- Polska premier Beata Szydło powiedziała przed swoją pierwszą wizytą w Berlinie w piątek, że z powodu 'błędów' w polityce wobec uchodźców sytuacja w Niemczech 'wymknęła się spod kontroli' – pisze  niemiecki dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” w niedzielnym wydniu, odnosząc się do wizyty premier Beaty Szydło w Berlinie.


"Polska premier Beata Szydło powiedziała przed swoją pierwszą wizytą w Berlinie w piątek, że z powodu 'błędów' w polityce wobec uchodźców sytuacja w Niemczech 'wymknęła się spod kontroli'" - pisze autor komentarza - długoletni korespondent gazety w Warszawie Konrad Schuller.

Według Schullera, słowa Szydło wpisują się w "chór antyzachodnich wypowiedzi, których częstotliwość rośnie od czasu dojścia do władzy prawicy w Polsce". Autor dodaje, że takie wypowiedzi "utrudniają odrzucenie nieprawdziwego stereotypu o 'putinizacji' Polski".

"Polska Kaczyńskiego różni się zasadniczo od Rosji Putina, ponieważ fundamentem władzy tego drugiego są korupcja, wojna i mord polityczny. Żadna z tych rzeczy nie występuje w Polsce, a pomimo tego istnieją podobieństwa. Należy do nich fala antyzachodnich emocji, które oba kierownictwa rejestrują, dają im pokarm i wzmacniają: Niemcy-Europa - poza kontrolą".

Dziennikarz podkreśla, że ocena sytuacji na Zachodzie jest pozbawiona podstaw: "cały Zachód stracił z punktu widzenia Wschodu swój dawny blask".

"Europa rozdaje dziś tyle samo problemów, co pieniędzy, a Polska, Węgry, Słowacja poszukują własnych dróg" - stwierdza niemiecki dziennikarz dodając, że mowa jest o "regionalnej tożsamości" - w nawiązaniu do dawnej polskiej koncepcji Międzymorza.

- Nowa tendencja "odwracania się" od UE jest wobec europejskiego kryzysu "tak zrozumiała, co katastrofalna" - ocenia publicysta.

"Europa przecieka i podczas gdy Polacy czy Węgrzy uciekają do szalup ratunkowych, chociaż przy pompach potrzebna jest każda para rąk, wokół Niemiec, Austrii i Holandii powstaje 'Klub Chętnych', który wobec braku koordynacji w całej UE biorą sprawy w swoje ręce" - czytamy w "FAS".

"Obie tendencje wzmacniają się wzajemnie. Im bardziej członkowie UE na Wschodzie chronią się przed kryzysem, odgradzając się, tym mocniej na Zachodzie ton będą nadawać ci, którzy ze swojej strony chcą odrzucić balast" - pisze komentator.

"Ten, kto uważa, że należy stać przy pompach, nie będzie chciał troszczyć się o tych, którzy będąc już w szalupach, odcinają linę" - dodjea Schuller.

- Jeżeli ulegnie rozbiciu solidarność, pod znakiem zapytania stanie nie tylko transfer unijnych pieniędzy na Wschód - pisze "FAS".

"Powróci także fundamentalne dla Zachodu pytanie: czy będziemy za siebie walczyć? Czy obowiązuje jeszcze zasada 'wszyscy za jednego', gdy coraz więcej krajów przy zasadzie 'jeden za wszystkich' bierze zwolnienie? – pyta autor.

"Czy Angela Merkel odporna na Władimira Putina będzie rządzić wiecznie? Czy można całkowicie wykluczyć, że jej następcy mogą uznać porozumienie z wielką Rosją za racjonalne wyjście - kosztem Polski i tych wszystkich krajów, które dawniej nazywane były okropnie "Międzyeuropą?" – zastanawia się Schuller.

"Polscy narodowi konserwatyści nazwali swoich przeciwników, którzy do dziś stawiają na 'zmurszałą' Europę, 'lemingami'. Teraz szydzą z kontynentu, który dawał ostatnio ich krajowi bezpieczeństwo, i prowadzą Polskę w euforii śnionej suwerenności w kierunku rafy. Gdyby Putin miał tylko takich wrogów, nie potrzebowałby żadnych przyjaciół" - podsumowuje Konrad Schuller

tg/interia.pl