W przypadku dużych zgromadzeń, podczas których ludzie wyrażają swoje sympatie i poglądy polityczne, odpowiedzialność za zabezpieczenie spoczywa oczywiście na organizatorach. Ale proszę pamiętać, że to w żaden sposób nie zwalnia z odpowiedzialności za porządek publiczny policji. Organizatorzy odpowiadają za porządek w pewnym zakresie, „od – do”. Kierownik zgromadzenia nie ma praktycznie żadnego narzędzia, oprócz poinformowania policji, a jednocześnie ponosi odpowiedzialność za to, co się stanie. Było to oprotestowane niemal przez wszystkie organizacje społeczne w momencie tworzenia ustawy o zgromadzeniach publicznych (przypominam, z inicjatywy prezydenta).

W kwestii wczorajszych wydarzeń w Warszawie uważam, że doszło do rażących uchybień ze strony kierujących działaniami policji. W przypadku jakichkolwiek podobnych sytuacji, które mogą powodować wszelkiego rodzaju zamieszki, jak również prowokacje, policja zabezpiecza przemarsz takiej manifestacji wzdłuż całej trasy, ze szczególnych uwzględnieniem tych miejsc, gdzie może dojść do stracia z grupami protestujących czy manifestujących odmienne poglądy.

Polska policja umie zabezpieczać tego typu wydarzenia i robi to w sposób prawidłowy na przykład w przypadku tzw. kolorowych parad homoseksualistów. Podczas przemarszu wyrażających swoje poglądy w zakresie orientacji seksualnej, policja ustawia swoich funkcjonariuszy wzdłuż ulic i eliminuje wszelkie zagrożenia. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego na tak licznym zgromadzeniu (choć funkcjonariuszy było ponad trzy tysiące, i to dobrze, jak na polskie warunki, przygotowanej do takich działań), nie ustawiono policji wzdłuż przemarszu.

Oczywiście, pomijam obraz telewizyjny, który był ewidentną manipulacją i pokazywaniem zamieszek. Proszę zwrócić uwagę, że kiedy doszło do przepychanek na ul. Wilczej, ludzie uciekali stamtąd, kierując się w stronę Marszałkowskiej. Ktoś ich zaatakował, ale kamera tego nie pokazała! Pokazano jedynie przepychanki wewnątrz tłumu. Kamera widocznie nie odważyła się przemieścić w stronę centrum zajścia.

Dziwi mnie jeszcze sytuacja przy płonącej tęczy. Było tam wielu dziennikarzy, którzy rejestrowali zajście, ale także wielu funkcjonariuszy. I co? Żaden z nich nie był w stanie powstrzymać osób, które przeszkadzały strażakom w ugaszeniu pożaru? Mam nadzieję, że nagrania z monitoringu pokażą, jak przebiegała sytuacja na pl. Zbawiciela.

Not. MBW