Nigdy nie będziesz wystarczająco dobry, aby bez lęku stanąć twarzą w twarz przed Bogiem. Całe szczęście nie na tym polega nasze przygotowanie na śmierć lub koniec świata. Przyda się tu coś innego - pytanie, czy już wystarczająco kocham.

STRACH CZY UFNE CZEKANIE?

Jeśli czytając dzisiejszą Ewangelię o powtórnym przyjściu Pana, widzisz siebie w słowach "ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi", prawdopodobnie nie jesteś jeszcze gotowy na swoją śmierć ani na koniec świata. Chrześcijanin ma przyjąć inną postawę: zamiast lęku - tęsknota, zamiast strachu - ufne czekanie, w miejsce przerażenia - podekscytowanie, że już za chwilę nareszcie spotkam się z Bogiem twarzą w twarz i będziemy już wiecznie razem.

Brzmi niewiarygodnie, prawda? Lecz właśnie tak Jezus nakazuje nam oczekiwać końca tego życia:  "A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie". Skąd więc nasz lęk przed Bogiem i rzeczami ostatecznymi? Co robić, aby nie bać się, tylko ufnie oczekiwać na na moment swojego odejścia z tego świata?

CZY JESTEM WYSTARCZAJĄCO DOBRY?

Jednym z powodów naszego lęku przed spotkaniem z Bogiem w wieczności jest pewien duży skrót myślowy wbijany w nas od dziecka na katechezie, że aby znaleźć się w niebie, należy sobie na to zasłużyć dobrymi uczynkami. Kto z nas umie policzyć, czy mam już na niebiańskim koncie wystarczającą ilość dobrych uczynków, lub przynajmniej więcej tych dobrych niż złych? Nikt tego nie wie, dlatego jeśli faktycznie to miałoby być wyznacznikiem tego, czy znajdę się w niebie, całe życie będę się bał, czy jestem wystarczająco dobry i czy wystarczająco przestrzegam przykazań.

Całe szczęście, to nie ilość dobrych uczynków zdecyduje o mojej wieczności. Nie da się niczym "zasłużyć" czy "wykupić" sobie bliskości z Bogiem w niebie. Jezus nigdzie nie powiedział "Zbieraj dobre uczynki, abyś zasłużył sobie na niebo". Mówił za to: "Wytrwajcie w miłości mojej" oraz  "A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem". Do Nieba wejdziemy więc dlatego, że Jezus przez swoją ofiarę na krzyżu "przygotował nam tam miejsce", czyli odkupił nas ("zbliża się wasze odkupienie"). Ja mam jedynie "trwać w jego miłości", a dopiero dzięki temu "przynosić owoc obfity", czyli owocować w dobre uczynki, które dla większości z nas niesłusznie są pierwszym wyznacznikiem tego, czy pójdziemy do nieba czy nie.

APOKALIPSA, CZYLI ZDARCIE ZASŁONY

Jeśli zrozumiem tę kolejność, zrozumiem również, co będzie kryterium mojego wiecznego życia i mogę wreszcie przestać się bać o spotkanie z Panem po śmierci. Naprawdę dużo łatwiej jest kochać niż liczyć skrupulatnie wszystkie swoje dobre uczynki. Dużo prościej jest poznawać Boga przez spędzanie czasu z Nim, niż żyć daleko od Niego, a potem w strachu ciągle myśleć "czy to już grzech, czy nie?".

"W miłości nie ma lęku" powie święty Jan, przebywający cały czas przy sercu Jezusa. Dlatego dla tych, którzy ze wszystkich sił uczą się kochać Boga, koniec świata będzie przypominał coś w rodzaju zaślubin, gdy po tylu latach wspólnych rozmów, zainteresowań, czułości "na odległość" i oczekiwania na ten moment, zostanie w końcu zdjęta zasłona (gr. apokalipsis) i spotkasz się ze swoim Ukochanym twarzą w twarz.

Zapytano kiedyś Matkę Teresę z Kalkuty - "Czy boi się Matka swojej śmierci?". "A czy boi się pan wracać do swojego domu?". Czy ty boisz się wracać do swojego Domu? Jeśli nie znasz Pana domu i nie wiesz, że to twój dom - będziesz się bał. Jeśli za życia poznasz Ukochanego na tyle, że będziesz wiedział jak On za tobą tęskni - powrót do Domu stanie się twoim drugim największym pragnieniem, bo pierwszym będzie to, abyś do tego Domu mógł dotrzeć nie tylko ty sam, ale i wszyscy, których kochasz i za których czujesz się odpowiedzialny.

Ks. dr Piotr Spyra

Tekst ukazał się na profilu ks. Piotra Spyry na Facebooku.