"Ten wyrok skazujący nie jest czymś, czego się wstydzę. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że sąd orzekł, iż jest wystarczająco dużo dowodów, aby stwierdzić, że utrudniałam biznes aborcyjny, niszczący bezbronne, nienarodzone dzieci, które pozostają niechronione i porzucone przez sądy"-napisała na Facebooku kanadyjska działaczka pro-life, Mary Wagner. 

Kobieta po raz kolejny została skazana za wtargnięcie do kliniki aborcyjnej i utrudnianie działania biznesu aborcyjnego. Jak zawsze, zaniosła do kliniki róże i wręczając je matkom, mówiła o alternatywach dla zabicia nienarodzonego dziecka. 

Ten wyrok skazujący nie jest czymś, czego się wstydzę. Wręcz przeciwnie. Cieszę się, że sąd orzekł, iż jest wystarczająco dużo dowodów, aby stwierdzić, że utrudniałam biznes aborcyjny, niszczący bezbronne, nienarodzone dzieci, które pozostają niechronione i porzucone przez sądy

Adwokat Mary Wagner, Peter Boushy poinformował w rozmowie telefonicznej z portalem LifeSiteNews, że obrończyni życia została uznana przez sąd winną naruszenia 430 paragrafu Kodeksu Karnego, jednakże czas spędzony przez nią w więzieniu sędzia uznał za dostateczną karę. Za kratami działaczka pro-life spędziła w sumie 148 dni. W ten sposób, według kanadyjskiego prawa, odsiedziała nawet więcej niż maksymalny dopuszczalny wyrok dozwolony w sytuacji zarzutów tej natury.. 

Prokuratura domagała się trzech lat pozbawienia wolności w zawieszeniu. Sąd zasądził dwa lata. Sędzia Mark Jette, podczas ogłaszania wyroku zwrócił się osobiście do Wagner:

"Doceniam to, że pochodzi pani z silnej i dobrej rodziny i że jest pani dobrą osobą. Jestem usatysfakcjonowany, że odwdzięczyła się pani społeczeństwu na co dzień. To jest w pani DNA”. Jette nazwał działaczkę pro-life "wojownikiem". Choć domagała się tego prokuratura, kobieta nie będzie musiała, w ramach wyroku, wykonywać prac społecznych, ponadto została wypuszczona z aresztu. 

yenn/LifeSiteNews, Fronda.pl