Portal Fronda.pl: Wicepremier Piotr Gliński odwołał ze stanowiska dyrektora Instytutu Książki Grzegorza Gaudena. Byłemu szefowi Instytutu zarzuca się przekroczenie budżetu o ponad pół miliona złotych na „koszty osobowe” – czyli płace i wypłaty honorariów, wsparcie publicznymi pieniędzmi autorów „Gazety Wyborczej” i brak zachowania jakiejkolwiek równowagi w tym zakresie. O czym to świadczy?

Dorota Kania: Według mnie to, co robił Grzegorz Gauden jest zaskakujące, ponieważ była to Instytucja Publiczna, a więc należało dokładnie i ostrożnie podchodzić do przyznawania dotacji. Jednak takie zachowanie w przypadku Grzegorza Gaudena nie dziwi.

Przypomnijmy historię Bronisława Wildsteina, którego Gauden zwolnił z "Rzeczpopolitej" za upublicznienie listy katalogowej IPN‑u, znanej jako „Lista Wildsteina”. Pamiętam materiał Wojciecha Czuchnowskiego i nagonkę "Gazety Wyborczej" związaną z publikacją tej listy. To było w czasie, kiedy lustracja (w sensie ogólnodostępnym dla obywateli) stawiała pierwsze kroki.

Grzegorz Gauden jako redaktor naczelny dziennika "Rzeczpospolita" doprowadził do zwolnienia Wildsteina. Później trafił do Instytutu Książki, gdzie wspierał ikony III RP. Chodzi o Adama Michnika, Olgę Tokarczuk, Andrzeja Stasiuka. Były to osoby, które krytykowały Prawo i Sprawiedliwość i wpisywały się w ideologię "Gazety Wyborczej".

W takim razie nie dziwi, że w obronie Grzegorza Gaudena powstał list protestacyjny podpisany przez pisarzy kojarzonych w większości ze środowiskiem „Gazety Wyborczej” i „Krytyki Politycznej”.

Taka reakcja nie zaskakuje. Tym bardziej, że część podpisanych w liście, to osoby, które otrzymywały dotacje z Instytutu Książki.

Czy wobec tego jest szansa, że Instytut Książki po zmianie dyrektora, będzie spełniał swoje zadanie? Czy będzie miejsce na pluralizm i obiektywizm?

Uważam, że książki są ogólnodostępnym dobrem. Powinno być szerokie gremium, które będzie oceniało, które książki należy dotować, a które nie. Chodzi o to, by nie było tak, że ludzie, którzy wpisują się w pewien nurt myślenia (środowisko "Gazety Wyborczej") dostają pieniądze, a ci, którzy się nie wpisują, ich nie otrzymują. Dotacji nie dostał Jarosław Marek Rymkiewicz, który jest wybitny i nikomu nie trzeba tego przypominać. Tak nie powinno być.

Rozmawiała Karolina Zaremba