Jak doszło do pana pobicia?

 

- Przyjechaliśmy na Marsz Niepodległości z Wrocławia. Były zamieszki, stwierdziliśmy więc, że wracamy do domu. Ok. 15.50 szliśmy ul. Poznańską, umówiliśmy się przy Szwejku na Pl. Konstytucji. Policja szła w naszą stronę myśleliśmy, że ich wyminiemy.

 

Dlaczego zaczęliście uciekać?

 

- Ja nie uciekałem. Nic złego nie robiłem. Zatrzymałem się. To widać na filmie. Dwa razy psiknięto mi w twarz gazem, byłem kopany. Kopany również kilkakrotnie poza tym co zarejestrowała kamera. Nie byłem bity metalowym prętem, ktory trzymał drugi policjant.

 

Jakie odniósł pan obrażenia?

 

- Mam zwolnienie lekarskie do końca tygodnia, schodzą mi zadrapania na głowie. Rozwożę w pracy ludzi samochodem więc, muszę wrócić do zdrowia, głowa jest tutaj ważna. Nie mogę narażać innych.

 

Czy pobito jeszcze kogoś z waszej grupy.

 

- Tak, kolegę na komisariacie. Został tam tak podduszony, że aż zemdlał. Nie ma jednak żadnych śladów.

 

Chociaż pan był bity, to jednak pan został oskarżony?

 

- Postawiono mi zarzut pobicia funkcjonariusza, ale było odwrotnie, to przecież widać. Zarzucono mi, że naruszyłem jego nietykalność cielesną. Zastosowałem siłę fizyczną polegająca na szarpaniu za ubranie podczas pełnienie przez niego obowiązków służbowych. Dziwna sprawa. Zarzucano mi też, że miałem ochraniacze na łokcie, na kolana. Miałem tylko rękawiczki, którymi się jeździ na rowerze, czy ćwiczy na siłowni. Policjant mi mówił, że to są rękawiczki do walki w klatkach. Mam protokół, że mi je zatrzymano. Dostałem 3 miesiące aresztu, ale będę domagał się zmiany tej sytuacji.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski