Nie ma chyba w Polsce polityka, który miałby gorszy historyczny PR niż Roman Dmowski. Jego niewątpliwy antysemityzm sprawił, że straszeni są nim dzieci i młodzież, spadkobiercy jego linii myślenia podkreślają, że jego samego nie przyjęliby do swoich organizacji[1], a największym zarzutem  wobec polskiego katolicyzmu jest to, że mógłby on podążać drogą endecką. A przecież Roman Dmowski, choć rzeczywiście jego obsesje  antyżydowskie są trudne do zaakceptowania po Holocauście, to twórca najważniejszego polskiego prawicowego ruchu politycznego (w istocie jest to jedyna spójna tradycja, do której odwoływać się mogą - choć z konieczności krytycznie - polscy prawicowcy, co przyznają nawet intelektualni krytycy Dmowskiego[2]); to człowiek, który nie tylko tchnął w beznarodowe masy ludowe myśl o znaczeniu polskości, nie tylko przyczynił się do stworzenia nowoczesnego państwa  i nowożytnego narodu, ale też - bez najmniejszych wątpliwości - był jednym z najważniejszych architektów niepodległości. Katolicy powinni mu zaś pamiętać to, iż przyczynił się w znacznym stopniu do społeczno-politycznego odrodzenia Kościoła, a także do stworzenia atmosfery, która umożliwiła szeroki powrót Polaków do wiary po pozytywistycznym załamaniu praktyk religijnych w drugiej połowie XIX wieku. I w dwudziestoleciu międzywojennym wielu o tym pamiętało. W pogrzebie Romana Dmowskiego uczestniczyło kilkuset księży i biskupów z całej Polski, a „L'Osservatore Romano" poświęciło mu nekrolog, w którym wysławiano jego zasługi dla wiary i Polski.


Zasługi te (niewątpliwe) nie powinny jednak przesłaniać faktu, że Roman Dmowski był przez zdecydowaną większość swojego życia człowiekiem niewierzącym i niepraktykującym (przynajmniej według współczesnych standardów). Spowiedź, Komunia czy nawet regularne uczestnictwo we Mszy św. przez całe lata nie były przez niego w ogóle brane pod uwagę. Życie osobiste także dalekie było od standardów moralnych wyznaczanych przez Kościół. Liczne romanse, korzystanie z usług prostytutek, „straceńczy styl życia" (o którym donosił w listach do Stefana Żeromskiego) trudno byłoby pogodzić ze szczerym religijnym zaangażowaniem. Ale takiej potrzeby godzenia zwichrowanego życia osobistego z religią zwyczajnie nie było. Kontakt z Kościołem jako instytucją stracił bowiem Dmowski już w latach wczesnej młodości (tak jak bardzo wielu jemu współczesnych inteligentów ze wszystkich stron sceny politycznej[3]), a odzyskał go formalnie dopiero na rok przed śmiercią. Nie było w tym zresztą nic zaskakującego. Twórca endecji był po prostu typowym dzieckiem swoich czasów, w których „mężczyźni z inteligencji zazwyczaj nie praktykowali, choć uważali się za katolików"[4]. Jeśli coś w nim zaskakiwało jemu współczesnych, to raczej nie obojętność religijna, ale sympatia, z jaką traktował on pobożność innych, i z jaką troszczył się o to, by była ona przekazywana dalej. Osobista obojętność religijna nie przesłaniała mu także znaczenia, jakie religia odgrywać powinna (a w zasadzie musi) w kształtowaniu fundamentów życia społecznego i narodowego.

 

Korzenie

 

Źródeł tego szacunku dla szczerej pobożności katolickiej (wcale nieczęstego w XIX wiecznych środowiskach inteligenckich) trzeba szukać w domu rodzinnym Dmowskich. Jego ojciec i matka byli bowiem ludźmi szczerze wierzącymi. Gdy ich dzieci zapadały na ciężkie choroby, które miały je na trwałe okaleczyć, ludzie ci często odmawiali leczenia, uznając, że lepiej, by ich dzieci były już z Bogiem niż miałyby się męczyć w dalszym życiu. Podobną decyzję o odmowie leczenia podjął także sam ojciec Dmowskiego, gdy choroba odebrała mu nadzieję na sprawność fizyczną. I choć dla współczesnego ucha brzmi to niemal jak zgoda na eutanazję, to w połowie XIX wieku był to życiowy realizm połączony z głęboką osobistą wiarą w życie wieczne. I właśnie ten przekaz surowej - a może, trzeba powiedzieć wprost, niekiedy okrutnej - pobożności zachował w swoim myśleniu Dmowski, który jeszcze jako człowiek niewierzący wspominał, że chciałby umrzeć po katolicku, tak jak jego ojciec[5]. Wiara nie była przy tym dla niego (i to chyba także jest spadek po rodzicach) łatwym pocieszeniem czy pokusą ucieczki przed życiem, ale wejściem w dojrzałość, odpowiedzialność za własne czyny. „Człowiek zaczyna się od dnia swej Pierwszej Komunii Świętej"[6] - zapisał na obrazku, który podarował swojemu chrześniakowi w dniu jego Komunii, sygnalizując, że religia ma ogromne znaczenie w procesie dorastania człowieka do stawianych przed nim zadań. Trudno przy tym nie zadać pytania, czy takie postrzeganie miejsca religijności nie oznaczało w istocie sprowadzenia jej do roli swoistej duchowo moralnej szkoły, którą kiedyś trzeba opuścić, by móc podejmować własne decyzje i brać na siebie osobistą odpowiedzialność?


Roman Dmowski

 

Niezależnie od teoretycznej odpowiedzi, jakiej mógłby udzielić sam Dmowski, jego życie osobiste przebiegało zgodnie z takim właśnie schematem. Studia przyrodnicze doprowadziły go do odrzucenia religijnego postrzegania świata i do całkowitej religijnej obojętności. „Zainteresowania umysłowe Romana kształtował, podobnie jak u całego jego pokolenia, pozytywizm"[7] - podkreśla w fundamentalnej biografii polskiego polityka Krzysztof Kawalec, uważając, że to właśnie ten nurt myślowy doprowadził do ostatecznego zerwania studenta nauk przyrodniczych z instytucjonalną religią. Podtrzymywaniu tych więzi nie sprzyjało zresztą również środowisko polityczne, z którym Dmowski się związał. Nie przystąpił on bowiem ani do obozu konserwatystów krakowskich, dla których katolicyzm - i to w wersji ultramontańskiej - stanowił jeden z fundamentów autoidentyfikacji, ale do czerwonych grup rewolucyjnych, które w studenckim okresie działalności późniejszego lidera endecji jeszcze nie podzieliły się na nurty: internacjonalistyczny, socjalistyczny i narodowy. Ideowe rozmycie tożsamości grup, w których działał Dmowski, najlepiej pokazuje fakt, że on sam „miał nie uchylać się od śpiewania «czerwonego sztandaru»", a w późniejszych publikacjach dowodził osobistej znajomości dzieł Marksa i Engelsa, z którymi zaznajomić się miał właśnie w okresie studiów[8].


Mistrzowie i nauczyciele polityczni Romana Dmowskiego także nie byli szczególnie religijni. Jan Ludwik Popławski nie tylko nie dostrzegał w katolicyzmie istotnego składnika polskiej tożsamości narodowej, ale wręcz - spoglądając na działalność katolickich duchownych wyłącznie z perspektywy krótkoterminowej - ostro krytykował Kościół za tendencje ugodowe, „polityczne znieprawienie i otumanienie", a także za wyznawanie „grubego materializmu życiowego"[9]. Podobne niedocenianie wartości katolicyzmu charakterystyczne było także dla Zygmunta Balickiego, który nie tylko nie dostrzegał znaczenia religii w kształtowaniu się tożsamości narodowej, ale nawet w pewnych okresach swojego życia był otwarcie antykatolicki (i to nie tylko z przyczyn czysto politycznego sprzeciwu wobec postępowania Stolicy Apostolskiej).


Roman Dmowski przez lata podzielał ich stanowisko, choć nigdy nie ukrywał (i tu także był wierny swoim poprzednikom i nauczycielom), że Kościół może pozostawać istotnym sojusznikiem w walce o wolność i niepodległość. Jeśli jednak roli tej nie spełnia, choćby z powodu swojego uniwersalnego zasięgu i znaczenia, to powinien być raczej ignorowany niż otwarcie zwalczany. „Zapytany w 1913 roku przez Jana Skotnickiego, artystę-malarza, jak głoszący priorytet wartości narodowych obóz może wciągać do swoich poczynań organizację ponadnarodową, Dmowski miał przyjrzeć się mu podejrzliwie, po czym przyznać rację, wyjaśniając, że bezwzględne solidaryzowanie się z Kościołem w programie Narodowej Demokracji nie leży i leżeć nie może, lecz taktyka chwili wymaga najściślejszego sojuszu, ale zarazem i najściślejszej czujności, gdyż zręczność i giętkość polityki Kościoła rzymskiego może przysporzyć Polsce i przysparzała nieraz kłopotów"[10] - referuje Krzysztof Kawalec. Tak więc na Kościół Dmowski patrzył jak na instytucję ważną dla społeczeństwa, niekiedy pożyteczną dla jego własnych celów politycznych, ale w istocie zewnętrzną. „Będąc nacjonalistą, najpierw był Polakiem, a dopiero później katolikiem"[11] - podkreśla Roman Wapiński, którego wywód trzeba by uzupełnić o stwierdzenie, że katolicyzm Dmowskiego był czysto kulturowy, a nie integralny czy życiowy.

 

Mistyka narodu

 

Spory z instytucją Kościoła oraz niechęć do praktyk religijnych wcale nie oznaczały, że Dmowski był człowiekiem nieczułym na sferę sacrum[12] czy na jakieś formy naturalnej mistyki. Najlepiej widać to w jego rozważaniach - i to nawet tych wczesnych z Myśli nowoczesnego Polaka na temat narodu, zobowiązań moralnych, jakie jednostka posiada wobec wspólnoty czy etyki narodowej. Wychodząc z pozytywistyczno ewolucjonistycznego myślenia, Dmowski dostrzegał w narodzie organizm[13] trwający przez wieki. Jednostka jest wobec tej wspólnoty wtórna, pozbawiona wręcz (w pewnym aspekcie) wolności. „Jego [tj. nowoczesnego patriotyzmu - przyp. autora] główną podstawą jest niezależny od woli jednostki związek moralny z narodem, związek sprawiający, że jednostka zrośnięta jest przez pokolenia ze swym narodem, w pewnej szerokiej sferze czynów, nie ma wolnej woli, ale musi być posłuszna zbiorowej woli narodu, wszystkich jego pokoleń, wyrażającej się w odziedziczonych instynktach. Instynkty te, silniejsze ponad wszelkie rozumowania i panujące częstokroć ponad osobistym instynktem samozachowawczym, gdy nie są znieprawione lub wyrwane z korzeniem, zmuszają człowieka nie tylko do działania wbrew Dekalogowi, ale wbrew sobie samemu, bo do oddania życia, do poświęcenia droższych od niego rzeczy, gdy idzie o dobro narodowej całości"[14] - podkreśla Dmowski w Podstawach polityki polskiej z 1905 roku. Ta jedność i to zobowiązanie nie oznacza przy tym wcale konieczności ślepego podporządkowania się narodowym namiętnościom. Świadomy patriotyzm może i powinien sprzeciwiać się niekiedy dążeniom części narodu, ale zawsze przyczyną powinna być wierność temu, czym naród jest naprawdę i czym być powinien. Sam Dmowski wielokrotnie pokazywał, że potrafi sprzeciwiać się woli większości, zawsze jednak deklarując, że robi to w imię wierności wartościom narodowym. „Przywiązanie do narodu - deklarował w Myślach nowoczesnego Polaka – nie powinno osłabiać umysłu człowieka, jego zdolności do krytyki, nie powinno go zaślepiać w sądach o tym, co mu najbliższe, szerzenie zaś w narodzie przyjemnych złudzeń co do własnej wartości jest tym szkodliwsze, im dalsze jest ono od prawdy"[15].


Związku jednostki z narodem nie należy przy tym sprowadzać tylko do wymiarów doczesnych[16], ale - ten wątek pojawia się u Dmowskiego silniej od czasu wizyty w Japonii w 1905 roku - można w niej widzieć swoistą pogańską (co wcale nie znaczy opartą na więzach krwi) mistykę rodu, plemienia i rodziny, z której wyprowadzone zostają zobowiązania etyczne. „Ta etyka [chodzi o etykę narodową - przyp. autoraj pochodzi ze ścisłego związku z poprzedzającymi pokoleniami, stąd, że najwyższym dla mnie zadowoleniem moralnym jest kochać i czcić to, co kochał i czcił mój ojciec, moi dziadowie, uznawać te same, co oni obowiązki, stąd wreszcie, że kilka dziesiątków pokoleń, które mnie poprzedziły, żyło w polskiej organizacji państwowej"[17] - podkreśla Dmowski. Naród jako całość nabiera tu zatem cech ponadnaturalnych, a posłuszeństwo mu jest podstawowym zobowiązaniem etycznym, od którego nie wolno się odwrócić. „Człowiek umiera, ale to, co przez życie zrobił dla swojego narodu, przyczyniło się do wzmocnienia i rozwoju ojczyzny. Coś po nas zostaje, jeśli dobrze wypełniliśmy swoją służbę"[18] - mówi jeden z bohaterów powieści Dmowskiego W połowie drogi, napisanej pod pseudonimem Kazimierz Wybranowski. Służba narodowi staje się zatem - w pewnym wymiarze - zadaniem sakralnym, religijnym, najwyższą wartością, która przewyższa wszystkie inne. Sam Dmowski nie posuwał się przy tym do negowania obowiązywania etyki religijnej w ogóle czy zastąpienia jej zasadą „egoizmu narodowego", ale podkreślał, że w stosunkach między narodami zasady etyki chrześcijańskiej muszą ustąpić zasadom etyki narodowej[19].


Dmowski w Chludowie z ambasadorem Japoni

 

Religia powinna być – przy takim postawieniu sprawy – oceniana z punktu widzenia tego, jak służy owej wyższej jedności, jaką jest naród czy państwo. I tak była ona oceniana przez samego Dmowskiego, który -jak niemal każdy Polak - miał świadomość znaczenia katolicyzmu dla kształtowania się polskości. To właśnie świadomość tych zasług, a nie uznanie prawdziwości bądź nieprawdziwości katolicyzmu, doprowadziła Dmowskiego do politycznej afirmacji katolicyzmu, którego wyrazem stał się fundamentalny esej Kościół, naród i państwo z lat 20. Książka ta, jak słusznie wskazywał Roman Giertych, wcale nie jest jeszcze dowodem na powrót Dmowskiego do katolicyzmu, a jedynie świadectwem tego, jak głęboko przemyślał on dzieje własnego narodu[20]. Słynne i tak często przytaczane słowa - „katolicyzm nie jest tylko dodatkiem do polskości,  zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie"[21] - wcale nie oznaczają uznania katolicyzmu za religię jedynie prawdziwą, a tylko uznanie, że bez wielowiekowej pracy Kościoła nie byłoby Polski (a szerzej Europy), jaką znamy[22]. Sam Dmowski uznawał oczywiście prymat cywilizacji łacińskiej nad innymi nurtami kulturowymi, ale z uznania faktu skuteczności cywilizacyjnej jakichś idei nie sposób wyprowadzić pełnego uznania, że są one prawdziwe. Uznanie takie musiałoby zresztą skutkować osobistym nawróceniem, a na to sam Dmowski nie miał najmniejszej ochoty. Istotą jego trudności  - inaczej niż u Maurrasa[23] - nie był jednak nieprzezwyciężalny racjonalizm, a raczej nieprzezwyciężalne przyzwyczajenie do pewnego stylu życia[24].

 

Pogańskie rozumienie katolicyzmu

 

Katolicyzm, poza istotnym znaczeniem w kształtowaniu modelu polskości czy europejskości, ma także, zdaniem Dmowskiego, nie mniej istotny wymiar jednostkowy i polityczny. Jak każda religia ma być on gwarantem moralności jednostek i społeczeństw. Twórca endecji miał świadomość, że moralność nie jest zazwyczaj efektem jednostkowych wyborów czy racjonalnej analizy, ale rezultatem nacisku społecznego. „O postępowaniu przeciętnego człowieka decyduje jego natura, jego instynkty moralne, nabyte przez pokolenia, pod wpływem czy przymusem (...) instytucji, w których te pokolenia żyły, to wreszcie do czego go od przyjścia na świat przez wychowanie wdrożono (...). Nie ma też niebezpieczniejszego niszczycielstwa, jak rozkładanie wytworzonych przez pokolenia instynktów moralnych, czyniących człowieka lepszym, zdolniejszym do współżycia z bliźnimi i stanowiących podstawę bytu społecznego"[25] – podkreślał Dmowski. W tej kwestii kształtowania moralności indywidualnej i społecznej katolicyzm i państwo powinny ze sobą współdziałać. Kościół przez głoszenie moralności, a państwo przez wcielanie jej w życie: „Naród szczerze, istotnie katolicki musi dbać o to, ażeby prawa i urządzenia państwowe, w których żyje, były zgodne z zasadami katolickimi i ażeby w duchu katolickim były wychowywane jego młode pokolenia"[26] – uzupełniał twórca endecji.


To przekonanie o konieczności współdziałania w budowaniu moralności narodu i Kościoła jest oczywiście bezdyskusyjne. Podzielali je nie tylko współcześni Dmowskiemu duchowni czy papieże, ale również całkowicie nam współcześni komunitarianie sygnalizujący, iż bez społeczności, bez wspólnoty (także religijnej) nie sposób mówić o moralności. Problemem jest jednak pytanie o to, komu przypisuje Dmowski znaczenie większe, kto jest w owym projekcie budowania wspólnoty pierwszy: Kościół czy naród? I niestety, wiele wskazuje na to, że przez większą część życia (także w okresie pisania Kościoła, narodu i państwa) prymat dzierżył naród. To z perspektywy jego interesów oceniana była działalność instytucji kościelnych, jego dobro było istotniejsze niż Dekalog (o czym pisał Dmowski w cytowanym już fragmencie), ono wreszcie było normą fundamentalną, w oparciu o którą dokonywała się ocena działania Kościoła. I nie chodzi tu tylko o (zapewne obecne na pewnym etapie rozwoju endecji) instrumentalne traktowanie Kościoła, lecz o błąd znacznie głębszy, dotykający trzewi relacji między państwem a Kościołem, narodem a religią. Błąd ten określić można pogańskim (w łagodniejszej wersji - bizantyjskim) podporządkowaniem religii interesom państwa (a dokładniej u Dmowskiego - interesom narodu).


Gdyby więc Dmowskiemu przyszło stanąć wobec sądu, który przeprowadzał proces Sokratesa - to prawdopodobnie przyłączyłby się on do oskarżenia filozofa, które głosiło, że popełnia on zbrodnię, „albowiem psuje młodzież, nie uznaje bogów, których państwo uznaje, ale inne duchy nowe"[27]. Podobne oskarżenia kierowali wobec chrześcijan o stulecia późniejsi poganie, dla których nowa religia oznaczała wypowiedzenie posłuszeństwa starym prawom i zburzenie starych hierarchii, a co za tym idzie - niszczenie państwa i społeczności. Żołnierz czy urzędnik, który przyjmował nową religię, okazywał się niszczycielem porządku i jako taki powinien być ukarany, a przynamniej pozbawiony pewnych praw publicznych[28].


Warto też zastanowić się, jak - nie z perspektywy wieków, ale w okresie rządów cesarza Konstantyna Wielkiego - Dmowski (jako ówczesny państwowotwórczo nastawiony myśliciel grecki czy rzymski) oceniłby decyzję o przyjęciu chrześcijaństwa przez cesarza. Jak pokazuje Steven Runciman, nie była to wówczas wcale sprawa oczywista. Cesarstwo, przyjmując chrześcijaństwo, wikłało się w długotrwałe spory wewnętrzne, brało na siebie odpowiedzialność za schizmy i spory oraz decydowało się na starcie ze zwolennikami starej wiary. Zyskiwało zaś system religijny, który wprawdzie był spójny i głęboki, ale w swoich fundamentach całkowicie niezgodny z tym, czym przez wieki było rzymskie cesarstwo[29]. Czy zatem Dmowski uznałby wówczas (z tamtej, a nie ze swojej - już pewnej zwycięstwa chrześcijaństwa - perspektywy) za uzasadnione zmienianie istoty wiary, czy raczej opowiedziałby się za tymi, którzy w imię utrzymania jedności cesarstwa optowali raczej za synkretystycznym kultem Słońca?


Na tak postawione pytanie nie ma oczywiście dobrej odpowiedzi. Ale od odpowiedzi na nie zależy w istocie ocena traktowania wiary przez Dmowskiego. Jeśli byłby on skłonny dla dobra wiary poświęcić interesy narodu - to bez wątpienia można by o nim mówić jak o prawdziwym chrześcijaninie (choć z problemami); jeśli nie - to jego traktowanie wiary byłoby raczej pogańskie. Religia byłaby wówczas tylko naturalnym krwioobiegiem wspólnoty narodowej, która by jednak tę religię przewyższała. Charakterystyczne jest przy tym to, że katolicyzm określały dla Dmowskiego nie tyle jego doktryna, praktyka czy teoria, ile stereotypy na jego temat, jakie funkcjonowały w Polsce[30].


Innym dowodem na taki, sprowadzony do roli narodotwórczej, stosunek do religii jest nie tylko antysemityzm Dmowskiego (o czym dalej), ale również jego opinie na temat unitów czy projektów pojednania prawosławia i katolicyzmu. Projekt, który był dowodem na żywotność polskości i siłę przyciągania rzymskiego katolicyzmu, który dla wielu prawosławnych Rusinów okazał się bardziej atrakcyjny niż moskiewskie prawosławie - dla Dmowskiego jest tylko dowodem słabości i indolencji Polaków, którzy interesy religijne oraz szacunek dla odmienności stawiali wyżej niż interes narodu. „Stworzyliśmy Unię kościelną, czyli fikcyjny katolicyzm, tam, gdzie jedynie utwierdzenie istotnego katolicyzmu mogło nasz wpływ utrwalić, gdzie wreszcie schizma byłaby dla nas korzystniejsza, gdybyśmy ją zechcieli i umieli upaństwowić. Zrobiliśmy to, bo bierność lubi połowiczne środki, bośmy nie umieli się zdobyć na wprowadzenie w grę interesu narodowo-państwowego, tam, gdzie wbrew niemu tylko kościelny załatwiano. Ale i tym się chlubimy, jako jednym z pięknych dzieł naszych w historii"[31] - przekonuje Dmowski. Katolicyzm - co wyraźnie wynika z przytoczonych powyżej słów - nie miał być zatem religią, która prowadzi do zbawienia ludy i jednostki, ale narzędziem, który prowadzi owe ludy i narody do Polskości. To ona, a nie jedność z Rzymem czy głoszenie Prawdy Objawionej, powinna być celem nie tylko polityka, ale również duchownego katolickiego, o ile jest on Polakiem. Unia, jako projekt szkodliwy dla propagowania Polskości, musi być zatem odrzucona i potępiona, choć - zarówno w dziedzinie teologii, jak i bogactwa tradycji - jest ona raczej wielkim sukcesem tak Polski, jak i Ukrainy (a także, choć prawosławni nie są obecnie w stanie tego przyznać, samego prawosławia, które na rywalizacji z grekokatolikami tylko zyskał).

 

Kościół i interesy narodu

 

Na prawdopodobieństwo takiego czysto narodowego rozumienia religii u Dmowskiego wskazywałby jego stosunek do ochrzczonych Żydów oraz ich asymilacji. I nie chodzi tu o zapiski pochodzące z okresu, kiedy twórca endecji znajdował się już niewątpliwie w stanie pełnej antysemickiej obsesji, uniemożliwiającej mu adekwatną ocenę rzeczywistości, ale o okres, w którym jego poglądy na kwestię żydowską, choć mogą razić współczesne ucho, były jedynie wynikiem jego jasnego stanowiska w kwestii narodowej. W Myślach nowoczesnego Polaka Dmowski notował – odnosząc się do przykładu Hiszpanii, w której Żydzi obawiając się wypędzenia z kraju, masowo przyjmowali chrzest - „tam, gdzie przyswajanie żywiołu żydowskiego odbywało się w większej liczbie i nie pod wpływem wyboru, społeczeństwa europejskie odczuwają dziś boleśnie skutki tego"[32].


Dmowski z Krystyną Niklewicz

 

Na tym etapie rozwoju myśli polityka - powodem owych „bolesnych skutków" nie był jeszcze jakiś „spisek" masońsko-żydowski, ale „organiczno-mistyczna natura" narodów, która wyklucza pojednanie kultur, tradycji i cywilizacji głęboko od siebie różnych. „Organizm narodowy powinien dążyć do wchłaniania tylko tego, co może przyswoić i obrócić na powiększenie wzrostu i siły zbiorowego ciała. Takim żywiołem nie są Żydzi. Mają oni zbyt wyraźną, zbyt skrystalizowaną przez dziesiątki wieków życia cywilizowanego indywidualność, ażeby dali się w większej liczbie przyswoić tak młodemu jak nasz, formułującemu dopiero swój charakter narodowi, i raczej byliby zdolni naszą większość duchowo, a w części fizycznie zasymilować. Z drugiej strony w charakterze tej rasy, która nigdy nie żyła życiem społeczeństw naszego typu, tyle się nagromadziło i ustaliło właściwości odrębnych, obcych naszemu ustrojowi moralnemu, wreszcie w naszym życiu szkodliwych, że zlanie się z większą ilością tego żywiołu zgubiłoby nas, zastępując elementami rozkładowymi te młode, twórcze pierwiastki, na których budujemy naszą przyszłość"[33] - wyjaśniał Dmowski, a podobne stwierdzenia można znaleźć w jego dziełach także w okresie, gdy powstawał fundamentalny dla jego rozumienia katolicyzmu esej Kościół, naród i państwo[34].


Religia, choć nadaje treść narodowej tożsamości, nie stanowi jej istoty. Przyjęcie religii chrześcijańskiej nie musi (a nawet w zdecydowanej większości nie oznacza) wcale przyjęcia kultury i tożsamości nowego narodu. Żyd, nawet ochrzczony, jeśli nie rezygnuje całkowicie i osobiście ze związków z własną tradycją kulturową, pozostaje sobą i jako taki jest obcy duchowi narodu, i szkodliwy dla rozwoju społeczeństw europejskich. „Żyd nie może być zachowawcą w społeczeństwie europejskim, chociażby to sobie nawet dla jakichś celów postanowił. Cała tradycja tego społeczeństwa jest mu obca, sprzeczna z tym wszystkim, z czym się dusza żydowska w ciągu niezliczonych pokoleń zrosła. Ze wstrętem traktuje on całą przeszłość ludów europejskich, żywi nienawiść do ich religii, na wszelką zaś wyrosłą z tych społeczeństw hierarchię patrzy jak na uzurpatorkę stanowiska, należącego się «narodowi wybranemu»"[35] – wskazuje Dmowski. Wpływ na niechęć Żydów wobec tradycji europejskiej ma, zdaniem twórcy endecji, także fakt, że swoją sytuację w Europie zawdzięczają oni w całości rewolucji francuskiej, której - w związku z tym - stali się gorliwymi wyznawcami i propagatorami. Jako tacy zaś, siłą rzeczy, nastawieni być muszą antynarodowo i antyreligijnie.


To głębokie przekonanie o całkowitej obcości cywilizacyjnej Żydów (możliwe tylko przy całkowitej nieznajomości zarówno judaizmu, jak i chrześcijaństwa) z czasem się u Dmowskiego tylko radykalizowało. „Ta ogromna różnica między Żydem a Europejczykiem sprawia, że udział Żydów w życiu społeczeństw europejskich musi wywierać wpływ wyjątkowo rozkładowy na europejskie instynkty społeczne, choćby Żydzi w tym kierunku żadnych nie żywili zamiarów"[36] – podkreślał polityk w napisanym w latach 30. Przewrocie. Właśnie to przekonanie leży u podstaw wizji zawartej w powieści Dziedzictwo opublikowanej przez Dmowskiego pod pseudonimem Kazimierz Wybranowski. Z książki tej wynika jednoznacznie, że pod wpływem trwającego od XIX wieku procesu asymilacji Żydów cywilizacja zachodnia utraciła własną specyfikę, przejmując cele i metody działania Żydów. „Szczególnie widać to na przykładzie Polski, którą to sami Żydzi kierują, wbrew jej interesom, a dla swoich własnych celów i korzyści, za pomocą międzynarodowych organizacji wolnomularskich. Oni też wywołali powstania polskie, szczególnie Powstanie Styczniowe, co pozwoliło im uzyskać w Polsce dominujące pozycje, mimo że przedtem byli niemal niczym w Polsce"[37] – streszcza poglądy zawarte w powieści Dziedzictwo Andrzej Micewski.


Niewątpliwy antysemityzm Dmowskiego nie miał jednak źródeł rasistowskich. Obcość Żydów wobec kultury europejskiej oraz ich wrogość (naturalna - zdaniem twórcy endecji) wobec Zachodu nie wynikają jednak z jakiejś biologicznie rozumianej natury, której nie można zmienić, a jedynie zlikwidować (jak pojmował to Hitler), ale ze specyfiki bardzo starej cywilizacji, która nie poddaje się krótkotrwałym wpływom nowszej cywilizacji europejskiej[38]. Żydzi nie poddawali się więc asymilacji i ostatecznie zawsze powracali do swojego stylu myślenia z powodu mocy swojej kultury, która zawsze brała górę nad ich osobistymi wyborami czy planami. Nie oznaczało to jednak jakiegoś całkowitego determinizmu, który wykluczałby możliwość przystąpienia pojedynczych jednostek do zachodniego projektu cywilizacyjnego. Aby stało się to jednak możliwe, konieczne było – zdaniem Dmowskiego - całkowite zerwanie z dawną wspólnotą narodową oraz jednoznaczny sprzeciw wobec jej własnych aspiracji, planów i marzeń, i to nie tylko w tych jej elementach, które miałyby być sprzeczne z interesami czy planami nowego, wybranego przez ową jednostkę narodu. Nowe zakorzenienie (a i to tylko jednostek) wymagało więc całkowitego wykorzenienia z dawnych struktur kulturowych i ponownego zaszczepienia w nowej całości[39]. Wiązało się to oczywiście z przyjęciem katolicyzmu, który stanowił krwioobieg polskości i który przez pokolenia kształtował Polaków. Sam chrzest był jednak traktowany nie tyle jako wprowadzenie do nowej wspólnoty religijnej, ile jako akt wyrzeczenia się starej oraz wejścia na drogę odrzucenia jej poprzez akceptację nowej wspólnoty narodowej. Bez tego tracił on sens, a stawał się tylko maskaradą.

 

Dziedzictwo

 

Głębokie związanie polskości i katolicyzmu, podkreślanie własnych związków z Kościołem (choćby w tekście dla „Gazety Warszawskiej" z 16 września 1927 roku[40]), a nawet czuwanie nad edukacją religijną dzieci swoich przyjaciół - nie oznaczały jednak wcale realnego sakramentalnego związku Dmowskiego z Kościołem. Ten ostatni pojawił się dopiero na rok przed śmiercią - 24 grudnia 1937 roku. Tego dnia po raz pierwszy od wielu lat twórca endecji nie tylko się wyspowiadał, ale i przyjął Komunię Świętą. W następnym roku przebywając w majątku Niklewiczów (stanowiących dla niego jakby przybraną rodzinę) wielokrotnie chciał odwiedzić miejscowy kościół i uczestniczyć we Mszach Św., jednak stan zdrowia już mu na to nie pozwalał. Dzięki specjalnej zgodzie biskupa łomżyńskiego specjalnie sprowadzony ksiądz odprawił Mszę w majątku, i w jej trakcie polityk ponownie przyjął Komunię Świętą. Ostatnie namaszczenie i wiatyk przyjął na trzy dni przed śmiercią[41]. Niestety, z ostatniego okresu życia Dmowskiego nie zachowały się jego własne pisma czy teksty, pozwalające jednoznacznie ocenić jego ówczesną wiarę. Bliscy, którzy go wówczas otaczali, byli szczerze i autentycznie religijni, ich opinie na temat nawrócenia Dmowskiego mogły być więc skażone myśleniem życzeniowym. Jednocześnie trudno odrzucić szczerość nawrócenia endeckiego przywódcy, tym bardziej że przez lata, mimo podkreślania roli religii, nie praktykował on - uznając to za przejaw hipokryzji. Jeśli więc w ostatnich miesiącach życia zdecydował się na praktyki, to jest wysoce prawdopodobne, że zrobił to ze szczerego nawrócenia, a nie dlatego, że mogło mu się to jakoś politycznie opłacać (bo wtedy już nie mogło). Wszystko to skłania do przyjęcia, iż nawrócenie polityka było w pełni szczere.


Trumna ze zwłokami Romana Dmowskiego

 

Nie zwalnia to jednak od oceny, na ile jego postawa polityczna była rzeczywiście do zaakceptowania przez świadomego katolika. Roman Giertych, którego trudno posądzać o przesadny krytycyzm wobec swojego politycznego nauczyciela, jasno i zdecydowanie stwierdza, że stosunek do religii Romana Dmowskiego jest nie do zaakceptowania przez świadomego swojej wiary katolika. „Dmowski się mylił. O kształcie polityki decydują nie tylko interesy narodowe. Wielkie znaczenie mają idee uniwersalne, ponadnarodowe. Taką ideą może być chrześcijaństwo albo też socjalizm, marksizm. Dmowski był nacjonalistą, choć nie był faszystą, jak twierdzą niektórzy. Ale nacjonalistą był, bo uznawał ideę narodu za najważniejszą. Ja nacjonalistą nie jestem, bo ponad ideę narodową przedkładam idee ponadnarodowe"[42] - tłumaczył Giertych i dodawał, że nie do zaakceptowania z punktu widzenia chrześcijaństwa jest także przekonanie, iż walka między narodami jest nieunikniona.


Oba te elementy - przy ocenie Dmowskiego - muszą być oczywiście wzięte pod uwagę. Ale nie mniej istotne jest odrzucenie antysemityzmu twórcy endecji. I to nie tylko dlatego, jak to podkreśla Giertych, że żyjemy w okresie po Holocauście, który jasno pokazał, do czego prowadzić może odczłowieczenie Żydów (właściwe w pewnym stopniu także dla twórczości autora Myśli nowoczesnego Polaka), ale również dlatego, że obecny konflikt cywilizacji ostatecznie sfalsyfikował geopolityczne i cywilizacyjne myślenie Dmowskiego. Linia podziału w tym konflikcie nie przebiega bowiem między cywilizacją wschodnią a zachodnią, lecz między cywilizacją życia i rodziny a antycywilizacją śmierci i bezpłodności. I akurat w tym konflikcie religijni tradycyjni Żydzi oraz religijni tradycyjni chrześcijanie stoją zdecydowanie po tej samej stronie. Ich współpraca nie tylko nie prowadzi więc do zniszczenia tradycji europejskiej, ale wręcz przeciwnie - do jej umocnienia i obrony. Teksty Josepha Weilera, amerykańskiego Żyda, który broni chrześcijańskości Europy przed zapędami radykalnych laicyzatorów, są tego najlepszym przykładem. Konserwatywny katolik nie może o tym zapominać i - mając świadomość wszystkich różnic - powinien zdecydowanie odrzucić wszelkie antysemickie resentymenty i otwarcie zaangażować się we współpracę z wyznawcami judaizmu. Bez niej bowiem niemożliwe stanie się przezwyciężenie anty cywilizacji śmierci, która pozostaje głównym przeciwnikiem nie tylko chrześcijaństwa, judaizmu, ale też cywilizacji europejskiej czy polskości.

 

TOMASZ P. TERLIKOWSKI

 

Tekst został opublikowany w kwartalniku FRONDA nr. 48/2008 r.




[1] „Ja oczywiście nigdy nie przyjąłbym do Ligi Polskich Rodzin polityka z tak otwarcie antysemickimi poglądami" - deklarował Roman Giertych, zastrzegając, że – jego zdaniem - obecnie Dmowski nie byłby antysemitą. Por. Dmowskiego do Ligi bym nie przyjął. Z Romanem Giertychem rozmawiał Paweł Wroński, „Gazeta Wyborcza", 15-16 lipca 2006, s. 14.

[2]„Dmowski odrzucił bowiem nie tylko słabości i skrzywienia polskiej tradycji patriotycznej, lecz także najistotniejsze jej wartości, spychając je w zapomnienie. Zawłaszczył i zmonopolizował słowo «naród», nadając mu sens głęboko sprzeczny z wolnością jednostki i wartościami uniwersalistycznymi. Uniemożliwił w ten sposób powstanie w Polsce nacjonalizmu liberalnego, pluralistycznego i inkluzywnego, pozostawiającego miejsce dla wielu opcji politycznych i wielu tożsamości indywidualnych. Tym samym przyczynił się do zdyskredytowania słowa „naród" w środowiskach liberalnych i lewicowych, polską prawicę zaś zepchnął na pozycje zupełnie dziś anachroniczne, niedające się pogodzić z wartościami wspólnoty europejskiej, w której ramach mamy kształtować naszą przyszłość" - przekonuje Andrzej Walicki, uznając tym samym (nie do końca zgodnie z rzeczywistością), że Dmowski jest nadal istotnym punktem odniesienia dla narodowej czy konserwatywnej prawicy. Por. A. Walicki, Dziedzictwo narodowej demokracji (II), „Gazeta Wyborcza", 18-19 listopada 2006, s. 25.

[3] K. Kawalec, Roman Dmowski 1864-1939, Wrocław 2002, s. 281-283.

[4] B. Grott, Nacjonalizm chrześcijański. Narodowo-katolicka formacja ideowa w II Rzeczpospolitej na tle porównawczym, Krzeszowice 2006, s. 17.

[5] A. Micewski, Roman Dmowski, Warszawa 1971, s. 387-393.

[6] J. Wblikowska, Roman Dmowski. Człowiek, Polak, przyjaciel, Wrocław 2007, s. 74-75.

[7] K. Kawalec, dz. cyt., s. 11.

[8] Tamże, s. 21-22.

[9] G. Kucharczyk, Nikt potężniej Polski nie kochał. W stulecie śmierci Jana Ludwika Popławskiego (1854-1908), „Christianitas" 37/38, s. 209-210. Trudno przy tym nie dostrzec, że przynajmniej jeśli chodzi o zabór rosyjski, to tak surowa ocena stanu moralnego niemałej części duchowieństwa diecezjalnego była - najdelikatniej rzecz ujmując - uzasadniona. To właśnie z tego powodu mariawitom, którzy głosili potrzebę moralnego uzdrowienia kleru, a także sami prowadzili ascetyczne życie, udało się pozyskać tak wielu wyznawców. Por. K. Mazur, Mariawityzm, Kraków 1991.

[10] K. Kawalec, dz. cyt., s. 140.

[11] R. Wapiński, Roman Dmowski, Lublin 1989, s. 199-200.

[12] Jak przyznają jego bliscy i znajomi jeszcze w czasach młodości uczestniczył on w rozmaitych seansach spirytystycznych i prowadził studia nad innymi tradycjami religijnymi (szczególnie japońską).

[13] R. Wapiński, dz. cyt., s. 113-114.

[14] R. Dmowski, Podstawy polityki polskiej, w: Tegoż, Myśli nowoczesnego Polaka, Wrocław 2002, s. 101.

[15] R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, s. 22. W cytowanym już tekście Podstawy polityki polskiej zostaje to wyrażone jeszcze bardziej wprost: „Ta etyka nie zobowiązuje do myślenia w ten sam sposób, jak myśleli ojcowie i te lub inne wielkie duchy narodu, ale do myślenia i postępowania tak, jak to jest potrzebne do zachowania i rozwoju istoty narodowej całości, do przekazania przyszłym pokoleniom tego, co nam pozostawili ojcowie, a czego pod groźbą utraty lub zachowania narodowego bytu roztrwonić nie wolno". R. Dmowski, Podstawy polityki polskiej, s. 101.

[16] Nie ma zatem, jak się zdaje, racji Andrzej Garlicki, który w eseju Guru polskiego nacjonalizmu stwierdza, iż Dmowski „oferował ideologię tym, którzy skłonni byli przyjąć podstawowe założenie o nadrzędności interesów narodowych nad wszelkimi innymi". Por. A. Garlicki, Guru polskiego nacjonalizmu, „Gazeta Wyborcza", 2-3 stycznia 1999, s. 23. Takie rozumienie nacjonalizmu właściwe jest jeszcze być może Myślom nowoczesnego Polaka, gdzie zobowiązania moralne wobec narodu wyprowadza sam Dmowski z poczucia godności, które nie pozwala „korzystać z dóbr narodu" bez dołożenia do nich swojego wkładu (por. R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Wrocław 2002, s. 20-21), ale nie wydaje się już właściwe w późniejszym okresie działalności pisarskiej Dmowskiego.

[17] R. Dmowski, Podstawy polityki polskiej, s. 101-102.

[18] K. Wybranowski, W połowie drogi, Wrocław 2004, s. 149.

[19] R. Dmowski, Podstawy polityki polskiej, s. 103.

[20] „Dmowski bardzo długo był człowiekiem niewierzącym. W swoim myśleniu i działaniu był pragmatykiem i traktował Kościół utylitarnie. Jawił mu się on w kategoriach korzystnego lub niekorzystnego wpływu na realizację celów politycznych. Powiem coś, co pana pewnie zdziwi. Są dwie książki dotyczące problemu polityka a Kościół, bardzo odmienne, ale zarazem bardzo do siebie podobne. Obie napisane z wielką pasją. Przeczytałem je z ogromną uwagą. Z obiema głęboko się nie zgadzam. To Kościół, lewica, dialog Adama Michnika z 1977 r. i Kościół, naród, państwo Romana Dmowskiego z 1927. (...) Cel polityczny jest odmienny, ale metoda ta sama. Dmowski pisał, że należy zrobić wszystko, by wzmacniać ducha katolickiego, bo kler jest naturalnym sprzymierzeńcem narodu. Naród zaś jest tą bazą, na której możliwe jest odrodzenie państwa. Co więcej, należy zidentyfikować katolicyzm z polskością. Dmowski identyfikuje naród na bazie katolicyzmu. Natomiast myśl Michnika jest następująca: naród

jest związany z Kościołem i tego nie można zmienić. Lewica musi w ten czy inny sposób zidentyfikować się z Kościołem i poprzez utożsamienie swoich działań z działaniami hierarchii kościelnej poprowadzić lud ze sobą". Dmowskiego do Ligii bym nie przyjął. Z Romanem Giertychem rozmawiał Paweł Wroński, „Gazeta Wyborcza", 15-16 lipca 2006, s. 14.

[21] R. Dmowski, Kościół, naród i państwo, Krzeszowice 2006, s. 21.

[22] „Bez tego, co zrobił chrystianizm i Kościół rzymski w dziejach, nie istniałyby narody dzisiejsze. Dziełem Kościoła było wychowanie indywidualnej duszy ludzkiej, mającej oparcie moralne w swym własnym sumieniu, a stąd posiadającej poczucie obowiązku i odpowiedzialności osobistej" - podkreśla Dmowski. Por. tamże, s. 18.

[23] J. Bartyzel, Umierać, ale powoli! O monarchistycznej i katolickiej kontrrewolucji w krajach romańskich 1815-2000, Kraków 2002, s. 657.

[24] Seksualna swoboda, liczne romanse w życiu osobistym nie oznaczały - co istotne - akceptacji dla rozwiązłości w życiu innych. Przekonać się o tym mogli ci ze współpracowników Dmowskiego, którzy się rozwodzili. Twórca endecji zrywał z nimi przyjaźnie i odcinał się od takiego ich zachowania.

[25] R. Dmowski, Kościół, naród i państwo, s. 16-17.

[26] Tamże, s. 30-31.

[27] Platon, Obrona Sokratesa, tłum. W. Witwicki, Warszawa 1988, s. 257.

[28] Trudno nie dostrzec śladów takiego myślenia w następujących słowach samego Dmowskiego: „naród polski (...) nie odmawia swoim członkom prawa do wierzenia w co innego niż wierzą katolicy, do praktykowania innej religii, ale nie przyznaje im prawa do prowadzenia polityki niezgodnej z charakterem i potrzebami katolickimi narodu, lub antykatolickiej". R. Dmowski, Kościół, naród i państwo, s. 35.

[29] S. Runciman, Teokracja bizantyjska, tłum. M. Radożycka-Paoletti, Katowice 2008, s. 11-34.

[30] R. Wapiński, dz. cyt, s. 349.

[31] R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, s. 52-53.

[32] Tamże, s. 93-94.

[33] Tamże.

[34] W czasie I wojny światowej podczas dyskusji w Paryżu ktoś zadał pytanie Dmowskiemu: „Skąd u Polaków taka niechęć do Żydów", którzy są przecież „solą ziemi"? Polityk miał wówczas odpowiedzieć: „Nie wchodzę w to, czy Żydzi są solą ziemi, czy nie. Sól jest dobrą przyprawą i dodana w miarę do zupy podnosi jej smak. Ale jeśli się wsypie za dużo soli, nikt zupy nie zje". Por. T. Bielecki, W szkole Dmowskiego, Gdańsk 2000, s. 240.

[35] R. Dmowski, Upadek myśli konserwatywnej w Polsce, Wrocław 2004, s. 83-84.

[36] R. Dmowski, Przewrót, Wrocław 2006, s. 147.

[37] A. Micewski, dz. cyt, s. 340.

[38] K. Kawalec, dz. cyt., s. 277.

[39] „Jednostki spośród Żydów, które przyjąwszy polską kulturę, bez zastrzeżeń łączą się z naszym społeczeństwem w jego dążeniach narodowych, podzielając te dążenia nawet tam, gdzie idzie o ograniczenie roli społecznej żywiołu żydowskiego – stronnictwo uważa w zupełności za Polaków" - głosił napisany w 1903 roku przez Dmowskiego Program Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego w Zaborze rosyjskim, cyt. za: R. Wapiński, dz. cyt., s. 112-113.

[40] Jak na świeckiego katolika w Polsce posiadam dość dobre wykształcenie katolickie. Pozwala mi to w życiu osobistym rozumieć, czym jest moja religia, w życiu zaś publicznym zdawać sobie jako tako sprawę z tego, czym jest i czym winna być religia i Kościół w życiu narodu i państwa" - napisał wówczas Dmowski, cyt. za: A. Micewski, dz. cyt., s. 387-391.

[41] J. Wolikowska, dz. cyt., s. 74-75.

[42] Dmowskiego do Ligi bym nie przyjął. Z Romanem Giertychem rozmawiał Paweł Wroński, „Gazeta Wyborcza", 15-16 lipca 2006, s. 14.