„czy w ciele, nie wiem, czy poza ciałem, też nie wiem” (2 Kor 12, 2)

Znamy mnóstwo nadprzyrodzonych zjawisk i doświadczeń, które naprawdę lub rzekomo stały się udziałem różnych osób w dziejach Kościoła. Czasami trudno określić, czy dany cud rzeczywiście miał miejsce, albo przyporządkować go do określonej kategorii. Jak dowodzi powyższy cytat z II Listu do Koryntian, nawet św. Paweł nie był w stanie precyzyjnie określić natury prawdziwego doświadczenia człowieka, który „został porwany do trzeciego nieba”. 

Kanonizowani święci i prawdziwi mistycy na podstawie swoich doświadczeń niejednokrotnie byli całkowicie pewni, że rzeczywiście odwiedzili (a nie tylko ujrzeli w wizjach) niebo (choć oczywiście nie mogli doznać wizji uszczęśliwiającej), piekło oraz czyściec. Wydaje się, że w niektórych przypadkach dusza opuszczała wówczas ciało, pozostawiając je – podczas stanu ekstazy lub niepozornie martwym. Tak naprawdę do- świadczeni kierownicy duchowi niektórych mistyków często muszą podejmować decyzje, czy wezwać pomoc medyczną, czy też czekać (zabiegi wykonywane przez lekarzy, którzy nie rozumieją, czym są stany mistyczne, bywają zwykle dla mistyków torturą), mimo rozlegających się dookoła krzyków: „Ona nie żyje!” bądź „Umiera!”.

Pewnego razu św. Katarzyna Sieneńska wyglądała na umierającą czy też już martwą, w rzeczywistości zaś doświadczała śmierci mistycznej. Była zimna i leżała bez ruchu. Czuła też, że jej dusza oddzieliła się od ciała, a ona doznawała wtedy skrajności: chwały Bożej oraz straszliwych kar, które spada- ły na grzeszników, zwłaszcza tych, którzy zbrukali świętość małżeństwa. Kiedy ten stan minął, Katarzyna powiedziała, że zobaczyła męki potępionych, a wówczas Chrystus polecił jej: „Wróć na ziemię i wskaż ludziom ich błędy, niebezpieczeń- stwo, jakie im zagraża, i czekające ich kary”.

Jak pokazuje biografia jednej z najbardziej wiarygodnych świętych – spisana przez utalentowanego Rajmunda z Kapui – przypadki pozornej śmierci i powrotu do życia faktycznie się zdarzają. To mistyczne zjawisko należy jednak wyraźnie odróżnić od opisanych w niniejszej książce przypadków rze- czywistych śmierci i prawdziwych wskrzeszeń. W tym drugim bowiem przypadku człowiek naprawdę nie żyje, w tym sensie, że rozpoczyna się proces rozkładu ciała, nawet jeśli jest jeszcze niedostrzegalny. Doświadczenia w zaświatach różnią się także od wizji, jak choćby w przypadku trojga dzieci z Fatimy, które oglądały piekło za sprawą Matki Bożej, twardo stojąc w tym czasie na ziemi.

To rozróżnienie jest bardzo istotne w przypadku Drythelma i Krystyny zwanej „Cudowną”. Święty Beda Czcigodny (ok. 672–735), doktor Kościoła, należał do najbardziej cenionych historyków we wczesnonowożytnej Europie i był jednym z największych autorytetów, jeżeli chodzi o historię dawnej Anglii. Wielki uczony i kardynał, św. Robert Bellarmin, doradca papieży oraz słynny reformator, uważa za wiarygodną relację Bedy dotyczącą Drythelma z Northumberlandu, który powrócił z martwych. Ten przypadek był zresztą powszechnie znany w całej Anglii i przyczynił się do licznych nawróceń.

Drythelm, który wraz ze swoją rodziną wiódł dobre, chrze- ścijańskie życie, zachorował i umarł. Jednak zaraz przed pogrzebem nagle ożył, podniósł się i usiadł. Jego krewni, w tym żona i dzieci, którzy spędzili całą minioną noc przy jego ciele, opłakując go, przerazili się i uciekli – wszyscy oprócz wiernej małżonki, która została sama przy zmartwychwstałym mężu, choć drżała ze strachu.

„Nie bój się” – uspokajał ją. – „To Bóg zwrócił mi życie. Chciał w mojej osobie pokazać wskrzeszonego. Na tej ziemi czeka mnie jeszcze wiele lat, ale moje nowe życie będzie zupełnie inne niż to, które dotąd wiodłem”. Drythelm oświadczył, że zmieni swoje postępowanie, choć zawsze był dobrym czło- wiekiem. Potem wstał i – zupełnie zdrowy – natychmiast udał się do pobliskiego kościoła, gdzie długo się modlił.

Później powiedział rodzinie, że od tej pory będzie żył tak, aby należycie przygotować się do śmierci, i poradził im uczynić to samo. Podzielił swój majątek między żonę i dzieci, a jedną trzecią zachował dla siebie z przeznaczeniem na jałmużnę. Rozdawszy swoją część ubogim, udał się do klasztoru i poprosił opata, żeby przyjął go jako pokutnika, który będzie służył pozostałym.

Drythelm otrzymał osobną celę, w której spędził resztę swego – nowego – życia. Oddawał się modlitwie, ciężkiej pracy i niezwykłym pokutom. Nakładał na siebie surowe posty i recytował wszystkie sto pięćdziesiąt Psalmów, zanurzony w lodowatej wodzie.

Zachowywał też ciągłe milczenie, a cała jego postawa – spuszczony wzrok i powierzchowność ascety – wskazywała na duszę, którą lękiem napełnia świadomość sądu Bożego. Odzywał się tylko po to, żeby opowiedzieć, co zobaczył w zaświatach, dla zbudowania innych i ku ich przestrodze. (Całą tę opowieść można przeczytać w Ecclesiastical History [Historii kościelnej] Bedy Czczigodnego, a w skróconej wersji w książce Czyściec: w świetle legend i żywotów świętych ojca F.X. Schouppe’a SJ). Drythelm powiedział:

Kiedy opuściłem swoje ciało, czekała na mnie pełna dobroci osoba, która stała się moim przewodnikiem. Pojawiła się spowita światłem, a jej twarz jaśniała. Poprowadziła mnie do rozległej, głębokiej, nieskończenie długiej doliny; po jednej jej stronie płonął ogień, a po drugiej widoczny był śnieg i lód. Po jednej stronie znajdowały się kotły pełne płomieni, a po drugiej panowało przeraźliwe zimno i dął lodowaty wiatr.

Dalej Drythelm opowiada, jak widział niezliczone rzesze dusz przerzucanych jakby mocą wściekłej wichury z trzaskającego mrozu w buchające płomienie – z jednej udręki do drugiej, nieustannie pragnąc doznać ulgi po przeciwnej stronie, tam i z powrotem. Sądził, że to okropne miejsce jest piekłem, ale przewodnik powiedział mu, że jest to tylko jedno ze szczególnych miejsc w czyśćcu. Trafiają tu dusze, które odkładały skruchę do końca życia, ale w ostatniej chwili zostały ocalone przez Boże miłosierdzie. W czyśćcu muszą zaś odbyć karę za ten grzech, który został im już wybaczony. Jak zrozumiał, większość z nich będzie tak pokutować aż do dnia sądu.

Drythelm zobaczył także przerażające sceny mąk piekielnych. Gigantyczne kule i masywy cuchnących płomieni wznosiły się z ciemnego krateru w dole, skąd dochodziło głośne zawodzenie. Dusze były stamtąd bezustannie wyrzucane w górę tak wysoko, jak wysoko strzelały płomienie, a potem zasysane w dół, gdy ogniste wyziewy opadały. Drythelm dostrzegł tam grupę szyderczych demonów ciągnących do czeluści pięć dusz, które wyły i płakały; byli wśród nich człowiek z tonsurą na głowie, świecki mężczyzna oraz kobieta.

W szczęśliwszej krainie zobaczył pola pełne kwiatów, młodzieńcze dusze i zakątki pełne radości, ale nie było to niebo. Odwiedził też miejsce, gdzie usłyszał słodkie pieśni, którym towarzyszyły cudowny zapach i przepiękne światło. Przewodnik powiedział mu, że niebo jest już blisko, lecz Drythelm go nie widział. Wtedy przewodnik nakazał mu wrócić na ziemię. I tak oto znalazł się w klasztorze w Melrose nad zakolem rzeki Tweed.

Gdy pytano Drythelma, dlaczego nakłada na siebie tak surową pokutę jak zanurzanie się w lodowatej wodzie, odpowiadał: „Widziałem jeszcze bardziej zdumiewające umartwienia”. A kiedy ktoś wspominał, że prowadzi surowe życie, mówił: „Widziałem rzeczy trudniejsze do zniesienia!”. I nawet w sędziwym wieku nie zaprzestał bezlitosnego umartwiania swego ciała. Wywołał w Anglii ogromną sensację, a dzięki jego opowieści pełnej drastycznych szczegółów oraz pokutom, które miały odkupić grzechy, nawróciło się wielu grzeszników. Również pewna kobieta została przywrócona ze śmierci do życia, a resztę swoich długich lat spędziła, pokutując. W tym przypadku skłania nas do uznania za wiarygodne cudów z życia św. Krystyny Cudownej, bo o niej tu mowa, wielki autorytet, św. Robert Bellarmin SJ, kardynał. Inny poważany autor, kardynał Jacques de Vitry, darzył ją wielką czcią.

Krystyna żyła w Belgii na przełomie dwunastego i trzynastego stulecia (1150–1224). (Co prawda istnieje pewne zamieszanie co do innych błogosławionych o tym imieniu, ale dzięki poparciu wspomnianych dwóch wybitnych kardynałów możemy uznać doświadczenia tej właśnie Krystyny za wiarygodne).

Kiedy Krystyna miała zostać pochowana (a zmarła w wieku trzydziestu dwóch lat) i jej ciało spoczywało w otwartej trumnie, nagle wstała z niej zdrowa i w pełni sił. Podobno całe miasto Sint-Truiden w osłupieniu patrzyło na ten cud, a z jeszcze większym zdumieniem jego mieszkańcy przyjęli to, co później powiedziała:

Kiedy moja dusza oddzieliła się od ciała, wyszli jej na spo- tkanie aniołowie i poprowadzili ją w bardzo ponure miejsce wypełnione po brzegi duszami. Męki, których te dusze doświadczały, wydawały mi się tak straszliwe, że nie potrafię ich nawet opisać. Zobaczyłam tam wielu ludzi, których znałam, i bardzo poruszona tym, w jakim są stanie, zapytałam, co to za miejsce, sądząc, że jest to piekło. Mój przewodnik odpowiedział, że patrzę na czyściec, gdzie ponoszą karę grzesznicy, którzy wyrazili żal za swoje grzechy, ale nie zadośćuczynili Bogu w wystarczający sposób. Stamtąd zabrano mnie do piekła, gdzie również w gronie rozpustników dostrzegłam kogoś, kogo wcześniej znałam. Potem aniołowie przenieśli mnie do nieba....

W niebie (choć znowu nie było to niebo w pełnej krasie wizji uszczęśliwiającej) Bóg dał Krystynie możliwość wyboru – albo pozostanie w chwale niebieskiej, albo – skoro widok dusz czyśćcowych wzbudził w niej tak wielkie współczucie, a piekło napełniło ją przerażeniem – wróci na ziemię i tam wycierpi wiele katuszy oraz odprawi liczne pokuty, choć nie będzie mogła z ich powodu umrzeć. Swoim cierpieniem wyzwoli zaś dusze czyśćcowe i nawróci grzeszników z drogi wiodącej do piekła na ścieżkę wiecznego zbawienia. Następnie Bóg powiedział Krystynie: „kiedy twoje nowe życie dobiegnie końca, wrócisz tutaj w blasku licznych zasług”.

Krystyna wyznała ludziom, że odpowiedziała Bogu bez wahania: wraca na ziemię. W tej właśnie chwili wstała z trumny. Ostrzegła wszystkich, żeby nie byli zaskoczeni tym, jak surowe pokuty zamierza odtąd znosić.

Od tej chwili Krystyna porzuciła swój dom i żyła bez ognia; rzucała się w płonące piece, lecz przetrwała mękę płomieni. Bóg powiedział jej, że doświadczy wielu mąk, ale nie spowodują one, że umrze – to będzie permanentny cud. W zimie modliła się więc zanurzona w zamarzających wodach i robiła wiele innych podobnych rzeczy.

Kardynał Bellarmin napisał, że każdy mógł zobaczyć, jak Krystyna stoi wśród płomieni, które nie mogą jej pochłonąć, że jej ciało pokrywają rany znikające bez śladu chwilę później – był to bez wątpienia żywy obraz mąk pokutnych w płomieniach czyśćcowych i piekielnych. (Przypomnijmy tu Ojca Pio, który przeżył pięćdziesiąt dwa stopnie gorączki, troje opisanych w Biblii młodzieńców w rozpalonym piecu albo św. Franciszka z Paoli w płomieniach). Święty Robert Bellarmin pisze też, że żywot Krystyny, jej cnoty i cuda, które uczyniła po śmierci, oraz zaskakujące nawrócenia za jej przyczyną świadczą o tym, że było to działanie Boga, a jej słowa o przyszłym życiu są prawdziwe.

Krystyna wiodła ciężkie życie pełne umartwień przez czterdzieści dwa lata od czasu, kiedy wstała z trumny. Jej ciało spoczywa w kościele redemptorystów w Sint-Truiden.

Niezwykły przypadek wskrzeszenia wiąże się też z młodą Walijką, św. Wenefrydą (znaną też jako Winifreda, Winifred, Winefride, Guenvrede lub Guenfrewid; zmarłej około 650 r.). Jej ojcem był Tyfid, bogaty możnowładca, nad którym zwierzchność miał tylko król Północnej Walii. Słowa mnicha, św. Beunona (znanego także jako Benno lub Benow) wzbudziły w Wenefrydzie zbożne pragnienie oddania swojego dziewictwa Bogu, niebieskiemu Oblubieńcowi dusz.

Pewnego dnia, kiedy została sama w domu ojca, rozpalony żądzą młodzieniec – Karadok, syn Alaoga, króla Północnej Walii, zjawił się, chcąc pomówić z jej ojcem, a przy tym namawiał ją, by mu uległa. Gdy Wenefryda zorientowała się, jakie są jego zamiary, udała zakłopotanie z tego powodu, że powi- tała go w codziennych szatach. Poprosiła, aby na nią poczekał, a sama poszła do swojej komnaty. Widziała, że nieszczęsny młody człowiek prawie oszalał wskutek swej nieczystej namiętności. Zamiast wrócić, uciekła więc i pobiegła co sił w no- gach do kościoła, w którym jej rodzice uczestniczyli we Mszy Świętej i słuchali kazania św. Beunona.

Kiedy Karadok odkrył, że Wenefryda zniknęła, chwycił swój miecz i rozwścieczony pobiegł za nią, wkrótce ją doganiając. Z dzikim spojrzeniem powiedział: „Kiedyś cię kochałem i chciałem cię trzymać w ramionach, uciekłaś jednak, gdy przyszedłem. Odrzucasz moje zaloty. Ulegnij mi teraz albo ten miecz zakończy twoje życie, bo zetnę ci nim głowę”.

Zdając sobie sprawę, że od strony kościoła nie nadciąga żadna pomoc, Wenefryda zwróciła się do Karadoka: „Jestem zaręczona z Synem Boga Wiecznego, Sędziego całej ludzkości. Nie mogę poślubić nikogo innego i dopóki żyję, nie zmienię swej woli. W przeciwnym wypadku rozgniewałabym Go. Wyciągnij miecz, użyj całej swojej siły i zaciekłości, ale wiedz, że ani strachem i groźbami, ani pochlebstwami i obietnicami nie zdołasz mnie oderwać od słodkiej miłości Tego, Któremu przyrzekłam swoją miłość i oddanie”. Wtedy rozwiązły książę uległ swej namiętności – wiedział, że nie zazna nawet chwili spokoju, dopóki Wenefryda będzie żyła. Wyjął miecz z po- chwy i ściął dziewczynie głowę.

Gdy ludzie zobaczyli, co się stało, osłupieli z przerażenia. Święty Beuno odprawił mszę, po której razem z zebranymi długo i żarliwie się modlił o wskrzeszenie Wenefrydy. W końcu dostąpili tej niezwykłej łaski. Z miejsca, gdzie upadła gło- wa dziewczyny, wytrysnęły zaś wody nazywane od tej pory Źródłem św. Wenefrydy albo Świętym Źródłem z Flintshire.

Wenefryda oddała się służbie Bogu w niewielkim klaszto- rze, który jej ojciec kazał wybudować w pobliżu cudownego źródła. Po śmierci św. Beunona przeniosła się do klasztoru w Gwytherin, kierowanego przez świątobliwego opata Eleriusza, który był tam przełożonym klasztorów męskiego oraz żeńskiego. Potem została następczynią przeoryszy Teonii.

Zachowując pokorę i prostotę, Wenefryda znosiła najsu- rowsze umartwienia; jej mowa była tak piękna i zajmująca, że ludzie wszystkich stanów zjeżdżali się z całej Walii, żeby z nią porozmawiać. Miała niezwykłą umiejętność odpędzania trosk i smutków oraz nawracania grzeszników, a dzięki swoim modlitwom dokonywała cudownych uzdrowień. Eleriusz często powtarzał, że Bóg powołał Wenefrydę dla oświecenia jej ojczyzny.

Badacz dawnych dziejów Leland nie wspomina o cudzie św. Wenefrydy, ale można o nim przeczytać u Roberta z Salop i innych. Niektórzy pisarze dodają, że na jej szyi już na zawsze został ślad – czerwony lub biały.

Święte Źródło stało się miejscem pielgrzymek, a przez wiele stuleci zdarzyła się tam ogromna liczba cudów. Kiedyś pe- wien mężczyzna zostawił na noc w kościele św. Wenefrydy owinięte w całun ciało swojej córeczki. Następnego ranka kapłani zobaczyli, że dziecko uwolniło się z giezła i czołga się po posadzce. Dziewczynka była zbyt słaba, by chodzić prosto, ale poza tym czuła się zupełnie dobrze, a nawet poprosiła o coś do jedzenia. Inny cud zdarzył się w 1606 roku, kiedy to Sir Roger Bodenham, rycerz z Bath, został uzdrowiony z choroby przypominającej ciężką postać trądu. Nawrócił się potem na katolicyzm i razem z wieloma innymi świadkami potwierdził prawdziwość tego cudu.

Kardynał Baroniusz był zdumiony tym, jak wiele uzdrowień widział na własne oczy przy źródle św. Wenefrydy biskup St. Asaph, papieski wiceregent wikariatu rzymskiego. 

FRAGMENT KSIĄŻKI Wskrzeszeni. Święci, którzy wskrzeszali zmarłych! Wydawnictwo Esprit 2015