Skąd pomysł na stworzenie całodobowego pogotowia duchowego? - Zawsze marzyłem o tym, by być dostępnym dla ludzi, którzy potrzebują pomocy, przez cały czas, nie tylko w kościele. Chodziły mi głowie takie fantazje o otwartych klasztorach, plebaniach – mówi o. Benedykt Pączka OFM Cap, inicjator akcji. Odbiera dopiero za trzecim razem, chociaż wcale nie dzwonię w godzinach jego dyżurowania. Takim momentem przełomowym, który utwierdził zakonnika w przekonaniu, że trzeba stworzyć duchowe pogotowie, był dzień, w którym szesnastoletni chłopak napisał do niego na Facebooku, że zamierza popełnić samobójstwo. - Poprosiłem go o numer telefonu i porozmawialiśmy sobie szczerze. Chłopak żyje do dziś i ma się dobrze, jest we wspólnocie – opowiada kapucyn.

 

- Ta sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, że muszę takie pogotowie stworzyć. Choć moi współbracia byli raczej sceptyczni. Mówili: „Benek, daj spokój, takich telefonów jest masa, na przykład na Jasnej Górze.”. Mnie jednak interesowała inicjatywa, która będzie dostępna dla ludzi non stop, 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu – wyjaśnia zakonnik.

 

Na początku księża zaczynali dyżurowanie we trójkę, o. Benedykt i jego dwóch znajomych. Teraz kapłanów w pogotowiu jest już jedenastu. Działają na terenie ośmiu województw. - Dziś zgłosiło się trzech kolejnych kapłanów – cieszy się zakonnik. O. Benedykt podkreśla, że w pogotowiu dyżurują nie tylko kapucyni, ale także zakonnicy z innych zgromadzeń oraz księża diecezjalni. Czy trudno mu było znaleźć kapłanów, którzy zechcą poświęcić, nie ukrywajmy, sporo swojego czasu? - Jest pewna trudność, ale niewielka. Od kapłana, który się do nas zgłasza wymagam tylko jednego – pełnej doby dyżurowania. Doby, nie dwunastu godzin czy sześciu. Dlaczego? Wymagam tego od siebie samego. Chodzi o gotowość podejmowania wysiłku, trudu, związanego z tym, że być może ktoś nie prześpi nocy. To normalne, że każdy z nas będzie zmęczony, ale chodzi o to, żebyśmy mimo to potrafili być otwartymi na drugiego człowieka i jego potrzeby – tłumaczy kapucyn. I zachęca: „Jeśli masz problem, coś się dzieje w twoim życiu, to nie zwlekaj. Bierz telefon i dzwoń. O którejkolwiek godzinie”. 

 

Inicjatywa, choć działa stosunkowo od niedawna, cieszy się ogromnym zainteresowaniem. - Zdarza się, że podczas jednej doby odbieramy nawet trzydzieści czy czterdzieści telefonów. Ludzie czasem boją się pogadać ze swoim proboszczem o pewnych sprawach. Księża na parafiach też nie zawsze są dostępni – tłumaczy zakonnik.

 

A zainteresowani dzwonią z bardzo różnymi problemami. O. Benedykt wylicza kłopoty małżeńskie, rodzinne, osobiste. Także dręczenie przez złego ducha. Powiedzenie o swoich problemach, zwłaszcza tych intymnych, bywa czasem łatwiejsze, jeśli po drugiej stronie mamy kogoś zupełnie obcego, kogoś kogo nie spotkamy następnego dnia twarzą w twarz. - Niektórym w ogóle ciężko jest rozmawiać z osobą duchowną. Są też takie osoby, które są w stanie jedynie wysłać do nas sms'a, bo przeżywają takie trudności w życiu, że rozmowa to już dla nich za dużo – opowiada o. Pączka.

 

Nieco przewrotnie pytam, co w sytuacji, kiedy któraś z telefonujących osób będzie wymagała spotkania. Czy jest taka możliwość? - Oczywiście, że tak – odpowiada kapucyn i dodaje: „Dziś na przykład spotykam się z człowiekiem, który stracił żonę. Wczoraj widziałem się z kimś, kto potrzebował spowiedzi. Niektóre osoby dzwonią i od razu pytają o możliwość spotkania. Jeżeli tylko miejsce, w którym ma się ono odbyć mieści się w obrębie terytoriów naszego dyżurowania, to nie ma najmniejszego problemu. Jeśli sprawa jest poważna i wymaga osobistej interwencji, to wsiadam w samochód i jadę – kończy o. Pączka.

 

Marta Brzezińska

 

Numery telefonów dyżurujących kapłanów znajdziesz na stronie internetowej Pogotowia Duchowego.