Seks oralny — grzeszne praktyki

Kilka dni temu, na stronie Frondy, przeczytałem artykuł o. Knotza o praktykach życia seksualnego w małżeństwie [art. pierwotnie opublikowany na Fronda.pl 26.11.2016 r. - red.] . Wstrząsnęły mną lekkość z jaką wyraża się on o niektórych realiach związanych z pożyciem współmałżonków oraz niestosowność porównań słowa bożego i życia w niebie z reakcjami organizmu ludzkiego w akcie intymnym. Chciałbym napisać kilka slów odnośnie tej materii. Jestem misjonarzem pracującym na ziemiach Ameryki Południowej. Na parafii, gdzie służymy, codziennie spotykamy się w konfesjonale z tymi problemami. Parafia liczy ponad 200 tys. mieszkańców, a więc mamy mnóstwo spowiedzi. Toteż staję w obronie sakramentu małżeństwa oraz jego aktu quasi sakramentalnego, którym są relacje intymne.

Temat rozpadu małżeństw w około 90 procentach wiąże się z życiem seksualnym (zdrady, nałogi psychoseksualne, profanacja ciała ludzkiego, gwałty dzieci, etc.). Problem pochodzi z grzechu głównego, którym jest rozwiązłość (nieczystość), zdefiniowana przez Katechizm jako nieuporządkowane pożądanie lub nieumiarkowane korzystanie z przyjemności cielesnych (KKK 2351). Rozwiązłość małżeńska rozpoczyna się od antykoncepcji, która omija barierę czasu w zbliżeniu cielesnym, dając sposobność nieodpowiedzialnemu współżyciu małżonków, kiedy tylko wzbudzi się w nich pożądliwość. Wyklucza ona ćwiczenie się w czystości i wstrzemięźliwości, które to rozbudzają miłość woli w oczekiwaniu powtórnego zjednoczenia ciał. Ale to inna część tego tematu.

Problemem, równie a może nawet bardziej niebezpiecznym, jest praktyka aktów perwersyjnych. Te akty łamią tajemnice świętości ciała ludzkiego. Każdy członek i każdy przewód naszego ciała ma swój, wyznaczony przez naturę i jej Twórcę, cel. Tak też usta służą, aby jeść, pić, rozmawiać, przyjmować komunie świętą i całować. Jednak zdecydowanie odróżnić należy tutaj pocałunek od aktu seksualnego oralnego, który jest symulacją kopulacji. Podręczniki teologii moralnej wspominają o możliwości uczynienia z ust pewnego narzędzia dla rozbudzenia ciała ludzkiego, szczególnie kobiecego, aby następnie, podczas stosunku płciowego, nie została ona pozbawiona przyjemności, która powinna towarzyszyć obojgu. Moraliści wspominają tutaj o pieszczotliwych słowach, zmysłowych pocałunkach i dotykach, nawet miejsc intymnych. Jednak nie ma mowy o seksie oralnym, który jest czymś zupełnie sprzecznym z naturą człowieka. Przez seks rozumie się kopulację. W tym wypadku jest ona udawana przez sferę oralna! A więc to nie jest miłosny pocałunek miejsca intymnego tylko dewiacja aktu prokreacyjnego. Skoro według teorii o. Knotza w małżeństwie wszystko jest dozwolone przez Pana Boga, jeśli tylko kończy się aktem pochwowym, to dlaczego nauczanie Kościoła stanowczo zabrania seksu analnego, zwanego sodomią, nawet jeśli ten również zakończyłby się aktem pochwowym? Ponieważ wszystkie te akty są sprzeczne naturze stworzonej przez Boga i są praktykami osób homoseksualnych. Nie popełniają ich zwierzęta, ponieważ w nich nie ma rozwiązłości i są posłuszne Stwórcy natury. Biblia natomiast z nazwy nie wymienia tych aktów, tylko, w sposób opisowy, wspomina o aktach sodomitów, jako osób tej samej płci, współżyjących ze sobą.

W Magisterium Kościoła akty sodomskie i lesbijstwo są jednym z czterech grzechów wołających o pomstę do nieba. Czy wiec powinno małżeństwo przyzwalać sobie na praktykowanie ich? Kościół naucza, że w małżeństwie, kobieta przymuszona przez męża do aktu analnego pod groźbą śmierci, nie mogąc uciec w tymże momencie, jest zobowiązana do poświęcenia swojego życia, aby nie przyzwolić na ten grzech.

Kobiety przymuszane przez mężów do seksu oralnego, mówią o odzieraniu ich z godności dziecka bożego. Rodzi się w nich poczucie odrazy do swojego ciała oraz obrzydzenia do swojej osoby. Dla wielu wulgarność tego aktu przekracza zboczenie praktyk analnych, tłumacząc, że podczas współżycia, w pośpiechu, można w akcie się pomylić, co się zdarza, ale nie odważyliby się świadomie na akt oralny. Kobiety mówią również o niemożliwości przekroczenia bariery własnej świadomości w przyjmowaniu komunii św. ustami, „które grzeszą” w ten sposób. Mężowie, którzy uczynili z ciał swoich żon zabawkę do dawania sobie wyuzdanej przyjemności, popadają w coraz to nowe uzależnienia i szukają nowych kobiet. Jest dużo agresji z ich strony w stosunku do żon, ponieważ złamali tajemnice intymności współmałżonki, czyniąc z niej przedmiot swoich zboczonych fantazji, często manipulowanych przez brudną pornografię. Te praktyki to, jak gdyby, wypędzanie Ducha Świętego z Jego świątyni, którą jest ciało współmałżonków. To profanacja. Świątynia sprofanowana przez człowieka traci dla niego swoją świętość. Istnieje mocne dążenie mężczyzn do zdominowania seksapilu kobiecego, który ich zniewala. Ale czynienie tego przez dewiacje seksualne przekształca ich w przestępców prawa naturalnego i Bożego. W konsekwencji rozbudzana żądza jest jak nieujarzmiona bestia, której apetyt, jak lubieżność, rośnie w miarę jedzenia.

Podczas ostatniego pobytu w ojczyźnie spotkałem się z zaskakującym przyzwalaniem wielu współmałżonków na wyuzdane praktyki małżeńskie, atakując księży broniących czystości tego wspaniałego aktu, który jest darem Boga. W kraju, gdzie pracuję na co dzień, ludzie zgadzają się z tradycyjną nauką księdza na ten temat, tłumacząc, że zawsze ich sumienie wyrzucało im ten grzech. W ojczyźnie naszej zaś, jako powód obrony prawa do tych grzesznych aktów, wspomina się książkę o. Knotza i nie własne sumienie, czy też prawa natury i boskie. Dlatego obalam mity o. Knotza na ten temat i czynię to w imię Tradycji Kościoła i sensus fidei, które jest zmysłem wiary wszystkich prawdziwie wierzących w Chrystusa.

Św. Paweł pisze: „..swoje własne przekonanie zachowaj dla siebie przed Bogiem.. Wszystko bowiem, co się czyni niezgodnie z przekonaniem, jest grzechem” (Rzym 14, 22-23). Nigdy nie spotkałem człowieka z przekonaniem jakoby seks oralny był czymś poprawnym moralnie. Spotkałem jednak wielu, którzy mieli ogromne wątpliwości w tej materii.

Kościół zaś w swoim nauczaniu wspomina praktykę zwaną amplexus reservatus, która jest formą pieszczot bez orgazmu, oznajmiając: „Prezbiterzy, w praktyce duszpasterskiej oraz w kierownictwie sumienia, niech nie zamierzają nigdy, spontanicznie lub zapytani, mówić o tychże praktykach, jakoby ze strony prawa chrześcijańskiego nie miały żadnej przeszkody” (Denzinger 3907, DS 2335).

Obecnie zatraca się poczucie wykroczeń i nadużyć w życiu intymnym, które w istocie są perwersjami niedozwolonymi nigdy wcześniej przez Kościół. Zastanawiające jest jednak i niepokojące, dlaczego niektórzy prezbiterzy dozwalają takich praktyk i jakim autorytetem czy prawem to czynią? Czyżby zatracali oni świadomość odpowiedzialności za destrukcyjne konsekwencje swoich nauk dla milionów dusz. A może, stając się „dobrymi wujkami” dla gustujących w rozwiązłości seksualnej, uzurpują prawo do grzesznych przyzwoleń, chcąc raczej przypodobać się bardziej ludziom niż Bogu? 

A co do orgazmu, który jest momentem najsilniejszego podniecenia płciowego, to jest co najmniej wulgarne, albo nie na miejscu, porównywanie go z doświadczeniem nieba. Teologia mówi o kontemplacji jako przedsionku nieba, która jest przeżyciem czysto duchowym a nie cielesnym. Do kontemplacji rzeczy bożych jesteśmy powołani wszyscy na tym świecie, ale nie wszyscy jesteśmy powołani do małżeństwa, aby przeżywać orgazm. Chyba że chce się kogoś zapraszać do grzechu.

Maryja i Jezus kontemplowali Boga i nie potrzebowali innych doświadczeń.

Ks. Maciej Ciamaga CSMA

Pierwotnie na Fronda.pl 26 listopada 2016 r.