Właśnie mam przed oczami nowe wydanie "Dekalogu Konserwatysty" prof. Adama Wielomskiego*. Pierwszy raz wspomnianą książkę prezesa Klubu Zachowawczo-Monarchistycznego czytałem niedługo po ukazanu się pierwszego wydania w 2005 r. Choć wiele wydarzeń, jakie zostały poruszone w zbiorze publicystyki uległo lekkiej dezaktualizacji (jak to w publicystyce mocno nasyconej politycznie bywa), ogólne nakreślenie średnio zorientowanemu czytelnikowi czym jest konserwatyzm, jak sam konserwatysta widzi sytuację Kościoła, państwa, gospodarki, wychodzi autorowi nader zgrabnie.
Od czasu ukazania sie pierwszego wydania "Dekalogu konserwatysty" minęło 7 lat. W tym czasie wiele zmieniło się w Polsce, a także życiu samego autora. Wówczas doktor, dzisiaj już profesor Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego nadal zajmujący się pokrętnymi ścieżkami historii idei. Wczoraj znacznie bardziej umirakowany w swojej ocenie sceny politycznej (ze zwróceniem szczególnej uwagi na ugrupowania centroprawicowe) dziś nie szczędzący brutalnej krytyki Prawu i Sprawiedliwości i środowiskom pokrewnym.
To właśnie krytyka wszelkiej maści ugrupowań niepodległościowych stanowi idée fixe obecnych publicystycznych batalii Wielomskiego, uprawianych zwłaszcza na konserwatyzm.pl i w tygodniku "Najwyższy CZAS!". Często batalii bezpardonowych i zrywające z wizerunkiem opanowanego zwolennika rozwiązań umiarkowanych, jaki zazwyczaj przypisuje się konserwatstom. Jako przykład takiej egzaltacji wystarczy wymienić chociażby zachwyt nad "katechonem" Wojciechem Jaruzelskim, który w świetle felietonów Wielomskiego jawi się niemal jako topos realisty politycznego, decyzjonistycznego dyktatora żywcem wyjętego z prac Carla Schmitta.
O ile przekorne zachwyty nad komunistycznym dyktatorem (na pohybel niepodległościowcom), który uniknął odpowidzialności, należy pominąć wymowny milczeniem, warto zauważyć, że prof. Adam Wielomski reprezentuje konserwatyzm, który na polskim gruncie - zwłaszcza po polaryzacji jaka nastąpiła po 10 kwietnia 2010 roku - jest zjawiskiem nieznanym szerszemu gronu odbiorców, niszowym, a dla wielu zdeklarowanym prawicowców stanowiskiem wręcz niezrozumiałym.
Krytyka powstań jest w takim zestawie poglądów czymś oczywistym, a dla przeciętnego Kowalskiego, wychowanego na Mickiewiczu i całej rzeszy klasyków romantyzmu, czymś totalnie egzotycznym. W jego oczach podważenie zasadności powstań stanowi niemal zaprzeczenie polskości.
Pytanie, dlaczego o wszelkich zrywach narodowowyzwoleńczych nie potrafimy mówić bez egzaltacji? Dlaczego obwołania Aleksandra Wielopolskiego mianem wybitnego polityka (jak to czyni Wielomski) dla jednych do dziś wydaje się oznaką antypolskiego nastawienia, a dla drugich samo podkreślenie bohaterstwa powstańców stanowi przejaw szaleństwa politycznego?
Wydaje się, że upływ czasu nie łagodzi tych antagonizmów. Pamiętam, że gdy 1 sierpnia zeszłego roku, Bogusław Chrabota (obecnie redaktor naczelny "Rzepy") na antenie Polsat News zapytał mnie, jakie jest znaczenie Powstania Warszawskiego dla dzisiejszych Polaków, odpowiedziałem, że - abstrahując od wszelkich ocen politycznych - należy docenić bohaterstwo tych ludzi, które stanowi przykład "zwycięstwa ducha ludzkiego" (cyt. za Tomaszem Budzyńskim z Armii).
Dlaczego nie potrafimy dostrzec herozimu, małych dramatów jednostek, a jednocześnie zachować trzeźwy osąd wydarzeń historycznych? "Bez złości i nienawiści, bez słów jak granaty" , jak śpiewal kiedyś "Grabaż". Warto szukać odpowiedzi, zanim doczekamy kolejnych awantur. W końcu rocznic ci u nad dostatek...
Aleksander Majewski
*Adam Wielomski "Dekalog konserwatysty", Warszawa 2012, wyd. Megas-KZM