Portal Fronda.pl: Wczoraj Grzegorz Schetyna złożył broń i postanowił zawiesić protest Platformy. Jak bardzo zaszkodzi mu ten protest wizerunkowo? To może być początek końca Schetyny?

Dorota Kania: Sądzę, że to jest klęska całej opozycji. Jeśli chodzi o Schetynę – jak najbardziej tak. Czekamy oczywiście także na dalszy rozwój wydarzeń. Wciąż też aktualne pozostaje pytanie – po co Tusk zupełnie niedawno, niespodziewanie, przyjechał do Polski? Dla samego Schetyny problemem jest przede wszystkim nie tyle PiS, co właśnie Tusk. Poza nim - także tak zwana frakcja młodych w PO, na czele której stoi Sławomir Nitras. Niewykluczone, że właśnie na tę frakcję Tusk postawi w rozgrywaniu Grzegorza Schetyny w walce o swoją pozycję w Polsce. Sam fakt, że Donald Tusk będzie chciał walczyć o pozycję w PO, swojej dawnej partii, której jest przecież współtwórcą, nie ulega najmniejszej wątpliwości. Teraz będziemy mogli obserwować przez najbliższe tygodnie, jak będzie wyglądała sytuacja w sporach partyjnych. Część z tych układanek w PO przedostaje się do opinii publicznej. Będziemy teraz mogli obserwować, czy Schetyna radzi sobie z opozycją wewnętrzną w Warszawie tak, jak radził sobie kilka lat temu z opozycją w partii na Dolnym Śląsku. Przypomnieć warto to, jak Schetyna tłumił wewnętrzne bunty działaczy PO na Dolnym Śląsku, jak zaprowadzał tam porządki. Być może teraz sięgnie po te same metody, które stosował w tamtym okresie.

Sądzi Pani, realny jest scenariusz, w którym Donald Tusk wróci z Brukseli i zjednoczy w jakiś sposób opozycję?

Nie sądzę, żeby Donald Tusk zdołał to zrobić, gdyż jest zbyt dużo chętnych do tego, by zostać liderami. Po pierwsze jest Ryszard Petru, co do którego nie sądzę, by chciał oddać swoją partię. Nie chce tego także Schetyna. Są też partie lewicowe, jak partia Razem. Proszę zauważyć, że lewica w pewnym stopniu dystansuje się od działań PO. Wszyscy mają świadomość, że niedługo, bo za nieco ponad półtorej roku, będą miały miejsce wybory samorządowe. To także będzie walka o wpływy oraz ich umacnianie czy przejmowanie. Na pewno ugrupowania będą musiały najpierw wygrać wybory samorządowe, a dopiero potem, być może po raz pierwszy, wejść do polityki.

W tej chwili Platforma tę rozgrywkę jednoznacznie przegrała. Przegrała sromotnie. Nie udało się doprowadzić do destabilizacji. Wyszła z niej bardzo osłabiona oraz poraniona. Targana także wewnętrznymi sporami. Nie sądzę, żeby udało jej się odbudować wpływy takie, jakie miała jeszcze rok czy dwa lata temu.

Poseł PO, Andrzej Halicki, twierdzi, że do blokady Sejmu może dojść ponownie, a wszystko zależy od marszałka Kuchcińskiego. Sądzi Pani, że PO jest w stanie po raz drugi zaryzykować?

To, co powiedział Andrzej Halicki, dowodzi tego, że w Platformie ścierają się dwie frakcje. Jedna z nich, w której znajduje się poseł Halicki, chce zderzenia i tego, by doszło do konfrontacji, niemalże do „walki wręcz”. Druga natomiast,  będąca pod wpływem m.in. dawnych działaczy, który z PO odeszli, uważa jednak, że nie należy blokować Sejmu, bo to jest ośmieszanie się. Przypomnieć wystarczy Stanisława Huskowskiego, wieloletniego działacza Platformy, niegdyś Solidarności, także podziemnej, bodajże sprzed dwóch dni, kiedy to w wywiadzie dla wrocławskiej Wyborczej mówił o tym, że wina jest po stronie Schetyny. Część działaczy jest więc pod wpływem tych głosów starej opozycji i widzą śmieszność tego działania. Wszystko zależeć będzie od tego, która frakcja jest w Platformie ważniejsza, która wygrała. Ta, która jest przeciwna blokowaniu i za normalną pracą parlamentarną, czy ta, która chce iść na zderzenie czołowe. Jeśli zaś dojdzie do blokady pomimo sprzeciwu części Platformy, to będzie to prosta droga do rozpadu PO. Będziemy wtedy świadkami jej nieuchronnego końca. Niewykluczone, że część działaczy, która nie będzie się zgadzała na takie metody, może przejść choćby do partii tworzonej przez Niesiołowskiego.

Dziękujemy za rozmowę.