Fronda.pl: Jedna z feministek mówi tak o potrzebie „edukowania” kobiet w Polsce: „Trzeba ciągle mówić, mimo, że elektorat nie chce słuchać”. Pana zdaniem to walenie głową w mur i przykład na kompletny „odlot” tych kobiet?

Jan Bodakowsk*: Po pierwsze, nie możemy nie doceniać zagrożenia, jakie płynie ze środowisk ekstremistycznych. Ten błąd popełniono już w XIX wieku, kiedy zlekceważono marksistów, których uważano za zabawnych idiotów. Kościół katolicki ostrzegał przed marksistami, ale nikt tego nie brał na poważnie. Później nadeszła rewolucja bolszewicka i miliony ludzi w efekcie straciło życie. Tak samo może być ze środowiskami ekstremy lewicowej, występujących dzisiaj pod sztandarami feminizmu. Owe środowiska obecnie mogą wzbudzać nasze rozbawienie, ale powinniśmy pamiętać, że może się tak zdarzyć, iż będą one miały wpływ na nasze życie. Z jednej strony musimy podkreślać, że feministki są śmieszne i nic nie znaczące, a z drugiej, że stanowią potencjalne zagrożenie.

Przeciw komu strajkują dziś feministki? Kto jest ich wrogiem?

Feminizm to nowy sztandar, pod którym występują środowiska lewicowe, skompromitowane w sferze gospodarczej. Dlatego obecnie muszą występować z hasłami zmian obyczajowych. Niezbyt dobrze lewicy wychodzi działalność pod sztandarem gejów i gender, więc teraz powrócono do koncepcji występowania pod sztandarem feminizmu czy szerzej: kobiet.

Oczywiście feministki nie reprezentują żadnych kobiet, a jedynie grupę lewicowców, którzy chcą ukształtować nową, lewicową właśnie rzeczywistość. Feministki występują przeciw temu co przynależy do naszej zachodniej cywilizacji, czyli przeciw rodzinie, narodowi, Kościołowi, społeczeństwu obywatelskiemu. Wszystko to chcą rozbić po to, by tyrania władzy państwowej nie miała żadnych przeszkód. Dla despotyzmu lewicy największym zagrożeniem są naturalne wspólnoty i dlatego feministki chcą je zniszczyć. Bardzo skuteczną metodą jest odwoływanie się do życia seksualnego i podkreślanie, że celem jest przyniesienie ludziom wyzwolenia w tej sferze. To metoda stosowana od czasów rewolucji francuskiej, niezwykle skutecznie wdrożona w USA w okresie rewolucji obyczajowej w latach 60. i 70. XX wieku. W Polsce też tę metodę się wykorzystuje.

Organizatorki strajku kobiet oprócz krzykliwych haseł obyczajowych, podnoszą kwestie walki z obecnym rządem. Piszą wprost: „Pokażmy im co myślimy o dobrej zmianie”. Jakby Pan skomentował również antyrządowy charakter protestów?

Wielu komentatorów podkreśla, że manifest manify jednoznacznie wskazywał na charakter tego strajku. Głównym złem dla feministek są obecnie rządu PiS. Wysuwały one wobec tych rządów bardzo wiele dziwnych oskarżeń, z tymże oskarżenia te nie miały żadnej podstawy. Feministki oskarżają PiS o to, że prowadzi politykę prokapitalistyczną i antysocjalną. W rzeczywistości jest odwrotnie. Rządy PiS są pierwszymi w Polsce, które rozbudowują sferę socjalną w interesie środowisk, które są biedniejsze. Wymienić można oczywiście program 500 plus, czy podniesienie płacy minimalnej. Wszystkie zarzuty wobec PiS, że jest to partia działająca w interesie korporacji jest absurdalny i sprzeczny z faktami. Śmieszne są też zarzuty feministek, że PiS broni alimenciarzy, kiedy to właśnie te środowiska bronią znanego alimenciarza Mateusza Kijowskiego, podczas gdy PiS wprowadza przepisy, które grożą karą więzienia dla uporczywych alimenciarzy. Nieprawdziwe są nawet zarzuty o to, że PiS jest partią, która ogranicza dostęp do aborcji. Jestem przeciwnikiem aborcji i mam za złe tej partii, że nie ogranicza dostępu do aborcji, ale wiedziałem już o tym przed wyborami. Zarzuty strajku kobiet wobec PiS świadczą o tym, że albo działaczki feministyczne nie wiedzą w jakim kraju żyją i są oderwane od rzeczywistości albo świadczą o złej woli feministek, które kłamią, tylko po to by dowalić PiS-owi.

Polacy i Polki się na to nabierają?

Na szczęście Polacy nie dają się przekonać i widać było to podczas ostatniej manify, która choć była duża, to jednak była zlotem wszystkich lewicowych ekstremistów z całej Polski, od organizacji, które gloryfikują komunizm, trockizm, po środowiska gejowskie. Normalni Polacy i normalne Polki nie ulegają tej feministycznej propagandzie. To bicie piany, które jak sądzę ma zapewnić jakieś gratyfikacje zagranicą dla tego ruchu. W Polsce z takimi hasłami feministki nic nie uzyskają.

Czy mimo tego w Polsce można się spodziewać, że takie strajki będą niestety normą czy ten ruch się wyczerpuje?

Sądzę, że to środowisko zgubi ich niemoralność. Wystarczy spojrzeć na to jak skończył KOD. Tej organizacji nie zaszkodziły działania PiS-u, ale najbardziej zaszkodziła niemoralność samego Kijowskiego i afery z nim związane. Sądzę, że ten ruch nie ma poparcia społecznego. Polacy mają poważne problemy, a to co oferuje im skrajna lewica, a więc np. postulaty aborcji absolutnie nie przemawiają. Oczywiście niebezpieczne jest to, że takie strajki i działalność feministek to powolne zatruwanie życia politycznego. Feministyczne toksyny wchodzą poprzez to w debatę publiczną. My jako środowiska konserwatywne i katolickie musimy się temu przeciwstawiać. Nie musimy w tym widzieć dużego zagrożenia, ale powinniśmy być świadomi, że powolna, długa i toksyczna działalność feministek wpływa w jakiś sposób na społeczeństwo. Musimy dużo pracy wykonać, by dobrymi ideami dotrzeć do ludzi i być odtrutką na lewicową propagandę. Trzeba pamiętać, że zło triumfuje wtedy, gdy uczciwi i przyzwoici ludzie nic nie robią. Możemy zablokować lewicę, jeżeli będziemy aktywni.

Dziękujemy za rozmowę.

*Jan Bodakowski, prawicowy publicysta (m.in. prawy.pl):