Portal Fronda.pl: Wciąż nie wiadomo, kiedy poznamy ostateczne wyniki wczorajszego głosowania, bo Państwowa Komisja Wyborcza ma rozliczne problemy. A to padają serwery, a to członkowie komisji nie mogą się zalogować czy wydrukować protokołów... Skąd takie problemy i o czym one świadczą?

Marcin Palade: Działalność Państwowej Komisji Wyborczej w jej obecnym kształcie organizacyjno - personalnym to dowód na to, jak dużo PRL jest w III RP. To zarazem potwierdzenie, że słowa pewnej znanej aktorki o tym, że 4 czerwca skończył się w Polsce komunizm - mają się nijak do rzeczywistości. Proszę spojrzeć na facjaty kierownictwa PKW, na ich skrojone w latach 70-tych garnitury, archaiczny język - to są ludzie z poprzedniej epoki, objęci programem ponadustrojowej hibernacji. Żywy dowód na to, że podniesienie wieku emerytalnego szkodzi ludziom i może szkodzić strukturom państwowym. Proszę sobie pomyśleć, że te wszystkie Kaziki będą okupować PKW jeszcze przez długie lata. Co najsmutniejsze, mogą śmiać się przy użyciu "państwowych zębów" z nas wszystkich i mówić "i tak nam nic nie zrobicie".Całkowicie bezkarni. A to wynika z tego, że cała klasa polityczna, podobnie jak media, każdorazowo tuż przed, w trakcie i po kolejnych głosowaniach piętnują pracę PKW, po czym odpuszczają, prowadząc do szkodzącego nam wszystkim utrzymania status quo

Prócz problemów z serwerami wystąpiły jeszcze takie uchybienia, jak niepełne listy wyborcze czy takie, w których pewne komitety zostały wydrukowane podwójnie. Wydawać by się mogło, że takie problemy nie powinny się zdarzać w XXI wieku.

Problem wynika przede wszystkim z fatalnego nadzoru ze strony sędziwego towarzystwa z PKW. Czy wyobraża sobie Pani sytuację w której w wielu obwodach, na przykład w Niemczech, na kartach do głosowania są rażące błędy, a przedstawiciele tamtejszego odpowiednika PKW uparcie twierdzą, że suma sumarum, to i tak nie ma większego wpływu na ostateczny wynik wyborów? Przecież to jest chore. Wszyscy wokół nas się cyfryzują. Idą w kierunku głosowania przy użyciu ekranów dotykowych (tu doskonałym przykładem tego, jak można było przeskoczyć z głębokiej komuny do nowoczesności jest Estonia). A my mamy cieszyć się tym, że kolejna niesprawność systemu nad Wisłą może zostać zrekompensowana użyciem awaryjnych liczydeł i kalkulatorów. Narzędzi, które z całą pewnością są członkom PKW bardziej znane i które darzą większą estymą niż komputer, laptop, czy telefon komórkowy. Wspomniałem, że nie ma w Polsce odważnych, by to towarzystwo rozgonić na cztery strony świata. Milczy prezydent, koalicja, opozycja - wszyscy z ustami pełnymi frazesów. Czy tym razem odbudowane psychicznie po pierwszej od lat wygranej PiS, zaproponuje ponadpartyjną koalicję na rzecz zasadniczych zmian w PKW? Czy weźmie na siebie ciężar desklerotyzacji tej instytucji? 

Mimo powszechnej radości na prawicy, trzeba mieć świadomość, że na razie to tylko wstępne wyniki, bo PKW jak dotąd podała jedynie szczątkowe dane. Czy w związku z tym, można wskazywać zwycięzców i przegranych? Czy sytuacja może się zmienić, kiedy poznamy oficjalne wyniki? Tak już przecież raz się stało...

W 2010 roku wyniki exit-poll znacząco różniły się od danych PKW. Choćby ten fakt powinien powstrzymać emocje sondażowych zwycięzców, jakże widoczne we wczorajszym wieczorze wyborczym. Czteropunktowa przewaga PiS nad PO może stopnieć do 1-2 punktowej, a wtedy zwycięstwo, choć historyczne, będzie jednak nieznaczne. Spodziewam się drobnych korekt rezultatów PiS, PSL i PO. Trzeba zaczekać więc na dane oficjalne i dopiero interpetować wyniki. Wiem, że to zadanie nie będzie łatwe i jest wyłącznie dla ludzi cierpliwych, bo - mówiąc pół żartem, pół serio - nie wiadomo czy PKW poda je w tym tygodniu, miesiącu, czy roku.

Jakie wnioski można wyciągnąć ze wstępnych wyników?

Dzięki zjednoczeniu i błyskawicznej reakcji na przekręty Hofmana i spółki "duży PiS" wygrał. Bez przyciągnięcia SP i PRJG i wyczyszczenia miłośników dorabiania na kilometrówkach tego sukcesu by nie było. A pamięta Pani, ile było oporu wewnątrz PiS przy otwieraniu się Kaczyńskiego na środowiska Ziobry i Gowina? Ciekawe, co dziś ci wszyscy zachowawczy działacze PiS mają do powiedzenia? Wynik powyżej 30 proc. cieszy, ale to jest wciąż dla PiS wąski przedział, w którym ta partia porusza się od lat. Nie przełamała szklanego sufitu, choć się do niego zbliżyła. Ten poziom poparcia dla PiS nie dałby dziś większości sejmowej i to powinni sobie uświadomić - raczej marnie znający się na arytmetyce wyborczej - liderzy tego ugrupowania. Do tego dochodzi świetny wynik PSL, którego ekspansja w średnich i dużych miastach jest coraz bardziej widoczna. Ludowcy mają zdolność odbierania głosów zarówno z kończącego się SLD, słabnącej PO, jak i krążącego między PSL a PiS elektoratu centroprawicowego. Jeśli partia Piechocińskiego utrzyma sympatie w okolicach wyniku dwucyfrowego, to perspektywa bezpiecznej większości dla PiS jesienią 2015 znacznie się oddali. Takie są nieubłagane prawa podziału wpływów poszczególnych rodzin partyjnych, czyli tego, co nazywamy geografią wyborczą. Do Budapesztu zrobiło się nad Wisłą od niedzieli trochę bliżej, ale wciąż na tyle daleko, by popadać w hurra optymizm.

Wspomniał Pan o frekwencji, która była w tych wyborach wyjątkowo wysoka. Czy to oznacza, że Polacy wreszcie przełamali jakąś barierę marazmu i poczucia, że nie są w stanie nic zmienić w kraju?

Frekwencja jest według mnie na bardzo przyzwoitym poziomie, biorąc pod uwagę fakt, ilu Polaków jest poza granicami kraju. Oni nie uczestniczyli we wczorajszym głosowaniu. Stoją dziś na zmywaku w Irlandii, sprzątają w Brukseli lub malują w Paryżu. Zagłosowali nogami. Gdyby część z nich została w kraju i zagłosowała, mielibyśmy frekwencyjny rekord w wyborach samorządowych. Ale i tak nie ma co narzekać, że pomimo powszechnego, jakże negatywnego stosunku do polityki i polityków, tak wielu uznało, że warto pofatygować się do lokalu wyborczego. Być może nieprzypadkowo ta wysoka frekwencja ma miejsce w kontekście wyborów lokalnych, bo na tym szczeblu jest stosunkowo niewiele tzw. partyjniactwa. Jest też większe zainteresowanie takimi otaczającymi nas przyziemnymi sprawami. 

Rozm. Marta Brzezińska-Waleszczyk