Przybycie batalionu pancernego wojsk amerykańskich na Litwę wywołało wielkie poruszenie w stolicy sąsiedniej Białorusi. Jednak początkowe bardzo wojownicze deklaracje Alaksandra Łukaszenki szybko zostały stonowane, a chyba ostatecznie rozwiały wszelkie obawy wyjaśnienia złożone przez szefową amerykańskiej placówki dyplomatycznej w Mińsku. Zresztą wydaje się, iż od początku była to ze strony Łukaszenki jedynie pokazówka skierowana do wewnętrznego odbiorcy, szczególnie struktur siłowych.

Najpierw władze w Wilnie ogłosiły, że na Litwę przybył pierwszy transport amerykańskiego wojska – łącznie chodzi o pół tysiąca żołnierzy oraz kilkadziesiąt czołgów Abrams i wozów bojowych piechoty Bradley z dywizji Wojsk Lądowych z bazy Fort Hood w Teksasie. „To sygnał dla Litwy i dla innych sąsiednich państw NATO, że w razie kryzysu sojusznicy będą z nami” – mówił minister obrony Raimundas Karoblis, nie kryjąc, że to „też sygnał dla Rosji i jeszcze jeden element odstraszający”. Dwa dni później zapewniał, że akurat Mińsk nie powinien się jednak niczego obawiać, bo „Litwa jest bezpośrednio zainteresowana zachowaniem niezależności i jedności terytorialnej Białorusi”. Mimo to Białoruś zareagowała bardzo nerwowo. 22 października sekretarz Rady Bezpieczeństwa Stanisłau Zaś poinformował, że Łukaszenka polecił przygotować plan reakcji struktur siłowych Białorusi na „demonstracyjne przerzucanie wojsk zza oceanu pod białoruską granicę”. Prezydent zwołał 28 października naradę szefów resortów siłowych, podczas której omawiana była możliwa odpowiedź Białorusi na rozmieszczenie na Litwie amerykańskiego kontyngentu. W spotkaniu wzięli udział minister obrony Andrej Raukou, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Stanisłau Zaś oraz szef wywiadu wojskowego Paweł Tichonau. Minister Raukou oznajmił, że reagowanie ma polegać na wzmocnieniu działań wywiadowczych, wzmocnieniu granicy białoruskiej i zwiększeniu liczby wojsk „na kierunku litewskim”. Z ust Łukaszenki popłynął jednak sprzeczny przekaz. Z jednej strony zrobił wokół przybycia Amerykanów na Litwę dużo hałasu, a z drugiej sam stwierdził, że „30 czołgów i wozów pancernych to po prostu śmieszna ilość wobec armii białoruskiej”.

29 października w tej sprawie sekretarz białoruskiej Rady Bezpieczeństwa Stanisłau Zaś rozmawiał z charge d’affaires ambasady USA w Mińsku Jennifer Moore (od 2008 r. w białoruskiej stolicy nie ma ambasadora). Po tym spotkaniu strona białoruska wyraźnie zmieniła swój ton odnośnie rozmieszczenia wojsk i sprzętu USA na Litwie oraz manewrów Defender Europe 2020. Po wyjaśnieniach, jakie złożono podczas spotkania, o które prosiła strona amerykańska, Zaś przyznał, że wcześniejsze ostra retoryka Mińska wynikała z „niedostatecznego zaufania i informacji”. Ponad 500-osobowy batalion z czołgami i bronią pancerną ma stacjonować ok. 15 km od granicy Białorusi, na poligonie w Pabrade do wiosny 2020 roku. Wtedy to – na terenie 10 krajów, w tym w Polsce, Litwie i na Łotwie – odbędą się manewry NATO Defender Europe 2020. Ma być ćwiczony podczas nich przerzut amerykańskich żołnierzy do Europy na dużą skalę. Choć Łukaszenka lekceważąco ocenił obecność Amerykanów w Pabrade i podkreślał, że Białoruś w razie potrzeby sama sobie z nimi poradzi, to jednak duże manewry NATO to już inna sprawa. Minister obrony Raukou oznajmił, że „wojskowi Białorusi i Rosji będą przeprowadzać wspólny zwiad w związku z manewrami NATO”.

Warsaw Institute