Informację o pojawieniu się petycji podał duży litewski portal informacyjny, delfi.lt. Nie wiadomo, czy jest to tylko prowokacja, czy też część realnego planu destabilizacji Litwy.

Według urzędników litewskiego Departamentu Bezpieczeństwa sprawa jest bez znaczenia, bo taką petycję może przecież stworzyć każdy. W rzeczywistości może to być jednak element gry rosyjskich służb specjalnych. Wiadomo, że Rosjanie inwestują bardzo duże pieniądze w tzw. cyber-żołnierzy, którzy mają spamować Internet prorosyjskimi komunikatami.

Łukasz Żygadło z portalu wpolityce.pl przypomina, że już w 2007 roku Rosjanie dokonali cyberataku na inne państwo. Wówczas Estonia chciała przenieć pomnik upamiętniający sowieckich żołnierzy. W estońskiej stolicy wybuchły groźne zamieszki prowokowane przez rosyjską mniejszość w tym kraju.

Niebawem w Internecie rozpoczęła się prawdziwa wojna. Organizacja hakerska podporządkowana Kremlowi rozpoczęła bombardować serwis rządu tzw. atakami denialf of services. Unieruchomiono nawet strony szkół publicznych oraz niektórych estońskich banków i dzienników. Internetowa wojna trwała trzy tygodnie.

Życie Estończyków zostało w niektórych aspektach po prostu sparaliżowane. Rosjanie pokazali, że potrafią dopiec innemu państwu bez jednego nawet wystrzału.

Petycja, która pojawiła się w Litwie, może być oznaką podobnej wojny. Zdaniem Łukasza Żygadły także polskie władze powinny monitorować rosyjskie ruchy w naszym kraju, by zapobiec ewentualnym działaniom dywersyfikacyjnym. Jeżeli Rosja zaatakuje nas tak, jak Estonię, to nie pomogą nam nawet myśliwce F-16 – stwierdził publicysta.

Pac/wpolityce.pl