Po tym, jak Władimir Putin i Dmitrij Miedwiediew, na polecenie tego pierwszego, zamienili się stanowiskami, już nikt w zachodnich stolicach nie powinien mieć wątpliwości, że władca Kremla zwinął swój cyrk pod nazwą „liberalna Rosja” i przestał się przejmować tym, że Kreml ma na Zachodzie coraz gorszą prasę. W efekcie znów można było usłyszeć jęk zawodu europejskich pięknoduchów, którzy przez lata łudzili się, że znają receptę na „okcydentalizację” tego kraju. Teraz przyszło im się zmierzyć z kolejną porażką. Trzeba Putinowi oddać sprawiedliwość, że projekt z Miedwiediewem-reformatorem, choć toporny i przewidywalny do bólu, przynosił pożądane rezultaty. Klasyczna rosyjska bajeczka dla głupiutkich zapadniaków, pamiętająca czasy daleko starsze niż komunizm, otwierała kolejne pole manewru dla „grupy trzymającej władzę” na Kremlu. Starzy towarzysze do rozpuku mogli śmiać się z licznych analiz i wypowiedzi ekspertów, przekonujących siebie nawzajem, że warto ustępować Rosjanom, godzić się na ich „zwyczaje”, gdyż poprzez wspólny biznes uda się ich „ucywilizować”. Efekty tych działań widzimy dziś choćby w Syrii – gdzie państwa zachodnie trzymane są przez Moskwę w szachu, a Putin bezlitośnie punktuje Obamę. Po Czeczenii, Gruzji, czy przy okazji katastrofy smoleńskiej, Rosja po raz kolejny testuje rzeczywistą siłę zarówno NATO, jak i europejskiego ducha.

Zachodnia schizofrenia

Co z tego, że Parlament Europejski, nie mogąc dalej udawać, że nie widzi jak Putin przykręca śrubę swojemu społeczeństwu, opozycji i organizacjom  pozarządowym, przyjmuje rezolucję wzywającą władze w Moskwie do „zagwarantowania politycznego pluralizmu i wolności w mediach”? Pod adresem Kremla padają oskarżenia o prześladowanie NGO, zmuszanie ich do rejestracji jako „zagranicznych agentów”, stosowanie wobec nich nieustannych przeszukań, konfiskat mienia, gróźb i zakładania jej działaczom spraw karnych. Europosłowie co prawda zauważyli, że dochodzi w tym kraju do politycznie motywowanych procesów i tuszowania poważnych przestępstw, a nawet zbrodniczych mordów, ale ich głos podszyty jest fałszem, gdyż w tym samym czasie europejscy liderzy zabiegają o jak najlepsze relacje z moskiewskim satrapą. Współpraca gospodarcza i wojskowa pomiędzy Rosją a Niemcami trwa w najlepsze, a przecież i Francuzi i Włosi robią wszystko, by uzyskać kolejne kontrakty. Do tego grona dołączyli też ostatnio Brytyjczycy, którzy machnęli już ręką na zamordowanie przez wysłanników Kremla ich byłego szpiega Aleksandra Litwinienkę, chronionego przez władze w Londynie.

Czcze gadanie?

Traktowanie Rosji przez Zachód w coraz większym stopniu przypomina podejście do Chin. Chęć osiągnięcia zysku zaciemnia sprawy kluczowe – wolność i prawa człowieka, tak okrutnie łamane w Państwie Środka. Moskwa, imitując politykę Pekinu, zaciska pętle na szyi swojego społeczeństwa i nie ma więcej zamiaru słuchać „połajanek” zachodnich stolic. Te, niestety, coraz częściej dostosowują się do tej sytuacji.Patrząc przez ten pryzmat na krytykę europosłów, można by było uznać ich inicjatywę za kolejną, niewnoszącą zbyt wiele do relacji Zachód – Rosja deklarację, gdyby nie wezwanie, jakie wystosowali do Komisji Europejskiej, by wprowadziła w całej Unii zakaz wydawania wiz i zamroziła rachunki bankowe rosyjskim urzędnikom, którzy przyczynili się do śmierci adwokata Siergieja Magnickiego. Taka deklaracja, obok śledztwa jakie prowadzone jest wobec monopolistycznych praktyk Gazpromu i decyzji Angeli Merkel, że za ruinę cypryjskich finansów w dużej mierze zapłacą piorący tam gigantyczne sumy rosyjscy „biznesmeni”- to konkretne uderzenia w kremlowski system władzy i danie do zrozumienia niższemu szczeblowi tamtejszych funkcjonariuszy, że Putin nie jest tak mocny, jakiego zgrywa. Oczywiście, nie są to sprawy, które mogłyby naruszyć władzę tego byłego pułkownika KGB, ale na pewno odczuwa je jako nieprzyjemne i nie może przejść wobec nich obojętnie. Już amerykańskie sankcje w sprawie Magnickiego pokazały, że Zachód, gdyby tylko chciał, mógłby w o wiele mocniejszy sposób oddziaływać na ten kraj, niż do tej pory. Jednak zarówno za oceanem, jak i w głównych stolicach europejskich mocarstw, nadal króluje polityka robienia dobrego uśmiechu do złej, kremlowskiej gry.

Ustępstwa nie przyniosą rezultatów

Zachód wciąż nie wyciąga wniosków z błędów popełnionych w czasach zimnej wojny, które przyczyniły się do tego, że przez ostatnie lata swojego istnienia Związek Sowiecki był przez niego sztucznie podtrzymywany przy życiu. Obecnie sytuacja się powtarza, to dzięki dostawom surowców do krajów UE, Rosja wciąż może wiązać koniec z końcem, w przeciwnym wypadku doszłoby do jej bankructwa i upadku obecnego systemu władzy. Zachód obawia się sytuacji, że w największym państwie świata, w efekcie pogarszania się sytuacji ekonomicznej, mógłby nastać chaos. Wie też, że Rosja, choć słaba, to potrafi siać zamęt na rubieżach swych granic i tak, jak w przypadku Syrii, uniemożliwiać rozwiązanie konfliktu. Dlatego wychodzi z założenia, że lepszy jest „przeowidywalny” Putin, niż wielka niewiadoma, gdy jego zabraknie. To z tego powodu władcy Kremla tak potrzebni są politycy pokroju Władymira Żyrinowskiego, którego przedstawia się jako jedyną „alternatywę” dla obecnej władzy. Brak wiary w możliwość zmiany systemu powoduje jednak, że małe i słabe środowiska walczące o „inną Rosję” (nie zaliczam do nich opozycyjnych komunistów, czy ugrupowań szowinistycznych, a także dużej części unijnych czy lewackich instytucji, dla których najważniejsze jest szerzenie własnej, chorej ideologii) pozostawione są same sobie. Patrząc na rosyjską scenę polityczną można jednak powątpiewać, czy kiedykolwiek ci, „inni Rosjanie”, dojdą do władzy. Rozczarowanie ich słabością i tym, że hasła, które głoszą, wydają się nie cieszyć w tamtejszym społeczeństwie zbyt wielkim poparciem, może prowadzić do rezygnacji ze wspierania tych sił.

Moralny obowiązek

Pamiętam jak prof. Andrzej Nowak wybitnych historyk, sowietolog, znawca Rosji, podczas jednej z naszych rozmów, przestrzegał przed „machnięciem ręką” na ludzi i środowiska walczące o praworządną i sprawiedliwą Rosję. Mówił, że nie możemy ich zostawić samym sobie, gdyż jest to równoznaczne z oddaniem tego kraju osobnikom pokroju Putina. Chociaż sondaże wskazują, iż wciąż cieszy się on dużym poparciem rodaków, to jednak część Rosjan chciałaby gruntownych zmian w kraju. Jeślibyśmy, dla przykładu, oceniali Polskę i Polaków jedynie przez pryzmat sympatii, jaką cieszą się w naszym społeczeństwie Aleksander Kwaśniewski bądź Bronisław Komorowski i tego, że PO Donalda Tuska rządzi już tyle lat, a generałowie Kiszczak i Jaruzelski cieszą się luksusem i nigdy za swoje zbrodnie nie zostali ukarani, to nie byłaby dla naszej Ojczyzny pozytywna nota. A przecież Polska to o wiele więcej niż jej przywary i zaprzańcy. I choć Rosja nie ma tak wspaniałych tradycji wolnościowych jak nasza ojczyzna, to nie zasługuje na to, by rządzili nią ludzie pokroju Putina.

Aleksander Kłos