"Co jest dziś drażliwym tematem, na którym się można sparzyć, jeśli się go poruszy?"- takie pytanie Instytut Badania Opinii Publicznej Allensbach zadał reprezentatywnej próbie obywateli Republiki Federalnej Niemiec.

Z podanych 14 możliwych odpowiedzi aż 71 procent ankietowanych odparło, że takim tematem są uchodźcy. Z kolei na drugim miejscu znalazł się islam. Prof. Renate Koecher, prowadząca badanie, w artykule gościnnym dla "Frankfurter Allgemeine Zeitung" podkreśliła, że po wzburzeniu z lat 2015-2016 r. pozostało wrażenie, że "elity nie traktują wystarczająco poważnie obaw i trosk społeczeństwa, a nawet żywią wobec niego podejrzenia". Trzecim niewygodnym tematem był patriotyzm i uczucia narodowe. Choć 20 lat temu zaledwie 16 proc. Niemców uznawało ten temat za drażliwy, liczba ta zwiększała się sukcesywnie i dziś wynosi 41 proc. 

Jak tłumaczy prof. Koecher, już jedna trzecia obywateli Niemiec uważa, że "politycy powinni wystrzegać się okazywania dumy narodowej, ponieważ może ich to narazić na ostre ataki". W czym problem? Niemcy obawiają się, że demonstrując patriotyzm zostaną zaliczeni do... zwolenników skrajnej prawicy.

Ciekawa była również kwestia wolności słowa. 59 procent ankietowanych odpowiedziało, że na pełną swobodę wypowiedzi może pozwolić sobie jedynie w gronie najbliższych, ale w przestrzeni publicznej muszą być dużo bardziej ostrożni.  Zaledwie 18 procent Niemców jest zdania, że mogą korzystać ze swobody wypowiedzi także w sferze publicznej.

61 procent ankietowanych uznało za ryzykowne publiczne wypowiadanie opinii, że dla uchodźców uczyniono nazbyt wiele. Takie wypowiedzi w sferze prywatnej za ryzykowne uznało natomiast tylko 31 procent uczestników badań. Wynika stąd, że Niemcy inaczej mówią z członkami rodziny, przyjaciółmi i znajomymi niż na forum publicznym, ponieważ doszli do wniosku, że w tych dwóch sferach obowiązują dwie różne granice wolności wypowiedzi, na co także zwróciła uwagę Renate Koecher"-czytamy na łamach DW.com. 

Jak pokazuje omawiane badanie, duży sprzeciw Niemców budzi poprawność polityczna, niekiedy ocierająca się wręcz o absurd. Przykładem jest chociażby pomysł zastąpienia w nowym wydaniu powieści Astrid Lindgren o przygodach Fizi Pończoszanki (czyli Pippi Långstrump) na Południowym Pacyfiku zwrotu "król Murzynów" na "król Południowego Pacyfiku". Aż 3/4 obywateli Niemiec uznało ten pomysł za przesadę, opowiadając się za sformułowaniem znanym z wcześniejszych wydań. 

Jak wskazuje prof. Renate Koecher, najbardziej przeciwni wszechobecnej poprawności politycznej są mieszkańcy byłego NRD. Dzieje się tak dlatego, że nadal dobrze pamiętają cenzurę i obostrzenia. Dziś okazują coraz większy sprzeciw, gdy słyszą, co i jak powinni myśleć i mówić oraz jak powinni się zachowywać.

"Renate Koecher zwraca szczególną uwagę na wyrażane przez większość Niemców życzenie, aby przestano ich traktować jak dzieci i nie ograniczać im prawa do swobodnego wyrażania opinii o sprawach, które uznają za ważne dla siebie i państwa. Zjawiskiem pozytywnym jest natomiast to, że zdecydowana większość Niemców uważa, że nie ogranicza im się swobody wypowiedzi w sprawach dotyczących ochrony klimatu, równouprawnienia, bezrobocia albo wychowywania dzieci"-podsumowuje DW.com.

yenn/DW.com, Fronda.pl