Czy reakcja naszych sojuszników z NATO na niedawną prowokację Rosjan na Bałtyku była właściwa? A może powinniśmy być zaniepokojeni? Na to pytanie odpowiada w komentarzu dla naszego portalu sowietolog Andrzej Łomanowski.

 

Szef polskiego MON Antoni Macierewicz w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, że agresja Rosji jest realna i wiele wskazuje na to, że będzie postępować. Jednocześnie zaznaczył, że w tej chwili nie ma podstaw, by sądzić, że NATO nie będzie się wywiązywać ze swych zobowiązań wobec Polski. Czy rzeczywiście możemy spać spokojnie?

Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że minister Macierewicz się myli. Okręt amerykański USS Donald Cook, który był ostatnio obecny w regionie Bałtyku, pływał niedawno po Morzu Czarnym. Tam również zdarzało się, że w jego pobliże nadlatywały rosyjskie samoloty bojowe. Jednak tam ani razu nie zdarzyło się, aby taki samolot przeleciał dziesięć metrów nad nim i ani razu nie zdarzyło się, żeby coś takiego nastąpiło kilkanaście razy z rzędu w ciągu dwóch dni.

W regionie Morza Czarnego było więc zupełnie inaczej, niż teraz na Bałtyku?

W momencie gdy USS Donald Cook przepłynął na Bałtyk, okazało się, że rosyjska agresja wobec okrętu sojuszniczego z nami państwa wzrosła. To powoduje, że chyba mamy się czego obawiać. W obu przypadkach było to wyznaczanie pewnych granic przez Rosję i pokazanie „kto rządzi w lesie”, jak to mawiają Rosjanie. Chamstwo w regionie Bałtyku było jednak znacznie większe, niż na Morzu Czarnym. Tam były to dość brutalne zabawy wojskowe, które jednak są dopuszczalne. Natomiast tu mieliśmy do czynienia z sytuacją na pograniczu wywołania ogromnego incydentu.

Jak możemy ocenić postawę Amerykanów w tej sytuacji?

Musieli mieć nerwy z żelaza, bo wyobrażam sobie, że purpurowi z wściekłości trzymali już palce na przyciskach odpalających broń. Inna sprawa, że marynarka Stanów Zjednoczonych gigantycznie się zbłaźniła, nie używając w tej sytuacji żadnego innego, to znaczy nie śmiertelnego, uzbrojenia. Mogliby przecież postraszyć te samoloty. Są możliwości z zakresu walki radioelektronicznej, które pozwalają na wywołanie chwilowej awarii przyrządów pokładowych samolotów przy pomocy różnego rodzaju urządzeń, które zapewne były na USS Donald Cook.

Marynarka USA zachowała się więc niewłaściwie?

Ten incydent pokazał z jednej strony narastającą agresję Rosji, a z drugiej całkowitą bierność Amerykanów. Kiedy mleko już się rozlało, Sekretarz Stanu John Kerry wyszedł i zaczął mówić, że Amerykanie mogli zestrzelić te samoloty. Oczywiście, że tak i wszyscy o tym doskonale wiedzieli, również Rosjanie, ale założyli, jak się okazało zupełnie słusznie, że Amerykanie pozostaną bierni.

Co wynika dla naszego kraju z tej sytuacji?

Agresja Rosjan i całkowita bierność naszego największego sojusznika prowadzą niestety do niepocieszających wniosków. Administracja Obamy, która na szczęście już odchodzi do historii, postawiła na coś, co sama określiła jako „strategiczną cierpliwość”. Tyle, że na końcu tego procesu otrzymali wojnę na Ukrainie, czy reżim komunistyczny w Korei Północny, który już w tej chwili ma broń atomową i środki do jej przenoszenia. Toteż cała idea ekipy Obamy okazała się gigantycznym błędem, który następna administracja będzie musiała nadrabiać i to na pograniczu ryzyka wywołania poważnego konfliktu w którymś z regionów.

Bardziej powinien nas niepokoić brak reakcji USA, czy narastanie agresji rosyjskiej?

Zdecydowanie brak reakcji Amerykanów. To, że agresja ze strony Rosjan wzrasta od czasu wybuchu wojny na Ukrainie, nie powinno nas w ogóle dziwić. Natomiast brak reakcji na takie wydarzenia ze strony naszych najbliższych sojuszników to naprawdę niepokojąca sytuacja. Mam wrażenie, że większość amerykańskich sojuszników nad Bałtykiem, to znaczy my i państwa bałtyckie patrzyły na ten incydent ze zdumieniem. Trudno jednoznacznie stwierdzić, gdzie dokładnie miał on miejsce, ale wszystko wskazuje na to, że raczej w głębi Bałtyku, niż przy wybrzeżu rosyjskim.

Jakie mogą być następstwa tego zdarzenia i takiej a nie innej postawy USA?

Mam nadzieję, że ta amerykańska bierność nie doprowadzi do kolejnych incydentów dokonywanych przez rozzuchwalonych rosyjskich wojskowych. W tamtym środowisku takie sprawy się błyskawicznie roznoszą. Wszyscy tam poklepują się po ramionach, mówiąc „Ale daliście im popalić! Świetna robota!”. Ta wieść niesie się między generałami rosyjskimi od Bałtyku aż do Oceanu Spokojnego. Mam nadzieję, że następny incydent nie skończy się znacznie gorzej. Ważne jest też pytanie, czy sam głównodowodzący Władimir Putin był w to zamieszany, ale znając jego skłonność wtrącania się do przebiegu operacji, można założyć, że o tym wszystkim doskonale wiedział.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW