Niemiecki dziennikarz śledczy Jürgen Roth napisał, że wybór Andrzeja Dudy na prezydenta Polski to „siarczysty policzek wymierzony niemieckim mediom”. „Der Spiegel” ogłosił, że Duda wygrał z arogancją władzy. Jak właściwie niemieckie media zareagowały na wyniki polskich wyborów?

Jak zwykle niemieccy korespondenci się obudzili po fakcie. Tamtejsza prasa ma zwyczaj znajdować sobie pozytywnego bohatera i w ogóle nie zauważać, że ma on jakiekolwiek wady. Tym pozytywny bohaterem długie lata była oczywiście Platforma Obywatelska i Bronisław Komorowski. Komorowskiego opisywano niemal jak anioła, człowieka bez wad, który panuje nad swoim wiernym ludem, a lud go kocha i na pewno wybierze na drugą kadencję. To, że spodziewano się drugiej kadencji, to nie jest zarzut, bo rzeczywiście nawet w Polsce na prawicy niespecjalnie wierzono w sukces Dudy. Natomiast Niemcy nie zauważali na przykład afery taśmowej i innych kiksów rządu. I to jest właśnie efekt tego, że muszą znaleźć swojego pozytywnego bohatera. Wtedy uważają, że jest spokój. Jeśli spokoju nie ma i odkrywają kogoś takiego, jak Duda, robią oczy jak spodki.

Początkowo Niemcy pisali w stylu: „katonacjonalista z nożem w zębach dochodzi do władzy”. Teraz pojawiają się głosy, że może to będzie szansa na to, żeby PiS przeszedł z rąk Jarosława Kaczyńskiego w ręce Dudy. Z tym że jednocześnie znowu powtarzany jest dogmat, że to Polska, a dokładnie bracia Kaczyńscy byli winni ochłodzeniu stosunków w latach 2005-2007. Jest to bzdura. Niemcy po prostu zareagowali wtedy bardzo źle na próby prowadzenia bardziej partnerskiej polityki. Teraz niemieccy dziennikarze będą przyjmowali, że Duda jest dobry, o ile obali Kaczyńskiego. To naiwne. Duda wie, że musi znaleźć sposób na współdziałanie z prezesem Kaczyńskim. Wszystko to są teorie z księżyca.

Not. KJ