Język Pawłowskiego nie pozostawia wątpliwości, co do emocji jakie wywołuje w nim Henryk Sienkiewicz. O jego twórczości pisze jako o „piekielnej mieszance”: „bezkrytycznego uwielbienia przeszłości”, „utożsamienia katolicyzmu z patriotyzmem i tożsamością narodową”, „ksenofobia i zaściankowość”, „mitomanii i megalomanii” itd. itp. Mało tego Sienkiewicz to „jad zatruwający życie publiczne i zbiorową wyobraźnię”. Autor „Trylogii” ponosi winę także za szaleńczą jazdę po ulicach, a także za wojowniczy katolicyzm (czyżby to o Frondzie) rodem z szańców Jasnej Góry, ba nawet architektura jest „spaczona” jego wpływem. Pawłowski oskarża Sienkiewicza nawet o to, że źle wyrażał się o współczesnych Ukraińcach, dla których miał rzekomo zarezerwować jedynie słowa „czerń, motłoch i tłuszcza”. I właśnie dlatego mamy go nie czytać.

Główny kłopot Pawłowskiego jest jednak taki, że on sam zastosował się do tego hasła, i najwyraźniej książek Sienkiewicza nie przeczytał. Gdyby to zrobił to wiedziałby, że jedną z głównych bohaterek „Ogniem i mieczem” jest Halszka (później Skrzetuska), jako żywo Rusinka (czyli ktoś kogo określilibyśmy mianem Ukrainki). Miłość Polaka i Ukrainki jest zaś głównym tematem tej książki. Nie brak tam również pozytywnych Kozaków, którzy zachowali wierność Polsce, a także dowodów na to, że i oni potrafią zachować honor... Owszem są i opisy kozackiej tłuszczy, ale czytelnik znajdzie w „Trylogii” także narrację o polskim tchórzostwie i zaprzaństwie, a także historię nawrócenia. Rzekomy „ksenofob” jednym z piękniejszych bohaterów swojej książki czyni Szkota Ketlinga. I wystarczyłoby książkę przeczytać, żeby to wiedzieć.

Trudno zatem nie zadać pytania, co tak złości Pawłowskiego, że nie w smak mu akcja rozpoczęta przez prezydenta Bronisława Komorowskiego czytania „Trylogii”. Odpowiedź, obawiam się, jest dość oczywista. Otóż Henryk Sienkiewicz był i jest i wierzę, że będzie (moja najstarsza, jedenastoletnia córka już pochłonęła „Pana Wołodyjowskiego”) nauczycielem polskości pięknej, dumnej z własnej przeszłości, rozległej i związanej z katolicyzmem. To Polska, która nie wstydzi się sarmackich korzeni, która ma duszę kresową, i która ma świadomość, że czasem trzeba oddać życie, żeby zachować honor. Polska młodych i starszych, którzy wiedzą, że jest ona wartością, że trzeba ją kochać, i że warto dla niej nie tylko umierać, ale i żyć. Polska niewątpliwie katolicka, ale otwarta na ludzi innych wyznań, jeśli tylko chcą oni jej służyć. Niewątpliwie nie jest to Polska ludzi, którzy na wieść o wojnie zapowiadają, że „będą sp... z Polski”, i nie jest to wizja miła tym, którzy chcą z nas zrobić znihilizowanych Europejczyków... I właśnie dlatego ludzie „Gazety Wyborczej”, w tym Roman Pawłowski tak szczerze nie znoszą Henryka Sienkiewicza. On jest piewcą tego wszystkiego, co oni nienawidzą. A, jakby tego było mało, jest jednym z największych polskich pisarzy. Człowiek, który nadal może wychowywać, jeśli tylko młodzi będą go czytać. Trzeba im go zatem obrzydzić i przekonać, że nie jest wart czytania, bo nie daj Boże, jeszcze ktoś go przeczyta i zrozumie, że Polskość nie jest problemem, ale wspaniałym dziedzictwem, które mamy nieść.

Tomasz P. Terlikowski