Organizacje kombatanckie z Krakowa zgłosiły pomysł zdegradowania Czesława Kiszczaka do stopnia szeregowego. Czy taki pomysł ma uzasadnienie?

Wydaje mi się, że byłaby to jakaś kontynuacja – został skazany, więc jest okazja do degradacji. Co prawda wyrok jest śmieszny: dwa lata w zawieszeniu, Kiszczak pójdzie do więzienia, jeśli znowu wprowadzi stan wojenny. Wydaje mi się jednak, że w tej sytuacji pomysł degradacji jest absolutnie właściwy.

Jakie znaczenie dla Polaków miałby taki symboliczny gest?

Symboliczne decyzje są bardzo ważne. Mówiłem już w jednym wywiadzie, że tym, jak powinien być ukarany generał Kiszczak powinni się zająć pedagodzy. Na dobrą sprawę mi nie za bardzo zależy - uważam, że powinien siedzieć mimo starszego wieku, skoro migał się przed tym przez 25 lat. Najważniejsze jest jednak to, w jaki sposób sprawa oddziałuje na społeczeństwo (nie tylko na młodzież, ale i na starszych). To jest wyraźna wskazówka, czy opłaca się być zdrajcą, czy opłaca się być ... trudno znaleźć mi odpowiednie słowo, w dodatku cenzuralne. To, jak jest traktowany przestępca jest niesłychanie ważne dla przyszłości. Chodzi o to, żeby pokazać przyszłym pokoleniom, że takie postępowanie jest naganne i jest karane. Degradacja byłaby może – jeżeli komuś chodzi o zemstę – boleśniejsza nawet niż luksusowe więzienie.

Jakie są szanse, że inne osoby odpowiedzialne za stan wojenny i w ogóle za komunizm zostaną w końcu rozliczone? To jest sprawa, która ciągnie się za nami od ćwierć wieku.

Niewątpliwie szanse są teraz większe, ale czas na to już dawno minął. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę – czas minął, a my go przespaliśmy, albo klaskaliśmy przestępcom, wynosząc zdrajców pod niebiosa. Spektakularne gesty symboliczne mogą te ogromne szkody społeczne w pewnym stopniu zrekompensować. W całości nie zrekompensują, ale częściowo mogą. Wciąż jeszcze jesteśmy odpowiedzialni za to, czy nie zaniedbamy czynności, które mogłyby poprawić moralny stan narodu.

Degradacja Kiszczaka wymagałaby inicjatywy ministra obrony, albo prezydenta. Liczy pan, że Tomasz Siemoniak, albo Bronisław Komorowski podejmie odpowiednie kroki?

Na pewno nie. Przecież Komorowski jest z tą sitwą związany w sposób nie budzący żadnych wątpliwości. Nawet „Gazeta Wyborcza” uznała go za człowieka roku, a co to jest „Gazeta Wyborcza” też już chyba nie mamy wątpliwości. No, może niektórzy mają, ale trudno mi sobie wyobrazić mentalność człowieka, który GW uważa za źródło informacji. W każdym razie wniosek o degradację, nawet jeśli nie zostanie zrealizowany, ma sens. A czy jest możliwy do realizacji? Na pewno nie przy tej ekipie. Nie przez tego prezydenta, nie przez tą premier i żadnego z jej ministrów. Co do tego cienia wątpliwości nie ma.

A w przyszłości?

To jest kwestia w części polityczna. Wydaje mi się, że taka możliwość zaistniałaby, gdyby PiS wygrał naprawdę bardzo wysoko. Nie dlatego, że miałby kompetencje, żeby to zrobić, ale znaczyłoby to, że społeczeństwo na tyle zmieniło swoje poglądy, że taką rzecz należy przeprowadzić. Póki wciąż jeszcze druga opcja ma zwolenników, tzn. jeśli wynik wyborów będzie „za, ale przeciw”, to być może politycznie taka decyzja byłaby niewskazana. Byłaby wówczas odbierana jako wojna polsko-polska itp., dawałaby przeciwnikom argumenty. Duda był w kampanii... Wie pan, ja nie jestem taki łagodny. Z radością bym przyjął zwycięstwo skina-narodowca, który by powyrzucał wszystkich tych lemingów, co usuwali ludzi z pracy za sympatie wobec PiS, ale nie tędy droga. Mamy doświadczenie historyczne, które pokazuje, że branie odwetu na przeciwnikach nie jest dobrą metodą.

Słowem, wydaje mi się, że realizacja takiego pomysłu jest bardzo wątpliwa, ale to nie znaczy, że nie należy go zgłosić. Kto by to miał zrobić? Myślę, że nie partia polityczna, ale jakaś organizacja społeczna mogłaby. Organizacje kombatanckie jak najbardziej.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor