O rakietowym systemie przeciwlotniczym i przeciwrakietowym S-400 „Triumf” wiadomo tylko tyle, ile chcą Rosjanie. Tymczasem, to rosyjskie uzbrojenie ma niedoskonałości, których znajomość pozwoli spokojniej reagować np. na ciągle ponawiane przez Kreml groźby rozlokowania systemu S-400 w Obwodzie Kaliningradzkim.

W przypadku baterii systemu S-400 Rosjanie są w idealnej sytuacji. Jak dotąd żadne państwo poza Rosją nie otrzymało bowiem tego uzbrojenia, a dodatkowo nigdy nie został użyty w faktycznych działaniach wojennych. Swojego „chrztu bojowego” nie miał również poprzednik „Triumfa” – system S-300.

Jak na razie nie było więc sposobności na uczciwe zweryfikowania tego, co Rosjanie ujawnili na temat możliwości jego następcy. Dzięki temu władzom na Kremlu udało się wykreować mit systemu, który w promieniu 400 km potrafi zestrzelić wszystko, co pojawi się w powietrzu. Dodatkowo manipulując i sterując analizami, często wskazuje się na to, czego w rzeczywistości rosyjski system jeszcze długo nie będzie w stanie zrobić.

Jak Rosjanie sterują strachem w krajach zachodnich?

Bardzo dobrym przykładem propagandowego działania jest „panika”, jaka wybuchła po informacji, że baterie S-400 zostały sprzedane do Chin. Krótko po tym pojawiły się bowiem rosyjskie analizy, cytowane później przez zachodnie media, że baterie przekazane z Rosji będą zdolne do pokrycia całości przestrzeni powietrznej nad Tajwanem. A „oznacza to, że naziemna obrona przeciwlotnicza ChRL będzie mogła znacząco utrudnić wykonywanie operacji powietrznych nad wyspą”.

Analiza Moskiewskiego Centrum Analiz Strategii i Technologii nie uwzględniła jednak tzw. „horyzontu radiolokacyjnego”, który powoduje, że w najbliżej leżącej do Chin części Tajwanu (ok. 160 km od stałego kontynentu i Chińskiej Republiki Ludowej) rakiety systemu S-400 teoretycznie będą mogły atakować jedynie cele lecące powyżej pułapu 800 m - i to też tylko w sytuacji, gdy radary systemu uda się ustawić na wzniesieniu brzegowym o wysokości 100 m. Jeżeli stanowiska będą na poziomie morza to ten pułap bezpieczny dla tajwańskich samolotów będzie sięgał aż do 1150 m. Samoloty startujące z lotnisk na Tajwanie będą więc niezagrożone, jeżeli zachowają odpowiedni sposób latania.

Taka sama analiza dotyczy również Polski, jeżeli system S-400 pojawi się w Obwodzie Kaliningradzkim. Tym bardziej, że w tym obwodzie sytuacja jest dla Rosjan o wiele mniej sprzyjająca. Po pierwsze, teren ten jest płaski i pokryty drzewami. Po drugie, praktycznie cały obszar Obwodu Kaliningradzkiego znajduje się w zasięgu samobieżnych systemów artyleryjskich z Polski i Litwy (odległość z północy na południe to około 100 km). Rosyjskie baterie byłyby więc w razie ewentualnego konfliktu narażone na natychmiastowe zniszczenie zaraz po rozpoczęciu pracy przez własne systemy radiolokacyjne (nie mówiąc o wystrzeleniu rakiety). Rosjanie wiedzą oczywiście o takim zagrożeniu i zawsze z bateriami S-300/S-400 rozstawiają kołowe, samobieżne, przeciwlotnicze zestawy rakietowo-artyleryjskie krótkiego zasięgu Pancyr-S1. Ale nie są one jak na razie skuteczne przeciwko ostrzałowi artyleryjskiemu.

Gdyby jednak nawet siłom powietrzno-kosmicznym Rosji udało się w jakiś sposób zabezpieczyć baterie S-400 przed zniszczeniem, to i tak na pewno nie mają one możliwości zwalczania nad Polską wszystkiego, co lata w promieniu 400 km. I nawet jeżeli Rosjanie zastosowaliby swoje najwyższe maszty radarowe o wysokości 36 m, to i tak samoloty F-16 nad lotniskiem 31 Bazy Lotnictwa Taktycznego w Krzesinach byłyby niewidoczne (a więc bezpieczne) dla systemu S-400 do pułapu 8200 m.

W miarę zbliżania się do Obwodu Kaliningradzkiego ten pułap bezpieczny oczywiście by się obniżał, ale i tak nad Okęciem wynosi on aż 4000 m. W tym przypadku o wiele bardziej niebezpieczne byłyby baterie S-400 ewentualnie rozmieszczone na Białorusi, ponieważ wtedy samoloty nad Warszawą musiałby latać poniżej 1820 m. Rzeczywisty problem miałby lotniska dopiero w odległości poniżej 100 km od Rosji: Malbork (pułap bezpieczny około 250 m) i Pruszcz Gdański (pułap bezpieczny 320 m). Ale to wcale nie oznacza, że lotnictwo polskie zostanie uziemione. Po prostu musi odpowiednio latać, a po wprowadzeniu rakiet „powietrze-ziemia” JASSM, o zasięgu ponad 300 km nikomu nie powinno to już przeszkadzać.

Jak się jednak okazuje, rosyjskim problemem nie jest tylko fizyka i prosta teoria zasięgu radiolokacyjnego, ale również sama struktura baterii oraz elementy wchodzące w jej skład – w tym nawet tak zachwalane przez wszystkich rakiety przeciwlotnicze.

Czym rzeczywiście jest system S-400?

Sami Rosjanie przyznają, że S-400 „Triumf” nie jest zupełną nowością, ale w rzeczywistości „jedynie” wersją rozwojową rakietowego systemu przeciwlotniczego S-300 „Faworit” – produkowanego seryjnie jeszcze w Związku Radzieckim od 1975 r. Większość ludzi kojarzy te baterie z charakterystycznymi wyrzutniami rakietowymi pionowego startu. Jest w tym dużo racji, ponieważ w rzeczywistości to właśnie ten element systemu – przynajmniej wizualnie, był poddany najmniejszym zmianom. Kontenery startowe rakiet z urządzeniem katapultującym wyrzucającym ładunek w powietrze (by dopiero w górze, na wysokości ponad 10 m uruchomić w pociskach silniki rakietowe), stały się znakiem rozpoznawczym rosyjskiego rozwiązania.

CZYTAJ DALEJ NA DEFENCE24.PL