Krótka refleksja. Byłem po raz pierwszy na Marszu Niepodległości. Szedłem na samym czele, od początku do Unii Lubelskiej. Nic szczególnego się nie wydarzyło - ale oderwałem się od Marszu w chwili, gdy dookoła zrobiło się za dużo kiboli, z którymi organizatorzy mieli trochę kłopotu. W sumie: z jednej strony cieszy, że tylu ludzi chce się zebrać i pójść z biało-czerwonymi flagami; z drugiej - wrażenie, że organizatorzy nie mają programu dla ludzi, którzy nie pałają ochotą na klimaty typowo kibicowskie (stąd także brak na Marszu rodzin - a nadreprezentacja przysłowiowych "łysych"). Na następny Marsz się chyba nie wybiorę - nie dlatego, że "faszyści" itd., tylko po prostu trochę to bezpłodne. Chociaż wracając widziałem dużo tzw. zwykłych ludzi z biało-czerwoną - i to jest wielki plus tej całej sprawy, zwłaszcza na tle bredni Wyborczej w Dzień Niepodległości.

Wczorajsze główne wspomnienie z Marszu, który w mojej obecności nie przejawiał poza tym ani niczego groźnego, ani niczego szczególnie ciekawego, to na samym początku postacie Czarnych i Azjatów przechadzających się na Rondzie Dmowskiego, w morzu flag. Uśmiechali się, żartowali, robili sobie zdjęcia...


Byłoby pięknie, gdyby ludzie mający własne rozumy, jednak nie pozwolili do końca rozdwoić Polski - ale może na razie wystarczy, żeby pozostali przy swoich ocenach tego, co brzydkie, chamskie, złe etc. Bo nie warto ustawiać się do bitew w obronie "swojego" chamstwa czy brzydoty tylko dlatego, że po drugiej stronie są "oni", ci straszni oni.

Paweł Milcarek

op. ToR