Anna German na nowo stała się popularna w Polsce dzięki 10 odcinkowemu serialowi emitowanemu w TVP. Ostatni odcinek, niezwykle wzruszający, opowiadał o jej nadchodzącej śmierci i powrocie do Boga.

„Przodkowie Ani ze strony matki pochodzili z holenderskich menonitów, czyli protestantów, którzy jeszcze za caratu wyemigrowali z Holandii i osiedlili się w Kazachstanie. A dokładnie byli to Fryzowie. Babcia Ani zmieniła wyznanie i została adwentystką dnia siódmego. Przodkowie ze strony ojca byli Niemcami, również osiedlonymi w Rosji. Jej dziadek był pastorem baptystów, ojciec zaś księgowym. Stąd w domu Ani rozmawiało się po fryzyjsku, niemiecku i rosyjsku. Niestety, niemieckie pochodzenie ojca Ani przyczyniło się do rzucenia na niego podejrzenia szpiegostwo, w wyniku czego został rozstrzelany w 1938 roku przez NKWD” mówił mąż Anny German Zbigniew Tucholski 2006 r. w rozmowie z Andrzejem Sicińskim wydrukowanym w „Znakach Czasu”.

 

Wyrok śmierci na ojca za polskie obywatelstwo?

Tragedię rodzinną, która miała miejsce w Uzbekistanie po latach w książce „Człowieczy los” opisała matka Anny – Irma Martens -Berner. „Gdy mąż z bratem wrócili do Urgencza, rozpoczynały się tam represje. Obydwaj zostali aresztowani. Mój Boże, Boże! Zdawało się po nadejściu tej wiadomości, że czarne chmury zawisły na naszym niebie. Boże! Jak mi wtedy było strasznie i smutno... Byłam w ciąży z drugim dzieckiem, ledwie chodziłam.

Trzeba było dowiedzieć się o męża i brata. Poszłam więc do prokuratora ciężko oddychając, bo to ostatnie dni ciąży. Boże! Może usłyszę dobrą wiadomość o aresztowanych? Chciałam przede wszystkim ustalić, gdzie jest mój mąż Eugeniusz German i brat Wilmar Martens. Usłyszałam:

— Wasz mąż został zesłany na dziesięć lat bez prawa korespondencji z rodziną!

— Za co? Za co? — zapytałam. Nie było odpowiedzi.

— Czy mogę do niego pojechać?

— Nie! — padła odpowiedź.

O bracie też nie dowiedziałam się nic konkretnego. Później okazało się, że ten wyrok męża był wyrokiem śmierci. Mąż miał podane w paszporcie miejsce urodzenia w Polsce, w Łodzi, i to podobno wystarczyło, żeby go jako wroga aresztowano i rozstrzelano. Już nie żył, gdy pytałam o niego u prokuratora. Ale ja z Aneczką, i mamą wciąż czekałyśmy... Kochany Boże, nie rozumiem Cię... Tyle cierpienia!

Po wyjściu od prokuratora ledwie doszłam do domu. Opowiedziałam mamie i siostrze o przeprowadzonej rozmowie. Nie było pytań. Siedziałyśmy we cztery, Aneczka na moich kolanach. Milczałyśmy pogrążone w smutku. Sytuacja zdawała się bez wyjścia i bez pewności jutra. Broń Boże poskarżyć się komuś lub powiedzieć słowo oburzenia czy rozpaczy. Bezprawie wciąż wzrastało i pochłaniało ofiary w państwie, które budowało socjalizm i podobno lepsze życie...” - wspominała matka Anny German.

Rodzina Ani przyjechała z nią do Polski w roku 1945 albo 1946, do Wrocławia, w ramach repatriacji z Kirgistanu. Matka Ani, Irma, po śmierci pierwszego męża wyszła ponownie za mąż za oficera Wojska Polskiego, który sprowadził je jako swoją rodzinę do Polski. Ciekawe, że do języków, które Ania już znała, można dodać hebrajski, gdyż po repatriacji jedyną szkołą, jaka działała w pierwszym miejscu zamieszkania jej rodziny, była szkoła żydowska w Nowej Rudzie. W szkole średniej we Wrocławiu Ania była szykanowana. Być może z uwagi na wzrost — miała 180 cm — a może z uwagi na pochodzenie. W każdym razie matka przeniosła ją do szkoły wieczorowej. Nie stanowiło to jednak dla niej żadnego problemu, gdyż niezależnie od szkoły Ania zawsze świetnie się uczyła i nawet innym pomagała w nauce." - wspominał  wspominał Tucholski dalsze losy swojej żony, którą poznał gdy kończyła studia geologiczne we Wrocławiu w 1960 r.


Wiara, znak, chrzest

O wierze Anny German i jej przemianie przed śmiercią, opowiedział bardzo szczerze jej mąż w cytowanej wcześniej rozmowie z Andrzejem Sicińskim. Warto wsłuchać się w opis, tego niezwykle szczególnego ostatniego okresu życia niezwykle skromnej i powszechnie lubianej artystki, który tak wspomnina Zbigniew Tucholski:

"- Ania miała wrodzoną wrażliwość. Poza tym olbrzymi wpływ na jej duchowość wywarła wierząca babcia. Mama Ani, Irma, była zawsze zapracowana, a babcia prowadziła dom i właściwie to ona wychowywała Anię. I wychowała ją na… anioła. Jako nastolatka Ania uczęszczała z babcią do Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego we Wrocławiu. Później jej kontakt z Kościołem uległ rozluźnieniu. Ale pod koniec życia, gdy już była bardzo chora, postanowiła wyłączyć się ze wszystkiego i poprosiła, by jej przyniesiono niemiecką Biblię babci. Po dwóch tygodniach czytania powiedziała, że dostała od Boga znak i chce zostać ochrzczona chrztem biblijnym przez zanurzenie.

Czy powiedziała, jaki dostała znak?

- Nie. A ja nie spytałem. Może dlatego, że choć szanowałem jej przekonania, to o adwentyzmie wtedy prawie nic nie wiedziałem. W każdym razie poprosiłem o przybycie pastora. Chrzest odbył się w domu, w wannie, gdyż Ania nie była już w stanie wychodzić. W ten sposób Ania stała się pełnoprawnym wyznawcą Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Po jej śmierci, co nastąpiło 25 sierpnia 1982 roku, postanowiłem osobiście zgłębić to, w co wierzyła, i 12 grudnia tego samego roku również zostałem ochrzczony. Mama Ani, która wtedy nie utrzymywała już kontaktu z Kościołem, też w końcu postanowiła do niego wrócić i 3 lata temu, jako dziewięćdziesięciolatka, dała się ochrzcić przez zanurzenie w baptysterium warszawskiej parafii Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego przy Foksal 8.

Chrzest Anny German był, jak słyszałem, ostatecznym krokiem w jej powrocie do Boga i Kościoła swej młodości. Ale poprzedzały go również inne kroki. Podobno ksiądz Twardowski towarzyszył Annie w jej ostatnich dniach?

- Anię odwiedzało wiele osób, również z kręgów rzymskokatolickich. Właśnie wtedy, pod wpływem ich sugestii, by uregulować z Bogiem najważniejsze sprawy życiowe, wzięliśmy ślub kościelny, mimo że ślub cywilny zawarliśmy wiele lat wcześniej. Wtedy też postanowiliśmy ochrzcić naszego syna, Zbyszka, który miał siedem lat. Ten znak, by powrócić do Kościoła adwentystów, pojawił się dopiero po tych wydarzeniach. A co do księdza Twardowskiego, to Ania bardzo lubiła jego poezję i lubiła z nim rozmawiać. Ale w sprawach zasad wiary, które w dzieciństwie wpoiła jej babcia, nigdy mu nie ustąpiła. Wierzyła w to tak mocno, że gdy odwiedził nas człowiek podający się za uzdrowiciela-bioenergoterapeutę i zaproponował Ani, że ją uleczy, ale nieopatrznie wyznał, że ma taką samą moc jak Jezus i że Jezus wcale nie był Bogiem, to Ania nawet nie chciała z nim rozmawiać, tylko natychmiast kazała wyprosić go z domu.

To bardzo ciekawy moment, właściwie niezwykły. Powszechną praktyką jest raczej przeciwna postawa. Dziś, niezależnie od tego, w co się wierzy, ludzie z reguły akceptują różnorodne praktyki uzdrowicielskie, nie zastanawiając się nawet, na ile są zgodne z ich wierzeniami. Zdrowie i życie jest dla nich ważniejsze niż wiara i jej zasady.

- Ania bardzo poważnie traktowała sprawy wiary.

Słyszałem, że w czasie choroby żona dalej tworzyła.

- Tak. Ułożyła słowa i skomponowała muzykę do kilku psalmów, między innymi 18. i 23., do hymnu o miłości z I Listu Pawła do Koryntian oraz do modlitwy „Ojcze nasz”. Wtedy już z trudem schodziła po schodach do fortepianu i nagrywała to na zwykły magnetofon. W domu, w gronie najbliższych i przyjaciół, ostatni raz zaśpiewała, zresztą wstrząsająco, „Ojcze nasz”. Powiedziała wtedy, że jeśli wyzdrowieje, to już nie będzie śpiewała na estradzie, ale tylko w kościele dla Pana Boga."

 

Odmówiła Breżniewowi radzieckiego obywatelstwa

- Ona nie tylko mówiła, że śpiewa dla Boga, robiła to naprawdę – mówił w wywiadzie dla „Polityki” polski reżyser serialu o Annie German Waldemar Krzystek. - Na początku bałem się, czy producenci nie zechcą dodać czegoś do scenariusza, żeby nie była taka święta, bo zło zawsze jest bardziej atrakcyjne, na szczęście nie chcieli. Dziś już wiadomo, że serial miał w Rosji najwyższą oglądalność i najwyższą ocenę ze wszystkich pokazywanych w rosyjskiej telewizji – mówi Krzystek opowiedział również, jak sowieckie władze chciały zatrzymać polską piosenkarkę w Rosji sowieckiej. „Breżniew wymyślił, żeby ściągnąć Annę German z powrotem do ZSRR, w końcu jaka z niej Polka? Farbowana! Po koncercie na Łużnikach piosenkarkę zaproszono na Kreml i tam dostała propozycję: obywatelstwo, mieszkanie, dacza pod Moskwą i samochód. Odmówiła. Powiedziała, że jest Polką, Polska uratowała życie jej i matki, i tak już zostanie. Poprosiła tylko o możliwość zobaczenia grobu ojca. Ale okazało się, że akurat to jest niemożliwe, bo grobu nie ma. Jej ojca, jak miliony innych, wrzucono gdzieś do dołu. Została tylko ściana budynku NKWD, pod którą go rozstrzelano. Ale w końcu dostała odpowiednie przepustki i, już śmiertelnie chora, pojechała pożegnać się z ojcem. Wierzyła, że cudem jakimś, ale żyje… I zobaczyła tę porytą kulami ścianę, a obok stare opony, rdzewiejący samochód, starą skrzynkę, śmieci. Dla niej – sacrum, dla nich – profanum, normalno” - mówi Krzystek.

 

"Pan jest Pasterzem moim"

Anna German zmarła we śnie w szpitalu przy ul. Szaserów w Warszawie w nocy z 25 na 26 sierpnia 1982 roku w wieku 46 lat. Została pochowana trzy dni po śmierci na Cmentarzu Ewangelicko – Reformowanym przy ul. Żytniej w Warszawie. Ks. Jan Twardowski podczas pogrzebu odmówił modlitwę "Ojcze Nasz". Na grobie można odczytać napis: Anna German – Tucholska 1936 – 1982" oraz cytat z Psalmu 23 "Pan jest Pasterzem moim".

Jarosław Wróblewski