Portal Fronda.pl: Komisja Europejska ma wkrótce przedstawić opinię o sytuacji w Polsce. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że opinii ta będzie dość nieprzychylna dla polskiego rządu. Dodatkowo KE spotyka się z zarzutem działania zastanawiająco pośpiesznego. Skąd ten wzrost nacisku ze strony KE?

Prof. Zdzisław Krasnodębski: Ten pośpiech jest dla mnie niezrozumiały. Komisja Europejska i cała Unia mają dostatecznie dużo innych kłopotów. Uważam, że to wynik pewnego rodzaju zaślepienia ideologicznego. Może być to też efekt działań opozycji w Polsce i ich kontaktów z częścią KE – częścią, bo z tego co mówił minister Konrad Szymański wynika, że sama Komisja też jest podzielona. Niektórzy komisarze i inni urzędnicy  unijni ulegają jednak skrajnym opiniom polskiej opozycji, takiej jak KOD, Nowoczesnej czy PO. Tylko w tej optyce można zrozumieć decyzje Komisji.  Tymczasem nawet środki masowego przekazu patrzą coraz ostrożniej na tę sprawę. W mediach niemieckich czytałem dziś komentarz, w którym z ubolewaniem stwierdza się, że KE nie ma żadnych uprawnień dla ingerowania w wewnętrzne kwestie prawne państwa członkowskiego. Myślę też, że działania KE zbudowane są na nadziei na ugięcie się rządu polskiego. Przecież jeżeli nie dojdzie do kompromisu, to ta procedura musi i tak w pewnym momencie się zakończyć. Sprawa przejdzie do Rady, a tam, jak przypuszczam, nie zostaną podjęte takie działania, o jakich marzy komisarz Timmermans. Komisja tylko zademonstruje swoją bezsilność.

Polskie stanowisko wobec nacisków KE jest bardzo zachowawcze. Opozycja uważa, że to błąd, także dlatego, że – jej zdaniem – polski rząd naszą przyszłość polityczną w UE uzależnia od stanowiska Węgier, które będą musiały dla powodzenia polityki Warszawy zająć w Radzie niezgodne z postulatami KE stanowisko. Miałoby to być tym groźniejsze, że Wiktor Orban prowadzi jakoby politykę prorosyjską…

Myślę, że kwestia polityki zagranicznej Węgier to zupełnie odrębna sprawa. Łączenie ich to element czarnej propagandy. Nie sądzę przy tym, by jedynie Węgry miały sprzeciwić się postępowaniu Brukseli wobec Polski. Również inne kraje będą miały różne obawy w tej sprawie. Rozmawiałem z należącym do Europejskiej Partii Ludowej posłem z jednego z krajów bałtyckich. Jego delegacja wstrzymała się przed poparciem rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie Polski. Poseł ten mówił mi, że istnieje obawa, iż teraz KE zajmuje się Polską, a wkrótce zajmie się na przykład jego krajem.

Myślę więc, że nie tylko przedstawiciele Węgier, ale także wielu innych krajów europejskich zajmą stanowisko chroniące polską stronę w tym sporze z Komisją. Widać przecież wyraźnie, że chodzi tu o bardzo daleko idącą ingerencję w suwerenność. Nie tylko Polska ma kłopoty z ekspansywnością Komisji Europejskiej, która rozszerza swoje uprawienia. Wystarczy przypomnieć ostatnią wypowiedź szefa KE pana Jeana-Claude’a Junckera, który w przededniu wyborów prezydenckich w Austrii wzywał, by nie głosować na jednego z kandydatów. To kolejna oburzająca ingerencja w proces demokratyczny w tym kraju. Nie jest zadaniem przewodniczącego KE wpływanie na wybory w kraju członkowskim. To wszystko świadczy moim zdaniem o głębokim zadufaniu części unijnych polityków. Przypuszczam zatem, że reakcja krajów członkowskich wypadnie na korzyść Polski. Na pewno więc nie będzie zależało to tylko od Węgier, choć Węgry w tej sprawie mają zupełnie jasne stanowisko.

Chciałbym też zauważyć, że problemem jest nie tylko to, iż działania KE nie mają żadnego umocowania prawnego. W Traktacie Lizbońskim mówi się o ewentualnych krokach Rady jako odpowiedzi na dramatyczne naruszania demokracji i praworządności w jednym z krajów członkowskich, na przykład powstanie dyktatury. W Polsce niczego takiego nie ma. Jest oburzające, że coś, co przewidziane jest dla wypadków skrajnych, stosuje się względem kraju, w którym nie narusza się tak zwanych wartości europejskich, a trwa w nim jedynie spór kompetencyjny i polityczny. Zarzuty o łamanie w Polsce „europejskich wartości” zakrawają na groteskę. Podobnie jest z zarzutami, według których zagrożony jest w Polsce w wyniku działań rządu podział władzy. Powiedziałbym, że podział władzy może być zagrożony raczej przez Trybunał Konstytucyjny, który – zwłaszcza jego prezes – uzurpuje sobie pewne uprawnienia. Jest oczywiste, że takie ciało jak TK nie może samo ustalać zasad swojego funkcjonowania ani składu. To rzecz podstawowa. Konkludując: to tylko kolejny element nacisku psychologicznego. KE robi co może, by zdążyć przed referendum brytyjskim, bo będzie miała wówczas inne kłopoty.

W odpowiedzi na działania Komisji Europejskiej w ubiegłym tygodniu polski Sejm przyjął uchwałę o suwerenności kraju. To bardzo silny głos w toczącej się z niedawna z coraz większą siłą dyskusji o charakterze Unii Europejskiej. Czy ma być to związek państw naprawdę suwerennych, czy też suwerenność ma coraz bardziej ustępować na rzecz centralizmu? Jaka zdaniem pana profesora będzie przyszłość UE w tym zakresie?

Wydaje mi się, że Unia Europejska nadal jest związkiem państw suwerennych. Problem w tym, że państwa członkowskie nie są traktowane równo. Niedawno KE ponownie zdecydowała, że w sprawie deficytu Włoch nie będzie podejmowała pewnych działań, ponieważ Włochy są dużym i ważnym krajem europejskim. Całkowicie inaczej traktuje się mniejszych członków wspólnoty. Także Polskę próbuje się traktować tak, jakby chodziło o kraj mały. Postrzega się nas przed pryzmat tak zwanej „wschodniości”. Jeszcze niedawno Polskę chwalono w sposób zupełnie przesadny, teraz nadrabia się to i gani się nas równie przesadnie. Widać wciąż oddziaływanie wewnętrzeuropejskich uprzedzeń. My sesteśmy za tym, żeby suwerenność wszystkich krajów była równie szanowana – małych, dużych i średnich. Wstąpiliśmy do UE, w której nie miało być hegemonii, lepszych i gorszych, silniejszych i słabszych, żadnego koncertu mocarstw. I tego oczekujemy, bo to jest właśnie zgodne z europejskimi zasadami. Nie może być tak, że inaczej traktuje się Niemcy, Francję i Wielką Brytanią, a inaczej choćby Polskę. Jak wiadomo pan prezydent Francois Hollande podejmował jakiś czas temu próbę dość dziwnej zmiany konstytucji, zaostrzając też środki bezpieczeństwa w kraju, co wywołało znaczną krytykę prawników i konstytucjonalistów. Tym się KE jednak nie zajmuje, bo szanuje francuskie decyzje. Chcemy, żeby podobnie szanowano polskie decyzje.

UE nie przetrwa, jeżeli nie powróci do swoich fundamentalnych zasad. Wielu w UE dziwi się dziś, że pojawia się populizm i dość powszechnie następuje zwrot ku partiom prawicowym. Ruch suwerenistyczny staje się coraz bardziej popularny, bo wiele krajów czuje się zagrożonych utratą możliwości samodzielnego działania. Dotyczy to nie tylko państw małych,  ale nawet Francji, gdzie także wzrasta zatroskanie o naruszanie demokracji na poziomie państwa narodowego i coraz większy zakres ingerencji Brukseli, niezgodnych z traktatami.