Czy Donald Tusk ma problem z konserwatystami w szeregach swojej partii?

 

Konserwatyści w PO są potrzebni Tuskowi, a on potrzebny jest im. Żeby mogli funkcjonować w wielkiej polityce. Bez niej byliby tylko kolejnym środowiskiem konserwatywnym. Tusk ich potrzebuje, bo stoi na czele formacji politycznej grupującej opinię od Sasa do lasa. W tej skali bliżej lasu są konserwatyści. On może dzięki nim powiedzieć wyborcom: po co macie głosować na PiS, czy na inną prawicową partię? Zagłosujcie na Platformę.

 

Co jakiś czas ich jednak temperuje. Nie widzi w nich zagrożenia dla swojej pozycji, np. od ich przedstawiciela Jarosława Gowina?

 

Tusk musi pokazywać, że władza w PO należy się jemu, a nie frakcjom głosującym dobre dla siebie rozwiązania nawet wewnętrznie. Nie mówię to o aborcji czy statusie związków partnerskich. Tu chodzi o aspekt polityczny, kto jakie będzie z tego czerpał dla siebie korzyści.

 

Ciągle on rozdaje karty...

 

Tusk optuje za takim rozwiązaniem: wy macie miejsca na listach wyborczych, ale to ja decyduję, na których będziecie miejscach. Możecie nawet inne zdanie publicznie artykułować, swoje zdanie, ale nie na tyle, aby doszło do rozłamu i żebym stracił większość dla poparcia mojego rządu bo wy, prędzej czy później stracicie swoje polityczne kariery. Ta obecna sytuacja pomiędzy Tuskiem, a platformianymi konserwatystami przypomina negocjacje. Obie strony mają kilka pozycji negocjacyjnych. On może decydować o wszystkim, ale oni mówią: chcemy być w Platformie i poza nią, mamy inne zdanie, ale chcemy być w PO. Bym tutaj żadnego rozłamu nie wróżył.

 

Czyli: konserwatyści - tak, ale na krótkiej smyczy?

 

Pod jednym warunkiem, że oni sami to zaakceptują. Donald Tusk podczas negocjacji z nimi sprawi, że poluzuje 10 cm smyczy i to spowoduje dobranie się konserwatystów do jeszcze jednej politycznej michy, którą firmuje Platforma, czyli do list wyborczych. Jest między nimi relacja, wzajemny kontakt.

 

Rozmawiał Jarosław Wróblewski