Marta Brzezińska-Waleszczyk: „Nie udało się w XXI wieku pobrać narządów od osoby zmarłej, a więc co robimy? Pobieramy narządy od osoby żyjącej” - powiedział wybitny prof. Jan Talar podczas naukowego sympozjum, czym wywołał niemałe kontrowersje. Dlaczego tak się stało? Czyżby prof. Talar powiedział coś stojącego w sprzeczności z wiedzą medyczną?

O. Jacek Norkowski OP*: Prof. Talar nie powiedział nic, czego nie mówiliby profesorzy medycyny zainteresowani tym tematem na całym świecie. Pojęcie śmierci mózgowej jest nie do obrony na gruncie nauki. Nie ma czegoś takiego jak śmierć mózgowa. Śmierć jest, albo jej nie ma. Śmierć mózgową wymyślono po to, aby można było pobierać narządy do transplantacji. Jest to kategoria prawna. Chodzi o to, aby po orzeczeniu śmierci mózgowej pozbawić praw ludzkich, obywatelskich i praw pacjenta danego człowieka. Staje się on w wyniku takiego orzeczenia zwłokami z bijącym sercem, które należą do państwa polskiego. Chodzi o zmianę prawnego statusu osoby ludzkiej. To zmiana oczywiście nieuprawniona, jak wykazuje prof. Talar. Powołuje się on na przypadki blisko 200 osób, które według orzeczeń lekarzy „nie rokowały”, więc próbowano wymusić na ich krewnych zgodę na pobranie narządów. Oczywiście, orzekano w tych przypadkach śmierć mózgową, a prof. Talar wyleczył i zrehabilitował te 200 osób - znaczną część z nich praktycznie w 100 proc., niektórzy mieli mniejsze ubytki w mózgu, inni większe. Z reguły, do prof. Talara trafiają bardzo ciężkie przypadki, które zaprezentował na wspomnianym sympozjum. Ja poznałem te osoby! Lekarze mówili ich rodzinom, że muszą się zgodzić na pobranie narządów. Przerażeni bliscy przybywają do prof. Talara, on wyciąga tych pacjentów ze szpitali, przywozi do kliniki pod respiratorem i rozpoczyna walkę o ich życie. Fenomenalna walka. System działał sprawnie, ale w tym momencie kliniki już nie ma. Prof. Talar ma jednak prawo upominać się o losy chorych.

Ojciec w swojej książce „Medycyna na krawędzi” także zajmował się tematem śmierci mózgowej. Czy Ojca krytyka kryterium śmierci pnia mózgu także wywołała kontrowersje?

Zagadnienie śmierci mózgowej to ogólnoświatowy problem, o którym najwięcej mówi się obecnie w Stanach Zjednoczonych. W 2008 roku Komisja Bioetyki działająca przy prezydencie Stanów Zjednoczonych zaleciła całkowite wycofanie się z określenia „śmierć mózgowa”. Mówi się o „całkowitej dysfunkcji mózgu”, co także jest terminem naciągniętym i mało prawdziwym, gdyż na ogół mózg tych pacjentów wykonuje bardzo wiele różnych czynności, których się po prostu nie bada. Dlaczego? Aby nie komplikować obrazu stanu zdrowia pacjenta. W Polsce badania instrumentalne generalnie nie są wymagane wobec pacjentów. Robi się je tylko w szczególnych przypadkach, kiedy pojawia się podejrzenie śmierci mózgowej. Lekarze tych pacjentów nawet porządnie nie badają i orzekają ich śmierć – to horrendalne.

Jaki jest więc stan tych pacjentów?

W rzeczywistości mają oni niedokrwiony mózg, który obrzęka. Jeśli chcemy pomóc pacjentowi, musimy zrobić coś, aby ten obrzęk się nie powiększał. Wystarczy zastosować kraniotomię albo zastosowanie hipotermii, co wydaje się chyba najlepszym środkiem. Oczywiście, trzeba także podać hormony – z reguły u pacjentów występuje obniżenie hormonów tarczycy, co powoduje zgony. W ten sposób można ratować tych ludzi! Jeśli mają ubytki w mózgu, a to się zdarza, konieczna jest rehabilitacja. Muszę jednak podkreślić, że aż 60 proc. nie ma dużych ubytków w mózgu albo nie ma ich wcale. Oni mogliby bardzo szybko opuścić szpital o własnych siłach, a co się z nimi dzieje? Giną, umierają,stają się dawcami.

Jaką skalę w Ojca ocenie może mieć proceder pobierania narządów od żywych pacjentów, u których stwierdzono śmierć pnia mózgu?

Na Zachodzie co setny pacjent umiera w szpitalu jako dawca. Jeden procent populacji kończy życie jako dawcy narządów, czyli poprzez rozcięcie powłok na ogół bez znieczulenia i pobranie narządów od żyjącego jeszcze człowieka. Podkreślam – to się dzieje bez znieczulenia. Tak ginie jeden procent populacji w krajach zachodnich. Uważam, że to jest skandal. Nie to, co powiedział na sympozjum prof. Talar.

W jaki sposób możemy przeciwdziałać takiemu procederowi? Domyślam się, że chodzi o konkretne zmiany prawne...

Tylko przez zmiany prawne! Dopóki coś jest legalne, dopóty będzie wykonywane. Niestety społeczeństwo i parlamenty poszczególnych krajów unikają tego tematu. Nie chcą się nim zająć. Jest jeszcze jedna kwestia – mechanizm informowania. Główne media po prostu wytłumiają dyskusję na ten temat. Nie mówi się o tym prawie w ogóle, choć to szalenie ważny temat.

Media, zamiast prowadzić dyskusję na ten temat, robią coś odwrotnego. Pamiętam niedawną kampanię społeczną z udziałem z jednej ze stacji, której celem było zachęcanie Polaków do wyrażania zgody na pobranie od nich narządów. To chyba manipulacja, bo przecież taką zgoda jest domniemana i właściwie lekarze wcale nie muszą pytać o zdanie krewnych. Czy można się w jakiś sposób zabezpieczyć przed staniem się żywym dawcą?

Jedynym pewnym sposobem jest podpisanie deklaracji o tym, że NIE wyraża się zgody na pobranie narządów. Ponadto, należy uprzedzać krewnych, rodzinę i bliskich, co mają mówić lekarzom w takich sytuacjach. Krewni mają prawo wyrazić swój sprzeciw, jednak często są ignorowani przez lekarzy. To jest oczywiście naruszeniem prawa. Trzeba zgłosić swoją deklarację do Centralnego Biura Sprzeciwów Poltransplantu, w której informuje się o tym, że dana osoba NIE chce być dawcą narządów. Formularz można pobrać w internecie, ze strony Poltransplantu a po wypełnieniu odesłać pocztą na wskazany adres. W Polsce ludzie praktycznie tego nie robią, to jest absurd. Potem, kiedy już ktoś z rodziny znajdzie się w szpitalu, to jesteśmy bezradni. Pacjentom nie udziela się efektywnej pomocy, wdraża procedury zmierzające do orzeczenia śmierci mózgwej i w efekcie pacjenci giną, umierają. Tak być nie musi ale nie zmieni się dopóki społeczeństwo nie będzie się tego domagać.

Rozmawiała Marta Brzezińska-Waleszczyk

*O. Jacek Norkowski OP - dr. nauk medycznych, teolog moralista. W 1982 r. ukończył studia na Wydziale Lekarskim Akademii Medycznej w Poznaniu. Następnie wstąpił do dominikanów. Święcenia kapłańskie przyjął w roku 1989. Uzyskał kościelny licencjat na Papieskim Uniwersytecie św. Tomasza w Rzymie (Angelicum) oraz doktorat nauk medycznych w Collegium Medicum UMK w Bydgoszczy

(Pierwotnie na Fronda.pl 07.10.13 r.)