Fronda.pl: Czy Pana zdaniem Konstytucja dla Nauki forsowana przez min. Gowina wzmocni czy osłabi polskie szkolnictwo wyższe i naukę?

A. R. F.: Obawiam się, że na tę chwilę nikt już nie wie co to jest ta „konstytucja dla nauki”. W stosunku do wyjściowego kształtu, przeszliśmy już przez kilkaset autopoprawek. J. Gowin chcąc na siłę osiągnąć polityczny sukces, mając świadomość olbrzymiego oporu wobec jego propozycji w PiSie, zaczął wpisywać do ustaw co się da chcąc na siłę przegłosować je w lipcu, aby mogły wejść w życie w październiku. Nie wiem czy jest jeszcze ktokolwiek, kto wie jak będzie wyglądał finalny kształt tych ustaw, a jak znam życie to przez cały kolejny rok akademicki będzie trwało odkrywanie co z czym nie gra. Będzie zatem szukanie luk i radosna twórczość w celu ich łatania.

Konsekwencją będzie chaos i to jest odpowiedź na Pani pytanie. Aby zapewnić Panu Gowinowi jakiś tam iluzoryczny sukces i pokazać, że odfajkowano kolejny temat, brniemy w gigantyczny bałagan, którego konsekwencją mogą być tylko kolejne problemy tego obszaru.

Nie ma zatem żadnych korzyści?

Moim zdaniem J. Gowin, który nie ma zielonego pojęcia o materii którą mu powierzono, stał się ofiarą podpowiedzi sprytnych ośrodków, które wmówiły mu, że główną bolączką nauki jest brak jej efektywnych związków z tzw. otoczeniem. Min. Gowin stworzył mechanizm, który dopuszcza owo otoczenie do współdecydowania o najbardziej kluczowych kwestiach w uczelniach, a do tego daje mu instrumenty ich penetracji finansowo - ekonomicznej. Podejrzewam że min. Gowin tego też nie wie, że polskie uczelnie publiczne dysponują gigantycznym majątkiem. Jest to chyba największy obecnie majątek w rękach państwa. Budżet niemal każdego większego uniwersytetu jest na poziomie przekraczającym budżety wielkich polskich miast. Uczelnie są jednymi z największych pracodawców Polsce.

Tzw. Rady uczelni Gowina uzyskują wraz z nową ustawą bezpośredni wgląd w najbardziej wrażliwe dane dotyczące finansów i majątków każdej Uczelni. I głos decydujący o tym, jak uczelnie mają funkcjonować. Rektorzy, będący teraz tak naprawdę zakładnikami owych Rad Uczelni, a nie swojej społeczności akademickiej, będą „profilować biznesowo” ich działalność. Za chwilę okaże się, że to właśnie te Rady Uczelni stają się głównym narzędziem transferu najbardziej wartościowych elementów majątkowych poza Uczelnię, a to co uda się w nich atrakcyjnego za państwowe pieniądze wymyślić, trafi do „efektywnych spółek zewnętrznych”.

Zastanawiam się jak kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości, tak wrażliwe na tym punkcie np. gdy chodzi o szpitale, nie rozumie elementarnej istoty tego mechanizmu i żyruje tę operację, nie dostrzegając, że jej autor sam nie ma najmniejszego pojęcia w co wpędza uczelnie publiczne.

Jednak podobno dzięki ustawie mamy dogonić naukę światową?

Tu znowu widać jak na dłoni, że autor tych regulacji w ogóle nie wie o czym mówi. Jednak aby mieć świadomość skali problemu to wskaże tylko to, że dzisiaj główne środki na poważne badania naukowe w Europie płyną z funduszy Unii Europejskiej. Polska płaci tam składkę jako państwo, a pieniądze powinny odbierać nasze placówki naukowe. I co? I od kilku lat jesteśmy regularnym płatnikiem netto do tych funduszy - obecnie na kwotę ponad 1 mld. euro rocznie. Innymi słowy min. Gowin utrzymuje naukę w Europie dopłacając rocznie prawie 4,5 mld zł. Dlatego, że polskie placówki naukowe mają najniższy poziom pozyskiwania środków unijnych w Europie. TO jest po prostu dno, bo polskim „uczonym” nie chcę się walczyć o środki unijne. Oni, dzięki układom w Polsce, wolą po znajomości załatwiać sobie granty na pseudonaukę albo bezpośrednio w ministerstwie (wystarczy uaktywnić paru posłów i senatorów), albo (co robią ambitniejsi) porobić spółdzielnie i wzajemnie się dofinansowywać z grantów NCN lub NCBiR. Forsa wprawdzie mniejsza, ale pewniejsza no i efektów nikt nie wymaga.

To bardzo przygnębiające spostrzeżenia…

I co tu zmienia J. Gowin? Czy są jakieś mechanizmy, które rozbijałyby kliki przydzielające sobie wzajemnie państwowe środki? Czy są jakieś mechanizmy uwalniające ministra od nacisków politycznych ignorantów, którzy wymuszają finansowanie nic nie wartych przedsięwzięć? Czy polskie uczelnie dzięki Gowinowi będą mogły ale i będą zmuszone by realnie umiędzynarodowiać swoje kadry, bez czego nie będą miały szansy na efektywną walkę o pieniądze unijne? Czy są mechanizmy, które zmuszą uczelnie publiczne do nawiązywania efektywnej kooperacji z placówkami zagranicznymi, bez czego nie mają szans na wygrywanie konkursów o poważne pieniądze? Czy są jakiekolwiek mechanizmy, że jakikolwiek polski uczony pracujący efektywnie za granicą wrócił do Polski i pracował dla polskiej nauki i dla polskich studentów?

Dużo pytań, a jaka jest odpowiedź?

Nie ma nic, bo poza pustymi frazesami i gadaniną, że stworzymy w Polsce raj dla start-upów, nie ma żadnego rozwiązania, które może dać efekt w postaci już choćby tylko odzyskania tych miliardów złotych, którymi co roku wspieramy naukę niemiecką czy francuską. To min. Gowin powinien dostać order od tych europejskich ministrów nauki, bo jest najbardziej hojnym sponsorem europejskiej nauki. I choć, nawet bez konstytucji dla nauki zrobić wiele aby to zmienić przez te minione lata, nie zrobił dosłownie nic.
Jak znam życie, kiedy już przeforsowana zostanie ta „konstytucja”, min. Gowin w poczuciu chwały przejdzie reformować inny odcinek. Bardzo współczuję jego następcy, bo naprawdę ciężko będzie ogarnąć ten bałagan, który J. Gowin pozostawi po sobie.

Dziękuję za rozmowę

[Rozmówca jest praktykiem, doświadczonym specjalistą ds. nauki i edukacji; imię i nazwisko do wiadomości Redakcji.]