Sąd Najwyższy w sprawie Mariusza Kamińskiego i pozostałych funkcjonariuszy CBA wydał polityczne postanowienie, które wywołało do bólu przewidywalne reakcje. Zacznijmy od tego, że 1 sierpnia 2017 roku to kolejny dzień w historii sądownictwa III RP zapisany w rubryce kuriozum i kpina z prawa.

Od blisko dwóch miesięcy Sąd Najwyższy bez żadnej łaski miał obowiązek z urzędu zawiesić postępowanie wobec ułaskawionych funkcjonariuszy. Mówi o tym wprost przepis tak jasny, że i Ryszard Petru mógłby dostać piątkę z czytania ze zrozumieniem. Oto on!

Art. 86. 1. Wszczęcie  postępowania  przed  Trybunałem  powoduje  zawieszenie  postępowań  przed  organami,  które prowadzą spór kompetencyjny.

O tym czy spór kompetencyjny istnieje, czy też go nie ma, decyduje wyłącznie Trybunał Konstytucyjny. W tej kwestii nic do powiedzenia nie mają „eksperci” TVN i GW, komisje europejskie, a wreszcie sam Sąd Najwyższy. Zatem jaką to łaskę robi Sąd Najwyższy organizując medialny cyrk i wydając postanowienie w sprawie, które dawno powinno zapaść i to jako formalność?

Żadnej, byliśmy świadkami następnego oświadczenia ze strony władzy sądowniczej w ramach politycznego sporu. W uzasadnieniu orzeczenia pojawiły się wyraźne aluzje, że SN nadal uzurpuje sobie prawo do decydowania, co jest i co nie jest sporem kompetencyjnym. Usłyszeliśmy, że w ocenie SN uchwała dotycząca aktu łaski nie nosi znamion sporu kompetencyjnego pomiędzy SN i Prezydentem RP, co jest oczywistą nieprawdą. SN nie tylko dopuścił się bezprawnej wykładni konstytucji, ale swoją uchwałą uznał akt łaski wobec Mariusza Kamińskiego za nieistniejący, tym samym wszedł w spór kompetencyjny z Prezydentem.Przypomnijmy na czym Prezydent oparł decyzję:

Art. 139. Prawo łaski jako uprawnienie Prezydenta

Prezydent Rzeczypospolitej stosuje prawo łaski. Prawa łaski nie stosuje się do osób skazanych przez Trybunał Stanu.  

W którym miejscu tego zapisu pojawia się „prawomocny wyrok”, co zdaniem SN jest warunkiem koniecznym, aby Prezydent mógł zastosować prosto i szeroko sformułowany artykuł konstytucji. W żadnym! I widzi to każdy, kto ma oczy. Dzisiejsze postanowienie w prostej linii nawiązuje do tamtej uchwały. Sąd Najwyższy w najmniejszym stopniu nie zrezygnował z przypisywania sobie kompetencji, których nie posiada. Mamy dalszy ciąg politycznej batalii o władzę, nie sądowniczą, ale polityczno-sądowniczą.

Jednocześnie SN dał drugi sygnał, który się bardzo nie spodobał obrońcom obecnego stanu rzeczy i o dziwo spodobał się zwolennikom „dobrej zmiany”. Łaskawcy uznali legalność „pisowskiego” Trybunału Konstytucyjnego i to jest zmiana przełomowa, ale tylko i wyłącznie w ramach niepisanego kompromisu. Owszem rzecznik SN powiedział wyraźnie, że o losach Kamińskiego zdecyduje Trybunał Konstytucyjny, który wyda orzeczenie dotyczące sporu kompetencyjnego, jednak w tym samym zdaniu nadal się upierał, że żadnego sporu nie ma, bo SN już to ustalił. Wygląda to tak, że SN robi krok do tyłu i czeka na reakcję przeciwnika, od której będą zależały dalsze losy politycznej wojny.

Pamiętać należy, że w Trybunale Konstytucyjnym jest złożony jeszcze jeden wniosek dotyczący Małgorzaty Gersdorf i jej wyboru na prezesa SN. Obecnie sprawa została zdjęta z wokandy i w efekcie mamy zawieszenie broni. SN dał delikatnie do zrozumienia, że może wydać właściwe wyroki, ale w zamian oczekuje takich samych wyroków ze strony TK. Po ludzku mówiąc: „Zostawimy Kamińskiego, jeśli Wy zostawicie Gersdorf”. Dokładnie tak to wygląda i wbrew pozorom niczego dobrego nie wróży. Konia z rzędem temu, kto odpowie precyzyjnie, co się takiego stało, że SN nagle schodzi z twardej linii sporu?

O tym, że weta prezydenckie miały wpływ na postanowienie wiedzą wszyscy obserwatorzy polskiej sceny politycznej, ale mnie interesuje coś innego. Na ile spotkanie Prezes Małgorzaty Gersdorf z Prezydentem Andrzejem Dudą przełożyło się na zwrot akcji i co jest położone na stole? Mam nadzieję, że to wyłącznie efekt chwilowego zamieszania, a koszty w postaci zawetowanych ustaw już ponieśliśmy.

Tak czy inaczej, nie mam złudzeń, że postanowienie SN nie ma nic wspólnego z prawem, poza tym, że SN prawo złamał i nie poniósł żadnych konsekwencji. SN był pod presją i wydał postanowienie dopiero po wnioskach obrońców, Prokuratora Generalnego i Prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Wszystkie te naciski, w moim przekonaniu, nie wpłynęły jednak  na ostateczną decyzję, o treści orzeczenia z całą pewnością zdecydowały prezydenckie weta, które zmieniły nastroje polityczne po obu stronach barykady. Widzieliśmy kolejną bitwę o władzę w sądach, ciekawą, z nowymi elementami, ale ramach tej samej wojny. 

Matka Kurka (Piotr Wielgucki)