"Każde powołanie jest powołaniem do macierzyństwa,fizycznego, duchowego, moralnego. Bóg złożył w nasinstynkt życia. Kapłan jest ojcem, siostry zakonnesą matkami, matkami dusz. Biada tym młodym ludziom,którzy nie przyjmują powołania do rodzicielstwa.Każdy musi przygotować się do własnego powołania:przygotować się aby być dawcą życia przez poświęceniejakiego wymaga formacja intelektualna; wiedzieć, czymjest małżeństwo "sacramentum magnum"; poznać innedrogi; kształtować i poznawać własny charakter" - mówiła św. Gianna Beretta Molla, apostołka heroicznej miłości.

Kiedy oczekiwała czwartego dziecka, lekarze stwierdzili u niej chorobę nowotworową. – Chcę, aby żyło moje dziecko – powiedziała przed porodem do przyjaciółki, dokonując tym samym wyboru, oddając swoje życie za maleńką córeczkę. Joanna-Emanuela przyszła na świat zdrowa. Na pomoc dla matki było już jednak za późno. Joanna Beretta Molla zmarła 28 kwietnia 1962 roku w wieku niespełna 40 lat... 

Podczas uroczystości kanonizacyjnej Ojciec Święty Jan Paweł II kreśląc sylwetkę Joanny powiedział, że przypieczętowała swoje życie ofiarą skrajnego poświęcenia. 

Oto jeden z listów świętej Joanny do przyszłego męża, Piotra:
 
Mój Najdroższy Piotrze!
 
Jak Ci dziękować za ten cudowny pierścionek zaręczynowy? Drogi Piotrze, aby Ci wyrazić moją wdzięczność, ofiaruję Ci me serce. Będę Cię kochała zawsze tak, jak już Cię kocham. Myślę, że w przeddzień naszych zaręczyn sprawi Ci radość wyznanie, iż jesteś dla mnie najdroższą osobą, do której nieustannie zwrócone są moje myśli, uczucia i pragnienia. I nie mogę się już doczekać chwili, w której stanę się na zawsze Twoja. Najdroższy Piotrze, Ty wiesz, iż moim pragnieniem jest widzieć Cię i znać jako osobę szczęśliwą. Powiedz, jaka powinnam być i co powinnam zrobić, ażeby Cię takim uczynić? Bardzo ufam Panu Jezusowi i jestem pewna, że On pomoże mi być narzeczoną godną Ciebie. Lubię często medytować nad fragmentem biblijnym odczytywanym podczas Mszy św. ku czci św. Anny. „Niewiastę dzielną któż znajdzie? (...). Serce małżonka jej ufa (...). Nie czyni mu źle, ale dobrze przez wszystkie dni jego życia” – itd. Piotrze, pragnę być dla Ciebie tą dzielną niewiastą z Ewangelii! Mam jednak wrażenie, że jestem taka słaba. Chcę powiedzieć, że naprawdę potrzebuję wsparcia Twego silnego ramienia. Przy Tobie czuję się naprawdę pewnie! A od dziś proszę Cię, Piotrze, o jedną przysługę. Jeśli zobaczysz, że czyniłabym cokolwiek, co nie jest dobre, powiedz mi o tym, popraw mnie. Czy rozumiesz? Będę Ci za to zawsze wdzięczna. Ściskam Cię z całych sił i życzę wesołych Świąt Wielkanocnych. 

Gdy czytamy te listy wydaje się nam, że trzymamy w ręku receptę na życie małżeńskie, na kształt przyszłej rodziny, spisywaną w przeddzień ślubu w trakcie "małżeńskiego nowicjatu" trwającego około dziesięć miesięcy.

       Wielokrotnie potwierdza Gianna, że chce być "dobrą żoną" Piotra. W pierwszym liście pisanym do inżyniera Molli 21 lutego 1955 r. wyznaje i proponuje: 

       "Zawsze byłam osobą spragnioną uczucia i bardzo wrażliwą. Dopóki miałam rodziców wystarczała mi ich miłość; później, mimo iż byłam bardzo zjednoczona z Bogiem i pracowałam dla Niego, odczuwałam potrzebę miłości matki i znalazłam ją w tej kochanej siostrze zakonnej, o której wczoraj Ci opowiedziałam. Teraz zjawiłeś się Ty, którego kocham i któremu zamierzam się podarować dla stworzenia prawdziwie chrześcijańskiej rodziny".

       W tych listach dostrzega się miłość oblubieńczą, pełną uczuciowości, radości, entuzjazmu, wiary.

       Wiara nie umniejsza i nie jest w stanie przyćmić intensywności i spontaniczności tej miłości, wręcz przeciwnie: uszlachetnia ją, intensyfikuje i czyni bardziej pociągającą, gdyż Gianna dobrze wie, że miłość, każda jej forma pochodzi od Boga, jest uczestniczeniem w miłości Bożej, jest darem Bożym. Miłość małżeńska poza tym staje się w Sakramencie znakiem miłości Chrystusa do Kościoła.

 

       W sobotę 24 września 1955 r. w kościele parafialnym św. Marcina w Magenta (kościół, w którym została ochrzczona) w obecności swego brata ks. Józefa, Gianna wymawia swoje "tak", łącząc się na zawsze z inżynierem Piotrem Mollą.

Gianna czuła głębokie powołanie do macierzyństwa i bardzo pragnęła mieć dzieci. Na dziesięć dni przed ślubem tak pisała do swego przyszłego męża:

 

       "Z pomocą i błogosławieństwem Boga zrobimy wszystko, aby nasza rodzina mogła stać się małym wieczernikiem, gdzie Jezus króluje nad wszystkimi naszymi uczuciami, pragnieniami i czynami... To już tylko kilka dni i odczuwam wielkie wzruszenie na myśl o przyjęciu Sakramentu Miłości. Staniemy się współpracownikami Boga w stwarzaniu, będziemy mogli ofiarować Jemu dzieci, które będą Go kochały i będą Mu służyły".

 

       Akceptowała nieuniknione poświęcenie, jakie niesie ze sobą życie w rodzinie, nie pozwalając aby kiedykolwiek coś przyćmiło jej nieustanny uśmiech. Konsekwencja, świadomość swoich obowiązków, zrównoważenie: te typowe dla siebie cechy Gianna wykorzystywała do maksimum w życiu rodzinnym, zawodowym i parafialnym z całą harmonią i prostotą.

 

       Naczelnym celem małżeństwa było dla niej stworzenie licznej i świętej rodziny. Z podróży poślubnej pisała do jednej ze swoich sióstr:

 

       "Niestety, nie czuję jeszcze objawów ciąży, modlę się, aby Pan Bóg podarował mi szybko wiele grzecznych i świętych dzieci".

 

       Wcześniej jeszcze, kiedy stała przed wyborem materiału na suknię ślubną, powiedziała do tej samej siostry:

 

       "Wiesz, chcę wybrać bardzo piękny materiał, gdyż chcę później przerobić suknię na ornat na Mszę Prymicyjną któregoś z moich synów".

 

       W czternaście miesięcy po ślubie 19 listopada 1956 r. urodził się Pierluigi, pierwszy syn; następnie Maria Zyta, która urodziła się 11 listopada 1957 r. i Laura Maria, która przyszła na świat 15 lipca 1959 r.: w ciagu niecałych 4 lat małżeństwa urodziła trójkę dzieci, a wszystkie ciąże miały trudny przebieg.

 

       Opowiada jej siostra S. Virginia, zakonnica:

 

       "Jak wiele kosztowały Giannę jej dzieci można było zrozumieć z tego, co często mi powtarzała: "Wiesz, ludziom łatwo się mówi: mają pieniądze i warunki, to dobrze,że mają dużo dzieci - ale nie rozumieją, że za każdym razem ja ryzykuję życiem. W każdym razie jestem zadowolona i nie chcę tracić czasu, ponieważ i Piotr i ja nie jesteśmy już najmłodsi i nie chciałabym, aby nasze dzieci pozostały bez rodziców jeszcze w dzieciństwie".

 

       Przyjęła poświęcenie jako powołanie od Boga i przyjmowała je dzień po dniu jako święte posłannictwo, jako zadanie do wypełnienia, jako obowiązek, od którego nie można się uchylić: codziennie praktykowała miłość do Boga i bliźniego, nie tylko dlatego, że ewangeliczna miłość jest cnotą, która streszcza w sobie "całe Prawo", lecz także dlatego - jak sama zauważała, że - miłość ćwiczy także wolę, zaś "wypróbowana" wola jest bardziej gotowa na każdy rodzaj poświęcenia.

 

       Można powiedzieć, że wymiar poświęcenia był stale obecny i towarzyszył wszystkim jej doświadczeniom życiowym, od tych domowych po zawodowe, od tych matczynych po małżeńskie. Gianna rozumiała kobietę jako matkę i żyła macierzyństwem w sposób ofiarny: być matką i być "ofiarą" to były dla Gianny rzeczywistości nierozłączne. A wszystko to przeżywała z radością, mimo iż trzeba było płacić wysoką cenę. Poświęcenie, aż po ofiarę z siebie, było z góry przewidziane, brane w rachubę. Jednocześnie swoją pracę lekarza wśród dzieci i najuboższych traktowała również jako posługę macierzyńską, a więc także nieodłączną od poświęcenia.

 

       Napisała:

 

       "Każde powołanie jest powołaniem do macierzyństwa fizycznego, duchowego i moralnego, a przygotowanie się do niego oznacza przygotowanie się do bycia dawcą życia".

 

       I jeszcze:

 

       "Jeśli w walce o nasze powołanie musielibyśmy umrzeć, to byłby to najpiękniejszy dzień naszego życia".

 

       I tak gdy po trzech bolesnych ciążach, na początku czwartej okazało się, że konieczna jest operacja chirurgiczna włókniaka macicy, Gianna wierna swoim zasadom moralnym i religijnym bez wahania poleciła chirurgowi, by przede wszystkim zadbał o uratowanie życia jej dziecka.

 

       Przeżyła następnych sześć miesięcy, zwierzając się tylko nielicznym, że jako lekarz jest świadoma co ją czeka.

 

       Jej mąż pisze:

 

       "Z niezrównaną siłą ducha i z niezłomnym postanowieniem kontynuowała swoje posłannictwo jako matki aż do ostatnich dni ciąży. Modliła się lub rozważała. Z uśmiechem i pogodą, którą wywoływały u niej piękno, żywość i zdrowie jej trzech "skarbów", łączyła się prawie delikatna obawa. Lękała się i obawiała, że dziecko może urodzić się chore. Nieustannie modliła się aby tak się nie stało. Wiele razy prosiła mnie o wybaczenie trosk jakie mi sprawia. Mówiła, że jak nigdy dotąd potrzebuje uczucia i zrozumienia. Gdy zbliżał się termin porodu powiedziała otwarcie, głosem zdecydowanym, a równocześnie pogodnym, z głębokim spojrzeniem, którego nigdy nie zapomnę: gdyby trzeba było wybierać między mną a dzieckiem - żadnych wahań. Żądam, abyście wybrali dziecko. Ratujcie dziecko!"

 

       Od stycznia 1962 r. do kwietnia, do chwili porodu powróciła do swojej pracy zawodowej i domowej. W Wielki Piątek po południu 20 kwietnia 1962 r. wróciła do kliniki, aby rodzić.

 

       W Wielką Sobotę matka Gianna, a z nią cała jej rodzina - przeżyli nieopisaną radość z boskiego daru: daru nowego człowieka. Urodziła się Gianna Emanuela, jak tata Piotr chciał, aby nazwać córkę dla upamiętnienia mamy i jej poświęcenia.

 

       W kilka godzin po porodzie wystąpiły niesamowite cierpienia: sprawdziły się niestety przewidywania co do komplikacji. Gianna wzywała co chwilę swoją matkę, gdyż cierpienia przekraczały jej siły. Również w Niedzielę Wielkanocną okrutnie cierpiała, podobnie w następnych dniach. W nocy z piątku na sobotę zaczęła się agonia. Przeniesiono ją do domu i stamtąd odeszła do nieba między świętych w sobotę rano o godzinie ósmej, 28 kwietnia 1962 r.

 

       "Świadoma ofiara": tak określił ją Papież Paweł VI podczas modlitwy Anioł Pański w niedzielę 23 września 1973 roku, przypominając "matkę z diecezji mediolańskiej, która, aby dać życie swojej córce poświęciła się przez świadomą ofiarę własnego życia".

Gianna była kobietą wiary: ta cnota była jej podstawową inspiracją i punktem odniesienia dla wszystkiego.

kz/mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl