Coraz trudniej mi się rozmawia z ludźmi. Nie dlatego, że brakuje pojęć, język polski - choć w szybkim tempie ewoluuje (zapożyczenia semantyczne i składniowe) - nie zmienia się aż tak szybko, by uniemożliwiać komunikację. Czasem wydaje się, że patrząc na tę samą sprawę, wartość, zjawisko postrzegamy je diametralnie inaczej. Nie jest to tylko mój problem. „Pomieszanie języków” widać w telewizji, podczas spotkań „gadających  głów” komentujących każdy skrawek rzeczywistości. Widać je w codziennych Polaków rozmowach. W postrzeganiu miłości, która zamiast na dawaniu, ofierze koncentruje się na braniu. W rozumieniu roli rodziny, państwa, Kościoła. W ocenie wartości ludzkiego życia: jedni na kilku - czy kilkunastotygodniowe dziecko uparcie będą mówili „płód”, zarodki odrzucone w procedurze in vitro skazując na wieczną zmarzlinę, inni widzą w nich człowieka - jedynego, niepowtarzalnego, obdarowanego niezbywalną godnością i będą go bronić do końca. Jedni patrząc na polską rzeczywistość dostrzegają w niej jedynie pasmo niekończących się sukcesów (wolność, stadiony, szklane domy, autostrady, unijne dotacje), gwałtownie zwalczając jakakolwiek opinie, które negowałaby ich dogmatyczne przekonanie. Drudzy, choć nie kwestionują owych sukcesów, widzą też kolejki do lekarzy, ruiny tysięcy potężnych niegdyś zakładów pracy, miliony młodych, kreatywnych ludzi na emigracji, z których wielu już nie wróci do ojczyzny, zniszczony potencjał, strukturalne cwaniactwo i kłamstwo, pospolitą nędzę i beznadziejność. Oceniając postawy ludzkie, sprawujących urzędy jedni wizą w sprawującej je osobie bohatera, drudzy sprzedawczyka i tchórza uwikłanego w sitwy i koterie. Wszyscy patrzą na ten sam kraj, na tych samych ludzi! I widzą je inaczej. A kiedy zaczynają rozmawiać o nim ze sobą, zamiast argumentów pojawiają się emocje i bluzgi.

Współczesne agory owego „pomieszania języków” to przede wszystkim Internet, ale też telewizja i radio. One wyznaczają trendy, generują emocje, wzmacniają sympatie i antypatie. Ludzie dziś totalnie się pogubili. Jeszcze nigdy nie było takiego hejtu, agresji, jaka rozlewa się dzisiaj szeroką ławą w społeczeństwie. Słowa Norwida, aby „umieć się pięknie różnić” wydają się być nierealną utopią…

 Wieża Babel, zbudowana z pychy, jest już zbyt wysoka. Kiedy zaczęła rosnąć? Trudno wskazać początek. Może to była komuna, która przez dziesięciolecia bezkarnie absolutyzowała kłamstwo i pogardę - i choć formalnie upadła, przetrwała w „homo sovieticus” mającym się doskonale w naszych realiach? A może u jej fundamentów leży rezygnacja z narodowego oczyszczenia u zarania III Najjaśniejszej Rzeczypospolitej,  które zastąpiła „gruba kreska” i zbiorowe rozgrzeszenie, choć nigdy nie doszło do wyznania win i prośby o ich przebaczenie? Była jeszcze pycha, która rozsiadła się u stóp założycielskiego mitu nowo odzyskanej wolności  i przekonanie, że teraz już nie trzeba od siebie wymagać, nie są potrzebne żadne Autorytety, wartości, a za pieniądze da się kupić wszystko.

Wieża Babel jest coraz wyższa. Skutki pomieszania języków są coraz boleśniejsze. Ile jeszcze powstanie pięter kłamstwa, głupoty i pogardy, zanim owa budowla runie? Nie wiemy tego. Ale na pewno runie grzebiąc w swoich ruinach wszystkich - to kwestia czasu, o ile nie przyjdzie wcześniej opamiętanie. Potrzebna jest nowa Pięćdziesiątnica, ponowna głęboka medytacja słów św. Jana Pawła II z Placu Wolności z 1979 roku - one nic nie straciły ze swojej wartości i aktualności. Konieczny jest powrót do słów papieża Polaka wypowiedzianych w Skoczowie (22.05.1995 r.) - homilii zapomnianej, a zarazem bardzo ważnej i jestem przekonany, świadomie nawiązującej do wspomnianego wyżej wydarzenia. Jan Paweł II widział, że jego rodacy nie poradzili sobie z wolnością – zewnętrzna przyszła, owszem, ale ta wewnętrzna zaczęła dramatycznie ciążyć ku samowoli i destrukcji. Upomniał się o sumienie. I także przyzywał obecności Ducha św., jak przed laty w Warszawie.

Przeciwieństwem „pomieszania języków” wznoszących wieżę Babel było Zesłanie Ducha Świętego. Wtedy, pomimo różnic etnicznych, kulturowych wszyscy zaczęli siebie rozumieć! Spotkali się,  zrozumieli wielbiąc Boga i słuchając jego słowa. To wyraźna wskazówka dla nas. Tylko wtedy wieża runie, gdy fundamentem jedności stanie Duch Święty, prawda, a nie brutalna siła i kłamstwo. 

Nadzieja jest. Nadzieja nigdy nie umiera.

ks. Paweł Siedlanowski