzięcia niespiesznych i przemyślanych reform.

 

Stan armii A. D. 2018/2019

Takich refom jednak nie było. W efekcie, pisze Fundacja, „nic nie wskazuje, aby do 2020 roku SZ RP pozyskały (odzyskały) istotne lub kluczowe zdolności. Dziś wojsko „reprezentuje zdolności jakościowo mniejsze niż w roku 1995”. „Wydaje się, że zdanie to prawdziwe jest nie tylko ze względu na aktualne środowisko i otoczenie bezpieczeństwa. Nawet porównanie poza kontekstem wskazuje - ze względu na ilości sprzętu i poziom gotowości, że SZ RP z 2018 roku nie byłyby wstanie równać się z SZ RP z roku 1995” - czytamy w raporcie.

Dziś decydenci (ministrowie i wyżsi oficerowie) nie są rozliczani ze stanu faktycznego, a liczą się jedynie plany i deklaracje, krytykuje „Fotoplastykon”. Żołnierze są częściowo zdemoralizowani i roszczeniowi na skutek braku wymagalności. Służba jest już sobą tylko z nazwy, w istocie mamy do czynienia z pracą zawodową „od” „do”. Ani polscy wojskowi, ani cywile sprawujący polityczny nadzór nad armią, nie przeprowadzają dogłębnych analiz strategicznych czy historycznych. Efektem jest brak świadomości sytuacyjnej, nie ma wiedzy na temat tego, jak analizować możliwe reformy i rozwiązania. Wielkim problemem jest też sprzęt. „Zakupy sprzętu są prowadzone bez odpowiedniego przygotowania zaplecza w sposób nie dający możliwości samodzielnego modernizowania i dostosowywania sprzętu” - ubolewa Fundacja. „Doprowadziło to do uwiądu polskich zdolności produkcji sprzętu wojskowego i amunicji, co w praktyce w razie kryzysu i wojny odbiera nam niepodległość na korzyść państw wspierających utrzymanie sprzętu i zdolności” - wskazuje.

Fundamentalnym kłopotem jest to, że w polskim parlamencie „prawie nikt nie ma wiedzy na tematy związane z obronnością” i „chyba nikt nie wierzy w realną możliwość potrzeby użycia SZ RP w ramach obrony państwa przed ośrodkami politycznymi o innych priorytetach niż dobro RP”, czytamy w „Fotoplastykonie”. „Negatywne procesy obserwowane podczas modernizacji SZ RP nakazują zakładać, że odzyskanie najpierw zdolności realnego i skutecznego modernizowania i później osiągania realnych zdolności będzie trudne w aktualnych uwarunkowaniach” - zaznaczają autorzy raportu.

 

Za dużo polityki

Przyczyny degradacji SZ RP są według Fundacji złożone. Jedną z nich jest postępujący rozrost kontroli cywilów nad armią. W raporcie przypomina się, że spośród pięciu osób wybranych na Prezydenta RP „tylko jeden miał bezpośredni kontakt z wojskiem przez odbycie zasadniczej służby wojskowej i jej ukończenie w stopniu kaprala”. Spośród 12 premierów z kolei zasadniczą służbę wojskową odbywał jeden. Wśród 11 Ministrów Obrony Narodowej żaden (sic!) nie posiadał epizodu służby w armii. Co więcej, wskazuje Fundacja, żadna z wymienionych osób „nie posiadała formalnego przygotowania do zajmowania się obronnością”. Mimo tego to właśnie cywile mają najwięcej do powiedzenia i – czytamy w „Fotoplastykonie” - wyżsi dowódcy od wielu lat coraz częściej oglądają się na polityków, a ci, którzy tego nie robią – odchodzą. Swoistym szczytem rozwoju tych tendencji jest poddanie nowo utworzonych Wojsk Obrony Terytorialnej pod dowództwo ministra obrony.

 

Nieprzemyślane zmiany w latach 1997-2010

Najwięcej zmian zaszło w latach 1995-2010. W latach 1997, 1999 i 2002 SZ RP przeszły według „Fotoplastykonu” trzy fale dużych redukcji. Rozwiązywano jednostki wojskowe, likwidowano garnizony, masowo sprzedawano obiekty, w tym poligony, żołnierzy zwalniano. Postanowiono też wprowadzić do armii kobiety, nie badając w ogóle wpływu tego kroku na pododdziały i gotowość. Z kolei w samym roku 2010 rozwiązano kluczowe dla zarządzania armią Okręgi Wojskowe. Zrezygnowano też z dyżurów rakiet przeciwlotniczych, ograniczono sieć posterunków radiolokacyjnych, zmniejszono liczbę par dyżurnych myśliwców, inaczej urzutowano zapasy. Dramatycznym zmianom poddano też strukturę dowództwa. Jak ujmuje to raport, „dostosowano się do końca historii”. Spadły też wydatki na armię w stosunku do PKB. W roku 2010 było to już tylko 1,8 proc. PKB (w konkretnych liczbach naturalnie dużo więcej, niż w roku 1995, bo 25,7 mld zł).

Wreszcie zlikwidowano też obowiązek zasadniczej służby wojskowej. „Jedną populistyczną decyzją polityczną pozbawiono Polskę i SZ RP odwodu utrzymywanego w koszarach 24/7; generatora rezerw osobowych; instytucji „kolegi z wojska” i wielu innych pozytywnych oraz negatywnych zjawisk” - pisze Fundacja. To także w okresie 1995-2010 utrwalił się fatalny mechanizm wymienienia sprzętu. Koronnym przykładem patologii jest ORP Gawron, nad którym prace rozpoczęto w roku 2001, a który powstał dopiero w 2015 – w dodatku jako zupełnie inna jednostka... Podobnych szeroko zakrojonych, a nigdy niezrealizowanych projektów jest cała masa, wskazuje Ad Arma.

 

Misje. Nowy priorytet

W omawianym okresie doszło też do fundamentalnej zmiany priorytetów armii. W roku 1995 SZ RP „były zasadniczo nastawione na wykonywanie swoich zadań operacyjnych w klasycznym konflikcie zbrojnym. Pozostałe dwa filary zadań SZ RP były traktowane bardzo marginalnie. Priorytetem, niejako siłą, rozpędu były jeszcze szkolenie i gotowość”, czytamy. W roku 2010 zaszły zmiany. „W związku z ogłoszeniem „końca historii” wykonywanie zadań operacyjnych w klasycznym konflikcie zbrojnym zeszło na ostatni plan; (2) w związku z bieżącymi wydarzeniami o prym pierwszeństwa wśród priorytetów SZ RP walczyły: „reagowanie kryzysowe” i „misje”” - podaje raport. Wysunięcie działań ekspedycyjnych na zasadniczy priorytet SZ RP miało fatalne wręcz skutki, widoczne jeszcze dzisiaj. „W związku z misjami nagle każdy planowany zakup sprzętu zaczęto analizować pod kątem właściwości ekspedycyjnych. Przestawienie trwało latami, a może nawet objęło całe pokolenie (pokolenia?) żołnierzy każąc im zapomnieć o swoim stanowisku w jednostce w Polsce i szkolić do nieokreślonym zadań na misji” - czytamy. By sztucznie zwiększyć liczbę żołnierzy, w roku 2010 już wyraźnie mniejszą niż w 1995, powołano do życia Narodowe Siły Rezerwowe, które okazały się być całkowitym niewypałem, ale propagandowo ogłaszano ich rzekomą przydatność. Zaniedbano też rozwój przemysłu zbrojeniowego; ten nie skorzystał na szumnie zapowiadanych kontraktach w związku z misjami w Iraku i Afganistanie. W efekcie tych zaniedbań zaczęły znacząco spadać zdolności remontowo-produkcyjne.

 

A jednak inny priorytet

Kolejna rewolucja zaszła w roku 2014. Wówczas pod wpływem polityki Kremla „uczestnicy życia politycznego i publicznego zgodzili się, że zdolności ekspedycyjne przestają być priorytetem i schodzą na pozycję”, czytamy w raporcie. „Prym objęły zdolności do udziału w klasycznym konflikcie (operacji obronnej), jako drugi priorytet wskazano reagowanie kryzysowe (klęski żywiołowe w kraju)”. Dzisiaj na wojsko wydajemy 2 proc. PKB (w 2018 roku 41,9 mld zł); zawodowych żołnierzy jest 104 946; w związku z zawieszeniem poboru dramatycznie brakuje rezerw. Stan liczebny armii mają podnosić sztucznie utrzymywane przy życiu Narodowe Siły Rezerwowe oraz Wojska Obrony Terytorialnej, które – mimo zapowiedzi i planów – zostały rozbudowane w stopniu bardzo ograniczonym. Według Fundacji wydaje się, że dziś wojska SZ RP są „zasadniczo nastawione na wspieranie i zabezpieczanie pobytu wojsk USA na terenie Polski w ramach wykonywania zadań w klasycznym konflikcie zbrojnym. Szkolenie i gotowość w praktyce przestają być priorytetami”.

 

Powrót do normalności?

Jako przełomowy dla SZ RP rok zapowiadany jest obecnie rok 2022. W ocenie Fundacji biorąc pod uwagę dotychczasowe doświadczenia jest wątpliwe, by plany zostały zrealizowane. Także wskutek obecności Polski w Sojuszu i coraz silniejszym umocowaniu armii USA nad Wisłą po prostu spada motywacja decydentów do realnego zajmowania się kwestiami obronności; łatwo sprzedawać najprostsze rozwiązania, czyli sprowadzanie sojuszniczych wojsk do kraju, jako najważniejsze i najbardziej optymalne. Zamiast „samodzielni i gotowi” mamy „silni w Sojuszach”. Potrzebna jest coraz większa kontrola poczynań kolejnych władz, a przede wszystkim - większa świadomość realnych wyzwań, która pozwoli rozliczać decydentów nie z zapowiedzi i deklaracji, ale z faktów. Lektura raportu może być pierwszym krokiem w tę stronę.

Fronda.pl